Z Grzegorzem Gałęzią spotykam się w wyjątkowym, nietuzinkowym, wręcz zachwycającym miejscu, jakim jest „Gałęziówka” w Dołach Biskupich, skąd kilkadziesiąt metrów dalej rozpościera się widok na Zaporę Wodną „Wióry”. „Gałęziówce” - miejscu z duszą, bo śmiało tak można o nim powiedzieć - wybiło 100 lat.
- Pierwotnie była to leśniczówka, która stała przez 85 lat w miejscowości Kutery niedaleko Lubieni - podkreśla Grzegorz. Nadleśnictwo Starachowice postanowiło uprzątnąć teren, pozbyć się budynku i posadzić nowy las. Ogłoszono więc przetarg na rozbiórkę i usunięcie domu i oczyszczenie terenu. Postanowiłem go kupić, przenieść, postawić w fajnym miejscu i w nim zamieszkać, bo moja cała rodzina mieszka w promieniu 15 km od miejsca, gdzie stoi obecnie. Mam trzech braci i siostrę. Urodziłem się 10 km stąd, w Prusinowicach. Kiedy budowaliśmy „Gałęziówkę”, mieszkaliśmy w Warszawie. Później przenieśliśmy się do Londynu. Czyli mieszkałem, można powiedzieć, hybrydowo, jedną nogą w Londynie, drugą w Warszawie, trzecią tutaj.
[FOTORELACJA_LISTA]6605[/FOTORELACJA_LISTA]
Jak zaznacza Grzegorz „Gałęziówka” jest zbudowana z bardzo dobrze zachowanych żywicznych bali sosnowych.
- Z tak solidnej sosny, że jak cięliśmy bale to szły z nich iskry - wraca pamięcią Grzegorz. Budynek został złożony w nowym miejscu jeden do jednego. Choć na piętrze było tylko jedno pomieszczenie. Dach trochę został podniesiony i w tej chwili jest 6 pomieszczeń. Dół pozostał w niemal niezmienionym kształcie. Z tym, że część przestrzeni otworzyliśmy - tam gdzie były 3 pokoje, jest teraz jest jeden olbrzymi salon z kuchnią.
Dom do Dołów Biskupich przyjechał w 2010 roku. 5 lat temu Grzegorz oficjalnie zakończył jego budowę.
- Sam dom został dosyć szybko i sprawnie postawiony w ciągu kilku tygodni. Ale jego wykańczanie oczywiście zajęło dużo więcej czasu – podkreśla Grzegorz. Dom liczy 140 metrów na jednym poziomie, a ma dwa poziomy plus podpiwniczenie. Bale można było „ubrać”, ale żal było je w ogóle maskować. Tylko niektóre ściany są pokryte szorstkim ręcznie robionym tynkiem. Inne pozostawiliśmy nietknięte, bez żadnego lakierowania czy olejowania, w tym elementy konstrukcyjne, belki, krokwie. Staraliśmy się zachować oryginalny charakter, ale też nie chcieliśmy, żeby to była taka cepeliowa chata góralska, więc jest wszystkiego po trochu, taki styl eklektyczny.
W domu jest mnóstwo perełek. Grzegorz uwielbia piękne przedmioty, niezależnie od ich funkcji. Czy to będzie otwieracz to butelek, świecznik czy krzesło. Ceni urodę samego przedmiotu, jego wykonanie.
- Jest tu mnóstwo tego rodzaju artefaktów - mówi. Z każdym wiąże się jakaś historia. To jest łóżko, w którym się urodziłem, a to zlew, który został zrobiony z koryta granitowego, ręcznie wykutego w połowie dziewiętnastego wieku na Opolszczyźnie. A to poniemiecki słój z napisem Zucker, w którym trzymamy sól (śmiech). Czy drzwi od obory, które zostały przerobione na stolik kawowy. Mieszkaliśmy w wielu mieszkaniach i z każdego zostawały nam pewne meble i bibeloty. Jestem fanem wszelkiego rodzaju pchlich targów, targów staroci, które fascynują mnie fotograficznie. Nieuchronnie, z każdej wyprawy fotograficznej na targ przywoziłem też coś materialnego. Fajne rzeczy można też znaleźć na śmietnikach - w Polsce, ale też we Włoszech czy w Anglii. Poza tym sąsiedzi czy rodzina wiedzą, że mam hopla na tym punkcie i regularnie mnie zaopatrują w różne zdezelowane, pozornie bezużyteczne graty. Wiedzą, że nadam im drugie życie.
Z uwagi na to, że „Gałęziówka” jest okazałym budynkiem, jak zaznacza Grzegorz grzechem byłoby nie zagospodarować jej odpowiednio.
- Regularnie odbywają się tutaj spotkania rodzinne. Mam szczęście posiadać dużą rodzinę, więc w Święta Bożego Narodzenia, Wielkanoc oraz wakacje gości tutaj około 30 -35 osób - słyszę. Spotykają się tu biegacze, bo należę do różnych grup biegowych, między innymi KuNie, czyli lokalna grupa biegowa z okolic Kunów i Nietuliska, biegacze z OstroBiec, a także pozytywni wariaci z fundacji Spartanie Dzieciom. Odbywają się również spotkania fotograficzne, ponieważ od wielu lat należę do ostrowieckiego Fotoklubu. Teraz chcielibyśmy otworzyć się również dla osób z zewnątrz i oferować miejsca noclegowe. Bedzie to miejsce, gdzie każdy miło spędzi czas, poczuje się jak w domu. Już jest wiele osób, które zakochało się w „Gałęziówce”. Pewnego dnia pojawił się niejaki pan Tomek, któremu przypadkowo polecono u mnie nocleg. Za kilka tygodni przyjechał ze swoją matką chrzestną – uroczą i krewką dziewięćdziesięciopięcioletnią Izabellą, która potrafiła docenić zarówno sam budynek, jak i przedmioty tu zgromadzone. Mieli być tydzień, zostali 11 dni. Za miesiąc Tomek przyjechał do mnie ze swoją mamą. Jeżeli ktoś raz tutaj postawi stopę, to później wraca.
W poprzednią sobotę „Gałęziówka” stała się miejscem świętowania z kilku powodów.
- Tak naprawdę na tę imprezę złożyło się wiele okazji - słyszę. Były to moje urodziny, powrót Dominiki, mojej partnerki, z Islandii, która mieszkała tam przez 2 lata i teraz na dobre wróciła do Polski. No i stulecie „Gałęziówki”. Co prawda w niektórych dokumentach jako rok budowy podaje się rok 1926, więc być może za rok będzie trzeba powtórzyć imprezę (śmiech). Musieliśmy jednak jakiś rok przyjąć. Przyjęliśmy, że jest to rok dwudziesty piąty i chcieliśmy ten zacny jubileusz uczcić.
W okrągłym jubileuszu udział wzięło 60 osób. Z Grzegorzem świętowali fotografowie, biegacze, rodzina, przyjaciele i sąsiedzi.
-Tak zacny jubileusz warto było uczcić przyjęciem szczególnym, hucznym, które na długo zapadnie w pamięci. W związku z tym pomyśleliśmy o odpowiedniej oprawie muzycznej. Zaprosiliśmy lokalnych muzyków Marka Basę i Henryka Bartosika. Spotkanie umiliła też wokalnie 9-letnia Matylda, córka Dominiki - opowiada Grzegorz. Matylda z własnej inicjatywy postanowiła być także konferansjerką. Zapowiedziała całą imprezę, zaśpiewała dwie piosenki i odegrała 100 lat na pianinie. Gościem specjalnym był mój wieloletni przyjaciel Steffen Möller, znany z programu „Europa da się lubić” czy serialu „M jak miłość”. Zatrzymałem się u niego 2 lata temu podczas bicia rekordu Guinnessa w maratonie w stroju mumii w Berlinie. A teraz miałem go okazję po raz pierwszy zaprosić do siebie. Steffen wystąpił ze swoim stand upem. Ze znanym sobie ciepłem i poczuciem humoru opowiedział o naszej znajomości. W czasie swojego wystąpienia powiedział, że bardzo mu ta impreza przypomina „Wesele” Wyspiańskiego. Rzeczywiście atmosfera była równie „gęsta”. Przez dom przewijały się różnorodne postacie, wątki, historie. Były szalone tańce i korowody. A na pokazie slajdów pojawiły się nawet chochoły. Zabawa trwała do białego rana. Część gości została na noc. Następnego dnia zjedliśmy śniadanie - zalewajkę według przepisu mojej mamy i dopiero około siedemnastej następnego dnia goście rozjechali się, zabierając ze sobą drobne upominki od Gałęziówki.
Grzegorz Gałęzia urodził się w 1969 r. w Prusinowicach, woj. świętokrzyskie. Z wykształcenia jest lingwistą – studiował na Wydziale Anglistyki na UMCS w Lublinie, Neofilologii na Uniwersytecie Warszawskim oraz Hebraistyki na Uniwersytecie w Oxfordzie. Zajmuje się fotografią reportażową. Zdjęcia służą mu również jako ilustracja do własnych artykułów. Jest członkiem Fotoklubu Galeria MCK i Związku Polskich Artystów Fotografików. Autor wystaw indywidualnych: „Cienie” – Warszawa, „Ballada o Irlandii” – Warszawa, Toruń, „Fotografie z Zasłoniętym Uchem” – Warszawa, Ostrowiec, Kraków, „Ci którzy przeżyli” – Warszawa, Oświęcim, Poznań, „Warszawiaków portret niedzielny” – Stara Galeria ZPAF, Warszawa, „Samo życie”, Siedlce, Łódź, Świdnica, „Podróż na Wschód” – Kielce, „Ola Dżambo i Salam Alejkum” – Ostrowiec i uczestnikiem kilkudziesięciu wystaw zbiorowych w Polsce i za granicą. Publikował zdjęcia i artykuły w „Chicago Tribune”, „Oxford Student”, „Polityce”, „Rzeczpospolitej”, „Gazecie Wyborczej” i in. oraz w kilku publikacjach książkowych. Jest pomysłodawcą i współautorem albumu „Ci, którzy przeżyli” ze słowem wstępnym Normana Daviesa, wydanego przez Dom Wydawniczy Bellona w języku polskim, angielskim i niemieckim. Oprócz fotografii do jego pasji należą podróże. Odwiedził prawie 50 krajów na pięciu kontynentach. Przebiegł także 58 maratonów i biegów ultra. Jest członkiem charytatywnej grupy maratończyków „Spartanie dzieciom” i zdobywcą rekordu Guinnessa w biegu maratońskim w stroju mumii.
Co po dawnej bazie MZK?
Strzelam że DINO.🤣🤣 I to te KOSZERNE z Wilanowa.
						PUSTY DZBAN
12:45, 2025-11-04
Są środki na bloki na ul. Hubalczyków!
Czy w Ostrowcu wystepuje zapotrzebowanie na tego typu nieruchomosci? W rok ubylo z O-ca 4tysiace ludzi 2023 - 63 932 20224 - 59 247 Oczywicie to nie pokrywa sie 1do1 ze spadkiem ilosci gospodarstw domowych, niemniej demografia wydaje sie byc bezlitosna. Stad tylko moje pytanie w zaden sposob nie hejtuje i nie neguje, zwyczajnie chce zrozumiec.
						Czecho
09:25, 2025-11-04
Solidarni z mieszkańcami Madagaskaru
Z artykułu już wiem, że Madagaskar zmaga się "zbidą i ubóstwem", a fundacja zorganizowała pielgrzymkę dla osób "na Wodźkach inwalidzkich". Panie Wiesławie czytamy, co piszemy.
						Ciekawy
13:15, 2025-11-03
11 kandydatów na dyrektora ostrowieckiego szpitala
Ja tego nie rozumiem... Po co to weryfikować przecież już wiadomo kto będzie...
						pacjentka
11:38, 2025-11-03
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz