„Za dzisiejsze widowisko niech wam Pan Bóg zapłaci…”. Dzień grozy sprzed 80 lat

-Dziadek, którego znałem jedynie ze zdjęć, był i jest ze mną obecny przez całe życie. Z opowieści o nim, potrafię sobie go wyobrazić, to jak się zachowywał, jak mówił. Jego śmierć była wielką, rodzinną tragedią. Moja babcia Janina miała wówczas 29 lat, a moja mama Barbara, która już pamiętała swego tatę, zaledwie 7 lat. Musiały żyć z tą traumą. Dziadek był postawnym mężczyzną, sporo starszym od babci – szczupłej, drobnej, atrakcyjnej i pięknej kobiety. Kochali się i to bardzo. Był stanowczym i niezwykle konkretnym człowiekiem. Troszczył się o rodzinę. Był świetnym ojcem i mężem, choć czasami zazdrosnym o swoją śliczną żonę. Babcia natomiast zawsze w sposób niezwykle uczuciowy i ciepły wspominała męża. Nawet po wielu latach od tamtego mrocznego dnia, mówiła czasami do kogoś: -Ty, to tak się zachowujesz, jak mój Antoś… – tak wspomina Antoniego Grada, jednego z dwudziestu dziewięciu powieszonych 30 września 1942 roku na ostrowieckim Rynku, jego wnuk, Tomasz Gogol.

Antoni Grad

-Wiem, że dziadek przed wojną pracował w Powszechnej Spółdzielni Spożywców „Społem”, a później był kupcem i restauratorem przy dzisiejszej ulicy Sandomierskiej. W chwili aresztowania przebywał u swoich rodziców – mówi Tomasz Gogol. -Kiedy w mieszkaniu pojawili się gestapowcy i zapytali o niego, nikt nie wiedział dlaczego go szukają i co może się stać. Więzieniem były podziemia obecnego budynku urzędu miasta. Przesłuchania aresztowanych toczyły się natomiast w budynku przy ulicy Sienkiewicza. Z tego okresu zachował się gryps dziadka. Pisał do babci, by szczególnie  dbała o jego oczko w głowie – Basię, czyli o moją mamę, która akurat chorowała na tyfus. Prosił o jakąś paczkę, ciepłe skarpety… Myślę, że dziadek nie był świadomy tego, w jakiej znalazł się sytuacji i że ostatecznie zostanie stracony, choć pisał też, że „chyba to nie skończy się dobrze”.

Tomasz Gogol mówi, że słyszał o tym, że dziadek został aresztowany jako zakładnik po wysadzeniu mostu i przebiegającego obok gazociągu na Romanowie i że należał do ruchu oporu. O tym jednak w czasie wojny nie mówiło się w rodzinie w sposób otwarty. To pewne jednak, że Niemcy dobrze wiedzieli, kogo mają aresztować. Tomasz Gogol chciałby, aby wreszcie wydarzenia wrześniowe z 1942 roku zostały objęte przez historyków bardziej szczegółowymi badaniami. Z jednej bowiem strony mówi się, że powieszeni na Rynku zapłacili swym życiem w ramach niemieckiego odwetu za wysadzenie mostu, a z drugiej, np. w opinii Instytutu Pamięci Narodowej, że zostali zamordowani za swoją działalność w ruchu oporu w jednej z siatek konspiracyjnych. Poza tym, należeli do elity miasta i zostali straceni według zaplanowanej przez Niemców polityki eksterminacji.

AntoniGrad (w środku drugiego rzędu) jako pracownik PSS „Społem”

30 września 1942 roku na Rynku straceni przez powieszenie zostali: Leon Braziulewicz – pracownik Zakładów Ostrowieckich, Jerzy Cywiński – nauczyciel, Józef Duda – lekarz miejski, Jan Dzienniak – kupiec, Kazimierz Gałka – robotnik Zakładów Ostrowieckich, Józef Gierdalski – kupiec, Antoni Grad -kupiec, Jan Gronwald -szef administracji Zakładów Ostrowieckich, Tadeusz Gryglewicz – pracownik centrali telefonicznej Zakładów Ostrowieckich, Stefan Kosmaciński – kupiec, Teodor Kosmaciński – urzędnik Zakładów Ostrowieckich, Stanisław Liburski – nauczyciel, Stafan Łosiński – pracownik Urzędu Skarbowego, Zbigniew Madejski – nauczyciel, Stanisław Martin – kupiec, Stanisław Matyas – naczelnik wydziału finansowego Zarządu Miasta, Władysław Opała – kupiec, Michał Pakuła – urzędnik Zakładów Ostrowieckich, Feliks Pieterek –  urzędnik wydziału opieki społecznej Zarządu Miejskiego, Jan Plaskota – kierownik działu ekspedycji Urzędu Pocztowego, Zygmunt Salmonowicz – inżynier Zakładów Ostrowieckich, Stanisław Saski – właściciel browaru, Leon Smoleński – właściciel drogerii, Franciszek Späth – naczelnik Urzędu Skarbowego, Bronisław Szymczyk – pracownik Urzędu Skarbowego,  Józef Szymczyk – kierownik wydziału opieki społecznej Zarządu Miejskiego, Józef Trepczyński – kierownik wydziału opieki społecznej Zarządu Miejskiego, Jan Widmański – pracownik Ubezpieczalni Społecznej,  Witold Wróblewski –  pracownik Ubezpieczalni Społecznej. Henryk Widmański zmarł dzień przed egzekucją. 

Tomasz Gogol doskonale pamięta to, co opowiadała mu babcia. Tego tragicznego dnia nie poszła na Rynek. Nie chciała oglądać wiszącego przez kilka godzin na szubienicy dziadka. Mówi też, że to właśnie jego dziadek zerwał się z szubienicy. Został skrępowany i powtórnie powieszony. Mama, Barbara Gogol, nieżyjąca już znana w Ostrowcu jako świetny pediatra, potwierdziła to jako świadek w jednym z zeznań przed Oddziałową Komisją Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. -Z przekazów rodzinnych –zeznała – wiem, że mój ojciec w czasie egzekucji zerwał się z szubienicy. Mój dziadek, Wincenty Rutkowski, mówił, że tata był na 7 stanowisku szubienicy i po tym, jak się zrywał z pętli miał związane nogi i przywiązane do przęsła. Słyszałam informacje wskazujące, że w czasie egzekucji zrywał się kto inny. Była mowa o Łosińskim…

W udostępnionych nam przez Tomasza odpisach zeznań Barbary Gogol czytamy m.in.: – W publicznej egzekucji dnia 30 września 1942 r. na Rynku w Ostrowcu Świętokrzyskim oprócz mojego ojca Antoniego Grada Niemcy powiesili 28 osób. Jako trzydziesty zmarł w siedzibie Gestapo pan Widmański. Ojciec został aresztowany w nocy na 15 września 1942 roku. Niemcy przyszli po niego do domu. Nie znam przyczyny zatrzymania ojca. Być może brał udział w ruchu oporu, bowiem kontaktował się z Wróblewskim, Gałką, Gronwaldem, a oni też zostali aresztowani i później razem powieszeni. Jeśli nawet ojciec brał udział w ruchu oporu to nikt w domu o tym mógł nie wiedzieć, a zwłaszcza już kilkuletnia dziewczynka. Wszyscy aresztowani byli umieszczeni w areszcie miejskim. Aresztowanym można było podać żywność i rzeczy osobiste, ale na widzenia z aresztowanymi nie pozwalano. Wiem od mamy, że przenoszono grypsy, był też nieoficjalny kontakt podczas spacerów po spacerniaku. O tym, że zostaną powieszeni, prawdopodobnie do końca nie wiedzieli sami zatrzymani, jak też ich rodziny. Kiedy na Rynku postawiono szubienice świadczyło to o tym, że będą jakieś egzekucje, ale rodzina nadal nie wiedziała, że chodzi m.in. o mojego ojca. Egzekucja rozpoczęła się przed godz. 14, bo o tej godzinie kończyła się I zmiana w hucie i wychodzili robotnicy. Nie byłam świadkiem tego wydarzenia. Jednak z opowiadań mojego dziadka i mamy wynika, że na Rynku podczas egzekucji nie było mieszkańców Ostrowca. Niemcy nie pozwalali w tym czasie przebywać na Rynku, a nawet nakazywali zasłanianie okien w mieszkaniach. Dopiero kiedy egzekucja się zakończyła, ludzie mogli wejść na Rynek. Powieszone zwłoki wisiały kilka godzin, po czym Niemcy zorganizowali ich przewiezienie platformami konnymi z browaru Stanisława Saskiego, który też został powieszony. Zwłoki pogrzebano we wspólnej mogile za murem cmentarza parafialnego przy ulicy Dankowskiej. Niemcy oficjalnie nie powiadomili rodzin zabitych o tym fakcie, Zwrócono jednak ubrania po powieszonych. Ojciec idąc na śmierć prawdopodobnie o tym nie wiedział, bo był ubrany w ciepły sweter i zimowe buty, chociaż był wrzesień i dość ciepło. Prawdopodobnie liczył się z tym, że zostaje wywieziony do obozu, albo na roboty. Takie są moje przypuszczenia. Co było przyczyną, że Niemcy urządzili taką egzekucję, tego nie wiem. Kiedyś łączono fakt egzekucji z wysadzeniem przez partyzantów mostu kolejowego na Romanowie. Wydaje mi się, że powód musiał być inny. Zatrzymani byli osobami wyselekcjonowanymi, częściowo znali się ze sobą i łączę to z ewentualnym udziałem w ruchu oporu. Chyba 10 maja 1944 roku zwłoki zostały przez Niemców spalone środkiem chemicznym, To zdecydowało, że po wojnie żony zabitych nie zgodziły się na ekshumację pogrzebanych.

Miejsce egzekucji w szkicu pamięciowym wykonanym przez naocznego świadka Tadeusza Religę

-Całymi rodzinami uczestniczyliśmy w mszach za powieszonych na Rynku- mówi Tomasz Gogol. –Zamawiała je wdowa po Leonie Braziulewiczu, tym samym który mówił do Niemców pod szubienicą: Za dzisiejsze widowisko niech wam Pan Bóg zapłaci…. Byłem kilkunastoletnim chłopcem, kiedy w 1972 roku, jako wnuk powieszonego, odczytywałem –w obecności biskupa Gołębiewskiego – przygotowany przez siebie tekst podczas odsłonięcia tablicy pamięci, znajdującej się w dzisiejszej kolegiacie pw. św. Michała Archanioła.

Rodziny powieszonych, jak podkreśla Tomasz, krytycznie oceniały fakt, że z Rynku w latach pięćdziesiątych usunięty został krzyż upamiętniający mękę straconych, a jedynie mała tabliczka umieszczona została, zresztą po interwencji u władz komunistycznych,  na tzw. pomniku „Bielowej”, wzniesionym na cześć rzekomych bohaterów i wyzwolicieli  przez mieszkańców. Zależało im, by pamięć o powieszonych przetrwała. Postawienie w tej formie obecnego pomnika też budzi ich kontrowersje, podobnie jak jego usytuowanie wobec planowanej przebudowy Rynku. Tamte wydarzenia z 30 września 1942 roku zawsze będziemy mieć w pamięci. Co roku powracać będzie ból, gorycz i pamięć o pomordowanych. – Pamięć, która jest naszym świętym i patriotycznym obowiązkiem.

Mimo, iż działania Niemców stały całkowicie wbrew zasadom prowadzenia działań wojennych i międzynarodowym regulacjom prawnym dotyczącym postępowania z ludnością cywilną w czasie wojny i okupacji, to śledztwo Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie zostało umorzone wobec śmierci ustalonego sprawcy Hansa Petersa, który został zabity przez żołnierzy AK w 1944 r. oraz niewykrycia pozostałych sprawców przestępstwa.

Historyk Waldemar Brociek twierdzi, że nie da się obronić tezy IPN, że wysadzenie mostu na Romanowie z 11 września 1942 r. nie miało większego związku z późniejszą egzekucją ostrowczan. Błędem jest zaliczanie jej do jednej z wielu antypolskiej akcji Niemców, którzy rozpracowali działalność konspiracyjną i ukarali za nią naszych mieszczan śmiercią przez powieszenie. Duża liczba, związanych z konspiracją, była wywożona do obozów koncentracyjnych. Niemcy nie musieli ich tu, na miejscu, zabijać. Te osoby potrzebne im były do pracy. Z kolei osoby uznane za elity były już wcześniej mordowane i likwidowane, np. podczas akcji w 1940 roku, kiedy to prezydent Michał Sokół trafił do obozu, a wiceprezydent Józef Dziarmagowski został rozstrzelany wraz z ponad 700 osobami w Brzasku. W 1942 r. poza Ostrowcem Świętokrzyskim podobne egzekucje miały miejsce m.in. w Starachowicach, Skarżysku, Radomiu. Wszędzie były skutkiem przeprowadzanych na wielką skalę przez ruch oporu akcji sabotażowych. W ramach represji Niemcy wieszali mieszkańców. Ten rodzaj egzekucji był charakterystyczny dla okresu obejmującego właśnie wrzesień i październik 1942 roku. Jaki związek faktyczny miało wysadzenie mostu na Romanowie z przeprowadzonymi po nim aresztowaniami i samą egzekucją? 27 lutego 1942 roku patrol Związku Odwetu usiłował zniszczyć gazociąg koło Przepaści, przechodzący wzdłuż mostu. Niemcy w odwecie, tylko za próbę zniszczenia gazociągu doprowadzającego gaz do zakładów nad Kamienną, przeprowadzili aresztowania ponad 50 osób, m.in. w Ostrowcu i Ćmielowie. Gaz od 1937 roku był na naszym terenie głównym paliwem dla przedsiębiorstw, stosowanym do ogrzewania pieców. Był niezbędny do utrzymania produkcji wojskowej także w ostrowieckiej hucie. W.Brociek uważa, że celem akcji z 13 na 14 września 1942 nie było zniszczenie mostu na Romanowie, a gazociągu, który biegł wzdłuż mostu i przechodził na drugą stronę Kamiennej. Niemcy szybko oszacowali straty i zaczęli prowadzić dochodzenie, m.in. na terenie Zakładów Ostrowieckich. Ostatecznie, uznali że był to sabotaż. Z 15 na 16 września aresztowali kilkadziesiąt osób. Wśród tych, którzy zostali straceni znaleźli się aresztowani już na początku czerwca 1942 roku dwaj oficerowie rezerwy. Niemcy musieli mieć dane, na podstawie których aresztowali akurat te osoby. U doktora Józefa Dudy znaleziono dwie gazetki konspiracyjne i dlatego w śledztwie był torturowany. Duda zeznawał, że jest w organizacji konspiracyjnej, ale nie zna jej nazwy. Nazwał ją „ZZZ”, co wskazuje na to, że nie chciał ujawniać faktu przynależności do Związku Walki Zbrojnej.

W.Brociek mówi, że można być pewnym tego, że rodziny starały się o wypuszczenie aresztowanych. Zwracali się do ówczesnego komisarza niemieckiego miasta Bruno Motschalla o możliwość wyjazdu do Krakowa, aby u gubernatora Hansa Franka uzyskać zwolnienie z aresztu. Oferowali duże pieniądze. Chodziło o to, by miasto wpłaciło dużą kontrybucję, a aresztowane osoby zostały ocalone. Niemcy nie przystali na taką propozycję.

W.Brociek uważa, że w dziejach Ostrowca Świętokrzyskiego to morderstwo dokonane na ludności jest bezprzykładne. Powieszone osoby nie były bowiem skazane żadnym wyrokiem. Miały jedynie odpowiedzieć za przeprowadzony akt sabotażu i zniszczenie mostu.

Print Friendly, PDF & Email

2 thoughts on “„Za dzisiejsze widowisko niech wam Pan Bóg zapłaci…”. Dzień grozy sprzed 80 lat

  • 30/09/2022 at 12:46
    Permalink

    Tadeusz Gryglewicz – pracownik centrali telefonicznej Zakładów Ostrowieckich, należy poprawić powyższy tekst na :
    Tadeusz Gryglewicz był licealistą, uczniem Liceum im. J.Chreptowicza w Ostrowcu Św. najmłodszym ze straconych !!!

    Reply
    • 14/02/2023 at 17:00
      Permalink

      Tak, bardzo utalentowany plastycznie. Brat rodzony mojego dziadka, Franciszka Gryglewicza. Czyli mój „wójek dziadek”

      Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *