Zamknij

Będą nowe województwa? Czy uda się odtworzyć aglomerację staropolską nad Kamienną?

Dariusz KisielDariusz Kisiel 06:24, 04.09.2024 Aktualizacja: 06:25, 04.09.2024
Skomentuj

Odkąd dr Łukasz Zaborowski - geograf, planista i regionalista, wykładowca Akademii „Ignatianum” w Krakowie, ekspert Instytutu Sobieskiego i wreszcie prezes Radomskiego Towarzystwa Naukowego opublikował raport o potrzebie korekty liczby i granic województw, w całej Polsce politycy próbują się stać wielkimi znawcami polityki regionalnej i jej problemów, chcąc wzmacniać znaczenie tych ośrodków, które na ostatnim podziale na 16 województw straciły na swym znaczeniu. Po 25 latach, jakie upłynęły od ostatniego podziału administracyjnego kraju na 16 województw w 1999 roku, także i w Ostrowcu Świętokrzyskim możemy ponarzekać na przynależność do małego, powstałego z zapotrzebowania politycznego województwa świętokrzyskiego. Województwa podzielonego na północną część uprzemysłowioną i południową cześć rolniczą, w którym i tak o wszystkim najlepiej wiedzą decydenci z Kielc. Przypomnijmy, że pierwotnie Ostrowiec Świętokrzyski miał się znaleźć w strukturach województwa małopolskiego. Pamiętam, że jako dziennikarze wybraliśmy się do tamtejszego urzędu wojewódzkiego, by dowiedzieć się co nas będzie czekać. Przecieraliśmy oczy ze zdumienia, gdy poinformowano nas, że budowa zbiornika przeciwpowodziowego „Wióry” na Świślinie jest jednym z priorytetów przyszłej władzy wojewódzkiej. Politycy jednak straszyli, że po paszporty będziemy jeździć aż do Krakowa. Tak naprawdę, chodziło o to, że dla wielu z nich świętokrzyskie gwarantowało mandaty poselskie i senatorskie bardziej, aniżeli poprzez start wyborczy w dużej Małopolsce. Jak pamiętamy, liczbę 16 województw wskazał jako jedynie słuszną prezydent Aleksander Kwaśniewski, grożąc nawet zawetowaniem ustawy o wprowadzeniu zasadniczego trójstopniowego podziału terytorialnego państwa. Tym 16 województwem miało być świętokrzyskie. Kandydat Kwaśniewski w Kielcach miał duże poparcie. W takich okolicznościach odbywał się „proces” budowy obowiązującego do dzisiaj układu województw.

Z tych też powodów dr Łukasz Zaborowski, naukowo zajmujący się strukturą przestrzenną kraju w ujęciach historyczno-kulturowym, osadniczym i administracyjnym i będący ekspertem w dziedzinach rozwoju regionalnego, polityki przestrzennej i planowania twierdzi, iż obecny układ województw nie jest wynikiem żadnej spójnej koncepcji, lecz przypadkową hybrydą. Powstałą w wyniku rozszerzenia modelu województw „dużych” o kilka „średnich”. Wskutek zakulisowych targów politycznych niektóre ośrodki zachowały regionalną samodzielność, a inne ją utraciły. W „dodatkowych” województwach rangę miast wojewódzkich utrzymały Kielce i Opole, Gorzów i Zielona Góra. Utraciły ją m.in. Częstochowa, Kalisz, Koszalin i Radom, choć mają nie mniejsze znaczenie w sieci osadniczej kraju. Takie nierówne traktowanie budzi poczucie krzywdy w kilku pominiętych ośrodkach, a zniesienie tych niekonsekwencji jest wymogiem sprawiedliwości.

Według dra Zaborowskiego, obecny podział oparto na kilkunastu największych miastach, nie biorąc pod uwagę mniejszych układów regionalnych. Skutkiem tego granicami przecięto zaplecza innych dużych bądź średnich miast. Rażącym przykładem są miasta nad Kamienną we wschodniej części aglomeracji staropolskiej takie, jak Ostrowiec Świętokrzyski, Starachowice i Skarżysko-Kamienna. Dlatego konieczne jest przywrócenie jedności średnich regionów, zwłaszcza takich miejskich obszarów funkcjonalnych.

W opinii dra Zaborowskiego, Polska na tle krajów europejskich wyróżnia się policentryczną siecią osadniczą. Zaznacza się przewaga Warszawy i kilku ośrodków metropolitalnych nad resztą kraju. Tak samo w monocentrycznych województwach nastąpiła koncentracja władzy w miastach wojewódzkich. Zjawisko zachodzi zwłaszcza w województwach z dużymi ośrodkami metropolitalnymi. Kraków, Warszawa i Wrocław odrywają się od swoich zapleczy regionalnych. Stanowiąc „cały świat” same dla siebie, nie dopuszczają do powstawania alternatywnych biegunów wzrostu. Z tego powodu dla równowagi rozwoju kraju konieczne jest uwolnienie ośrodków regionalnych od podporządkowania ośrodkom metropolitalnym. Województwa muszą być bardziej policentryczne. Celowe są więc korekty podziału, choć niekoniecznie miałoby to oznaczać tworzenie nowych województw. Może sensowniejsze byłoby zmniejszenie liczby jednostek? Ten, jakby się wydawało temat teoretyczny stał się jednak niezwykle drażliwy dla polityków, którzy teraz na kanwie raportu snują już swoje wizje „sensowniejszego” podziału administracyjnego z oczywiście z bardziej  uprzywilejowaną pozycją swoich ośrodków wyborczych…

Przez ostatnie ćwierć wieku między uprzywilejowanymi miastami wojewódzkimi, a dużymi miastami pozbawionymi tej rangi wytworzyła się przepaść. Dość porównać ośrodki tej samej wielkości, podobnie położone w krajowej sieci osadniczej: Kielce, a Radom albo Opole, a Kalisz lub Tarnów. Przecież, jak podkreśla dr Zaborowski, miliardy rządowych złotych i jeszcze grubsze miliardy unijnych euro, wbrew opowieściom o równoważeniu rozwoju, trafiały w pierwszej kolejności do kilku głównych metropolii i kilkunastu miast wojewódzkich. My w Ostrowcu ten stan rzeczy znamy, jak nikt inny. Teoretycznie rząd – mając ogląd całości kraju – powinien prowadzić politykę korygującą niedoskonałości występujące na niższych szczeblach. Oznaczałoby to potrzebę działania – niekiedy – wbrew opinii samorządów wojewódzkich. A jednak zbyt często głos marszałków jest przyjmowany za właściwą, pełną reprezentację „Polski regionalnej”. Co więcej, Komisja Europejska i polski rząd – rozważając udzielenie wsparcia – często wymagają, by dany cel rozwoju był wprost ujęty w strategii rozwoju województwa, nawet jeśli za dany projekt odpowiada samorząd lokalny albo podmiot prywatny. Samorząd województwa ma zatem przemożny wpływ na to, w jaki sposób ma się rozwijać województwo, a w tym – jakie miejsce w tym rozwoju mają mieć składające się na nie miasta i regiony. Ileż to razy inicjatywy Ostrowca znajdowały się na tzw. liście rezerwowej do finansowania?

Pozostajemy w zgodzie z dr Zaborowskim, że jeśli województwa mają spełniać te same zadania, to słuszne jest oczekiwanie, że będą to jednostki podobnej wielkości. Obecne „hybrydy” układu są nieracjonalnym zróżnicowaniem województw pod względem liczby ludności i powierzchni. Obok czterech jednostek przekraczających 3 miliony mieszkańców (małopolskie, mazowieckie, śląskie, wielkopolskie) mamy dwa (lubuskie i opolskie) o liczbie ludności poniżej miliona, a kolejne trzy (podlaskie, świętokrzyskie i warmińsko-mazurskie) – poniżej półtora miliona. Najludniejsze mazowieckie przewyższa najmniej liczebne opolskie ponad pięć razy. Ponadto mazowieckie jest największe powierzchniowo – blisko czterokrotnie większe od opolskiego. Nie dość, że obejmuje największą w kraju metropolię stołeczną, zostało terytorialnie rozszerzone do monstrualnych rozmiarów. Powierzchnią przewyższa Belgię, a ludnością – Słowację, nie mówiąc o mniejszych państwach europejskich.

Pokłosiem „hybrydowości” i „dodawania” województw jest, jak utrzymuje dr Zaborowski, niekonsekwencja stosowania modelu województwa z dwiema stolicami. Przywilej ten otrzymały tylko dwa „dodatkowe” województwa - lubuskie z Gorzowem i Zieloną Góra oraz kujawsko-pomorskie, gdzie Bydgoszcz jest blisko dwukrotnie większa od Torunia. Dlaczego takiego ustroju nie zastosowano w największych województwach – małopolskim, mazowieckim, śląskim, wielkopolskim, posiadających obok ośrodka wojewódzkiego inne duże miasta? Dlaczego „drugimi” miastami wojewódzkimi nie zostały Częstochowa, Kalisz, Koszalin, Radom i Tarnów? Z miast średnich rażące przypadki to Ostrołęka i Siedlce oraz wschodnie pasmo aglomeracji staropolskiej: Skarżysko-Kamienna, Starachowice i Ostrowiec Świętokrzyski. Przecież miasta nad Kamienną leżą po kilka kilometrów od granicy województw!

W wyniku „hybryd” z większości terytorium kraju co roku odpływa prawie cała populacja absolwentów szkół średnich. Przez kilkanaście lat otrzymywali wikt, opierunek i wykształcenie od własnych rodzin oraz lokalnych jednostek samorządu. Co więcej, rodzina „z prowincji” łoży na nich w czasie studiów w „wielkim mieście”, a nierzadko kupuje tam mieszkanie. To są realne przepływy finansowe. Czym różnią się od budżetowych dotacji dla „biednych regionów”? Jedynie kierunkiem. Mowa o pieniądzach, a przecież najważniejszym zasobem rozwojowym jest sam kapitał ludzki – podkreśla dr Zaborowski. -Jak zmierzyć wartość dziesiątek tysięcy najbardziej zdolnych, twórczych i ambitnych młodych osób, które rokrocznie zasilają rynki pracy poza regionami pochodzenia? Beneficjentami tego strumienia jest kilka największych metropolii, a w drugiej kolejności pozostałe miasta wojewódzkie. Naglącym wyzwaniem krajowej polityki rozwoju jest doprowadzenie do bardziej równomiernego – w skali międzyregionalnej – rozmieszczenia twórczej warstwy społecznej. To mieszkańcy metropolii są głównymi beneficjentami żywiołowego wzrostu gospodarczego ostatnich dekad. Wiele z tych osób – polityków, akademików, dziennikarzy, pracowników korporacji – w ciągu dorosłego życia nie doświadczyła mieszkania „na prowincji” i nie ma pojęcia, z jak pierwotnymi barierami rozwojowymi borykają się inni Polacy. Oczywiście nie chodzi o problemy na poziomie egzystencjalnym, Chodzi o możliwość spełniania „wyższych” aspiracji życiowych. To wiąże się z korzystaniem z funkcji, które w ramach „koncesji na wszystko” są scentralizowane w obecnych miastach wojewódzkich. Dlatego teraz w tychże miastach podniesie się larum, że oto jacyś fantaści podnoszą rękę na podział terytorialny, który przecież tak „dobrze się sprawdza”. Szczególne więzi wytworzone w obrębie istniejących jednostek administracyjnych mają charakter urzędniczo-polityczny. To setki stanowisk w urzędach szczebla wojewódzkiego. To złożony układ wzajemnych zależności – formalnej podległości służbowej lub nieformalnych zobowiązań. Układ taki silnie spaja każde województwo i oczywiście będzie przeciwdziałał „naruszeniu” jego granic bądź tylko rozproszeniu ośrodka władzy. Co więcej, każda centrala znajdzie popleczników w samorządach i instytucjach lokalnych, formalnie niezależnych, faktycznie uzależnionych finansowo i personalnie. Tworzy to pozór „powszechnego zadowolenia” z istniejącego układu, a zwolenników jego korekty ustawia w pozycji niebezpiecznych wywrotowców.

Jakie antidotum zaleca więc dr Zaborowski? Na użytek tekstu zajmiemy się tylko kwestiami dotyczącymi proponowanym zmianom w naszym województwie. W korekcie układu województw jego program minimum zakłada m.in. przywrócenie dwubiegunowych układów regionalnych, w tym aglomeracji staropolskiej z naszym Ostrowcem jako przeciwwagę dla Kielc. Rozszerzone świętokrzyskie z Radomiem, czyli np. sandomierskie północną granicą nawiązywałoby do dużego województwa kieleckiego z II RP i PRL, XIX-wiecznej guberni radomskiej i wcześniejszego województwa sandomierskiego oraz dzisiejszej diecezji radomskiej. To byłoby przywrócenie historycznego i funkcjonalnego regionu aglomeracji staropolskiej. Zniesiona zostałaby dysfunkcjonalna granica odcinająca północne zaplecze pasma trzech naszych miast nad Kamienną. Zmiany granic dotyczyłyby przywrócenia jedności zespołów osadniczych lub regionów węzłowych. Pierwszy z nich to konurbacja Sandomierza i Tarnobrzega. Rozwój Tarnobrzega przypada głównie na okres małego województwa po roku 1975, obejmującego ziemie po obu stronach tejże granicy. Tak samo po obu stronach Wisły rozciąga się zagłębie siarkowe – istotny czynnik wzrostu oraz tożsamości Tarnobrzega. Sandomierz i Tarnobrzeg pozostają ze sobą związane w skali funkcjonalnego obszaru miejskiego, zaś ich cząstkowe zaplecza znajdują się po obu stronach Wisły.

Wadą przeniesienia Tarnobrzega do województwa sandomierskiego jest oddzielenie go od Stalowej Woli, drugiego głównego ośrodka miejscowego „czwórmiasta”. Alternatywne przejście Sandomierza do podkarpackiego należy odrzucić, gdyż jako historyczna stolica pozostaje on nośnikiem tożsamości dla regionu kielecko-radomskiego po zachodniej stronie Wisły. Proponowane rozwiązanie jednoczy zatem ściślejszą konurbację kosztem rozdzielenia odleglejszych, względnie samodzielnych ośrodków Stalowej Woli i Tarnobrzega. Powiększone województwo sandomierskie oddałoby pomniejszonemu krakowskiemu Kazimierzę Wielką, ciążącą do niedalekiego ośrodka metropolitalnego.

W wariancie makroregionalnym funkcjonowałoby 12 województw. Ostrowiec mógłby się znaleźć w połączonym województwie sandomierskim, ale bez Tarnobrzega, za to z Lubelszczyzną jako województwo północnomałopolskie.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%