Czy Wigilia stanie się dniem wolnym już w tym roku? Projekt ustawy w tej sprawie trafił do Sejmu, a prezydent Andrzej Duda wyraził swoje poparcie dla tego pomysłu.
W piątek, 25 października do Sejmu wpłynął projekt ustawy, który zakłada ustanowienie 24 grudnia dniem wolnym od pracy. Inicjatywa ta została zgłoszona przez posłów Lewicy, a jej twarzą jest posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, która pełni także funkcję ministra pracy.
Jak tłumaczy Dziemianowicz-Bąk, projekt odpowiada na liczne głosy Polaków, którzy chcieliby mieć możliwość przygotowania się do Wigilii i spędzenia tego dnia z bliskimi.
Kluczową rolę w procesie przyjęcia ustawy może odegrać prezydent Andrzej Duda, który został zapytany o swoje stanowisko na antenie Radia Zet.
- Myślę, że byłoby dobrze, gdyby Wigilia była dniem wolnym od pracy. Zgadzam się z tym pomysłem Lewicy - powiedział prezydent, dodając, że takie rozwiązanie mogłoby ułatwić przygotowania do świąt, zwłaszcza dla kobiet, które często odpowiadają za przygotowanie potraw wigilijnych.
- Na pewno paniom byłoby lżej, ale i mężczyznom, bo przecież trzeba narobić zakupów przed Wigilią i przygotować dom - wyjaśnił Duda.
Mimo poparcia prezydenta, projekt ustawy napotkał na sprzeciw niektórych posłów, w tym Ryszarda Petru z Polski 2050. Petru argumentuje, że wprowadzenie wolnej Wigilii wymagałoby usunięcia innego dnia wolnego z kalendarza, a każdy dodatkowy dzień wolny od pracy kosztuje gospodarkę 6 mld złotych.
Prezydent odniósł się do tych obaw, komentując:
- Nie, nie przejmuję się tym. Uważam, że ludziom też się coś należy i to nie jest tak, że każdego dnia muszą pracować od świtu do nocy. Zwłaszcza w takim momencie
Jeśli proces legislacyjny przebiegnie szybko, istnieje szansa, że Wigilia może być wolna już w tym roku.
Każdy dodatkowy dzień wolny od pracy kosztuje gospodarkę 6 mld zł.
— Ryszard Petru (@RyszardPetru) October 25, 2024
Jeśli Wigilia miałaby być dniem wolnym to kosztem innego święta w roku, tak aby liczba dni wolnych - których mamy 13 - nie zmieniła się
Worry o Buffet00:32, 31.10.2024
0 0
Coraz wiecej firm zaczyna płacić za wykonaną prace, nie za przychodzenie do pracy. I to jest dobry kierunek. PO-wcy z PSeLem, Bolszewia, i Trzeci do flaszki i ich armia urzędasów i przydupasów partyjnych, tego nie pojmuje, wciąż dzierżą komunistyczny model pracy. Moim zdaniem gdybym to ja był premierem, (bez obaw, nie zamierzam kandydować), to na start, każdy przyjęty na dane staniwisko, jakie kołwiek stanowisko pracy, zaczynał by od minimalnej krajowej, plus ten z rozsądku należny ekwiwalent za wyksztaucenie, staż pracy, (czyli dodatek za wypracowane lata), rozumiane jako doświadczenie zawodowe, i dodatek za posiadane kompetencje w, lub na to stanowisko. Każdemu by to dawalo godny, ale nie wygodny start w każdej pracy, bez potrzeby pisania pracy magisterskiej ze swojego CV. To mogło by być do pobrania np z ZUSU, czy skarbòwki, choć lepiej urzędu pracy jako zasób. A dopiero jego wyniki i generowany przychód dla Firmy, mógł by go awansować, a przede wszystkim określać jego efektywność, w stosunku do wyliczania mu relatywnego poziomu jego zarobków . Ustalając mu zarobki w sposób najuczciwszy z możliwych. Od prezesa, aż do zamiatacza. To mógł by być nawet miliard dziennie, jeśli przychód z jego pracy, był by relatywny do wypracowanego zysku dla firmy. (Zamiatacz musiał by sie troche narobić, ale Prezesowi czy Dyrektorom, nie wystarczyło by tylko być żeby brać). Pracownicy którzy nie przynosili by dochodu, nie mogli by liczyć na to co zwykło sie o tym mówić : czy sie stoi czy się leży to ... się należy. W przypadku pracowników biurowych również jeśli ich praca nie usprawniała by pracy firmy, ich zarobki pozostawaly by, nie stety, niezmiennie na poziomie minimalnym, w zgodzie z ich kompetencjami, jedynie plus ten dodatek za wytrwałość, czyli wypracowane lata. A przede wszystkim w ścisłej zależnosci od tego, czy ich stanowisko, lub ilość pracowników na tym stanowisku, wypracowuje swoje, czy nie staje się obciązeniem dla firmy. W szczególności i restrykcyjnie to by musiało być przestrzegane w spółkach skarbu państwa i spólkach miejskich. Co już kiedyś było tylko sie zesrało. To wyeliminowało by pociotków, koleśiów, synuśiów i córónie prominentów miejskich, wiejskich, gminnych, państwowych, czy partyjnych. Czyli familiady i ich kolesiów. A wlaściwie nie chodzi o wyżej wymienionych, tylko o ich kompetencje i efektywność. Z naciskiem na efektywność. Wiadomo, nie da sie w prostej lini zastosować do każdego stanowiska zasady dochodowości. Chodzi o gradacje kosztów od głową ruszacza, zarabiacza, przez zapisywacza, aż do zamiatacza. Każde stanowisko na tej podstawie da sie wycenić i wyliczyć taką paczuszke pieniędzy z zysku przeznaczoną stosownie do zasług na zarobki dla każdego piętra i stanowiska po drodze. Również z system promocji i doceniania pracowników włacznie, w zależności od ich przydatności dla firmy. Wodociągi, czy komunikacja miejska, np, nie może robić cenowego wyścigu, w celu osiągnięcia jak najwyżsych dochodow, bo żyje z podatkow, ile razy ludzie ten podatek mają płacić. Ich zarobki mają ustalać władze miasta, jeśli to jest spółka podległa. Utrzymywać ich, czy tylko wspomagać utrzymanie w przypadku inwestycji. Na takich sztywnych wyliczeniach j/w. Czyli odpowiedzialny budrzet i jego realizacja. Ale przede wszystkim odpowiedzialność za swoje czyny, lub konsekwencje za ich brak. O braku pojęcia o tym co robią już nie wspomne. Czyli sprzataniu tylko tam gdzie się zesra. Generalnie żeby nie zanudzać. Teoretycznie wszyscy wiemy że tak to powinno być. I jednocześnie wali nas, czy tak jest. W miare przymykania oka na nadmierne mnożenie niepotrzebnych miejsc pracy i nadmierne uchonorowywanie zarobkami zarządów spółek, nie relatywnie do wypracowanych przez nich zysków. Doprowadza gospodarke kraju do stagnacji i jadąc tak po tendencji zniżkowej aż do upadłosci firm, bedacych prostą drogą do upadłości Państwa. Kolesiostwo potrafi zabić zyski nawet z najlepszego przedsięwzięcia i najlepiej prosperującego przedsiębiorstwa. Co widać na przykładzie Orlenu. Migiem w taki sposób wygenerowano straty. Jak i również w wielu innych przedsiębiorstwach i firmach, także tych będacych koniecznym obciążeniem budrzetu Państwa, jak Służba Zdrowia, czy Szkolnictwo. Nawet Policje, co widać po tym że nagle Państwo zapąłało podnieść wysokość mandatów i zmniejszyć dozwoloną prędkość na wielu odcinkach dróg, beż uzasadnienia (kit wciskania nie nazywam uzasadnieniem). I w efekcie dowalenia, całej gospodarce kraju. Przez mnożenie płatnych chwilowych postojów, parkingów i t p. W firmach prywatnych to niech sobie robią co chcą, ich cyrk ich małpy, ich bilans zysków i strat. Spólki skarbu państwa powinny trzymać berdzo sztywno zasady, stosunku efektywności pracownika do zagospodarowania wypracowanego zysku. Bo gospodarują nie swoimi pieniędmi. Obecnie słyszy sie że pare tysięcy pracowników idzie na bruk, bo ta czy tamta firma upadła. To kto zarządzal tą firma kiedy chyliła się ku upadłości? I co sprawia że to staje sie coraz bardziej masowe? I czy to jest powód do dawania bezpodstawnych premi i podnoszenia zarobkow zarządom i kolesiom? Bo co, bo jest kryzys? Przyznawanie sobie nieadekwatnej wysokości zarobków na podstawie ambicji i premi z okazji imienin żony nie jest rozsądne, gdy z drógiej strony zwalnia się ludzi wypracowujących dochód i zamyka się inwestycje. Wysokość zarobków, równieź w zarządach, powinna zależeć tylko w ściślłym powiązaniu od efektów swojej pracy. To własnie zarządzający firmą w pierwszej kolejności powinni mieć cięte zarobki w przypadku spadku porgnozowanego poziomu dochodów. Lub podać się do dymiśji, (a jesli trzeba, bo gość twardogłowy, to z pomocą taczek oznajmić mu: przyjechałeś taczanką, a wyjedziesz na taczkach.) Kolesiostwo i niekompetencja zdechły by śmiercią naturalną i natychmiastową. Co do dni wolnych, to kodeks pracy wiadomo, to szablon, jednak nie wzzystko da się robić szablonowo. Podam przykład. Jak dla mnie pracownicy moga pracować tyle ile chcą. Godzine dziennie, lub dziesięć godzin. To oni by sobie ustalali ile potrzebuja czasu na wypracowanie założonego planu minimum, lub jesli chcą zarobić więcej, planu optymistycznego możliwego do realnego osiągnięcia. Wtedy związki zawodowe nie walczyły by z zarżądem stawiajac rządania, tylko dbały by, żeby na każdym poziomie, każdy trybik był sprawny jak w maszynie. Z tym trybikiem na poziomie zarządu wĺącznie. Firmy najczęsciej, jeśli nie zawsze, upadają z powodu nie zauważania złego zarządzania. I bezzasadnego wynagradzania ich. A z drugiej strony niedoceniania. Czesto fundamentu, na którym stoi firma. Obsadzenie przez kolesiów Tuska i jego partyjniackich przydupasów najważniejszych stanowisk w spółkach skarbu państwa, czy spółek miejskich opartych o budrzet państwa, są w prostej lini skazane na kroczącą upadłość Państwa, gasnącą wiarygodność Państwa, mozliwosci zagospodarowania zasobów Państwa, itd. itp. Zasoby będą kradzione z jednego miejsca dla ratowania drugiego, chamując rozwój trzeciemu. Itp. Itd. Aż do kompletnego rozkładu gospodarki kraju. 00:32, 31.10.2024