Zamknij

Wyśniony świat figurek Basi Batugowskiej

21:18, 14.04.2017
Skomentuj

Pani Barbara należy do grona znanych denkowskich rodzin garncarskich.?php>

Tego niezwykłego fachu nauczyła się u ojca. Na strychu domu przy ulicy Garncarskiej w Denkowie, schowanych jest ostatnich kilkanaście figurek z gliny. Większość, poprzez Cepelię i spółdzielnię pracy z Iłży, rozeszła się po świecie.?php>

Tradycje garncarskie

?php>

?php>

?php>

Stanisław Kaczmarski podczas przerwy w pracy Stanisław Kaczmarski podczas przerwy w pracy?php>

Pytamy na denkowskim Rynku o słynne garncarskie rodziny. Dwie starsze panie kierują nas na ulicę Garncarską do posesji Batugowskich. Obok Górczyńskich, Wiąków, Kaczmarskich należeli oni do najbardziej znanych i cenionych rodzin, od pokoleń zajmujących się wypalaniem przedmiotów z gliny. Zanim siedliśmy do rozmowy w przytulnej kuchni, gospodyni przyniosła ze strychu ostatnie figurki ze swojej rodzinnej kolekcji i teczkę z pożółkłymi już gazetami z poprzedniego wieku, folderami z wystaw w Krakowie, Warszawie i zdjęciami, wykonanymi przez znanych świętokrzyskich fotografików: Pawła Pierścińskiego i Aleksandra Salija.?php>

Gdy dziadek pani Barbary wrócił z Ameryki, któregoś dnia zawołał jej ojca.?php>

-Pójdziemy synu do Denkowa, tam kupię ci dom ?powiedział do zaskoczonego, wtedy jeszcze kilkunastoletniego chłopaka. Akurat była do sprzedania posesja przy ulicy Garncarskiej. I tak zaczął się denkowski okres rodziny naszej bohaterki.?php>

-Tata w młodości pracował w cegielni u Klepackiego przy wykonywaniu garnków. Jako dziewczynka nosiłam mu do zakładu przy zbiegu ulic Sandomierskiej i Opatowskiej obiady, Tam poznał naszą matkę, która przez kilka lat również pracowała w cegielni, a pochodziła z Wólki Bodzechowskiej. Założyli rodzinę i zamieszkali w kupionym domu w Denkowie.?php>

Już wtedy Stanisław Kaczmarski marzył o własnym zakładzie. Pani Barbara wspomina rozmowy z ojcem w warsztacie w czasie pracy.?php>

-Często mi opowiadał, że jako dziecko pasał na łąkach bodzechowskich krowy i w południe, gdy zabierano je do gospodarstw na dojenie, miał z reguły 2 godziny wolnego czasu .Wtedy szedł do garncarza Wiąka na ulicę Niewiadomą i przyglądał się jego pracy. Był szczęśliwy, gdy ten pozwolił mu strugać glinę. Garncarstwo śniło mu się po nocach. Jeden z braci ojca został szewcem, drugi stolarzem, a ojciec garncarzem, choć babcia podobno sprzeciwiała się temu. Uważała, że to ?dziadowski? zawód i ponoć bywało tak, że szła do Wiąka z miotłą i przeganiała syna do domu. Ale zamiłowanie do garncarstwa zwyciężyło. Gdy rodzice się pobrali, ojciec jakiś czas pracował w zakładzie w Wierzbniku i zbierał pieniądze na przygotowanie własnego warsztatu, a szczególnie własnego pieca do wypalania.?php>

?Indorki? i ?ptaszki?

?php>

?php>

?php>

Pani Basia z mamą i siostrą Pani Basia z mamą i siostrą?php>

Panu Stanisławowi wiodło się nie najgorzej. Przed wojną doniczki i figurki kupowali od niego Żydzi. Przyjeżdżali też na zakupy do Denkowa właściciele okazałych domów z ogrodami. Z garncarstwa utrzymywał rodzinę, czyli żonę i czworo dzieci. Z nadejściem zimy zamykał warsztat, bowiem glina zamarzała i nie dawała się formować. W tym czasie zajmował się szewstwem. Żonie i córkom szył pantofelki. W wojnę pani Helena zabierała kilkanaście par obuwia i jechała na wieś. Za uzyskane pieniądze kupowała: kasze, nabiał i mięso.?php>

-Kiedy dzieci podrosły, mama miała więcej czasu. Po ugotowaniu obiadu przychodziła do warsztatu ojca. Strugała i ugniatała glinę ? wspomina pani Barbara. -Glina musiała być dobrze wyrobiona, bo inaczej rwała się garncarzowi na toczku. Któregoś dnia mama zaczęła lepić figurki, m.in. ?indorka? (indyka), którym później zachwycali się fachowcy. Po wypaleniu miały one przepiękny odcień. Pewnego razu przyjechał do Denkowa prof. Zaręba z Kielc. Natychmiast zwrócił uwagę na te figurki i zapytał: któż to stworzył te cudeńka? Moja żona - odpowiedział z dumą ojciec.?php>

Na początku lat 50. większość naszych garncarzy, w tym również pan Stanisław, zapisała się do Spółdzielni Chałupnik w Iłży. Spółdzielnia zaopatrywała ludowych twórców w potrzebne surowce i materiały do produkcji, a co najważniejsze - kupowała całą ich produkcję: gliniane wazony, misy, figurki. Później większość tych wyrobów sprzedawano za dewizy za granicą. Nic więc dziwnego, że, otrzymywali za nie przyzwoite pieniądze.  Glinę garncarze kopali na Kątach Denkowskich. Przed wojną i po wyzwoleniu podjeżdżali tam wozami konnymi i zabierali do warsztatów drogocenny dla nich surowiec. Profesja ta była w tamtych czasach niezwykle popularna. Najwięcej garncarzy mieszkało na Kątach Denkowskich, w Denkowie i w Sudole. Tereny w rejonie Kątów Denkowskich ludzie nazywali kopalnią. Pani Barbara też kilka razy pojechała tam z ojcem i siostrą. Nie spodziewała się, że te pokłady usytuowane są tak głęboko, iż trzeba się było napracować przy ich urobku.?php>

Wystawy i nagrody?php>

W młodości nasza bohaterka nie myślała o garncarstwie. Dzięki pomocy znajomych dostała pracę w sklepie w Bodzechowie. Któregoś dnia wszedł do sklepu młody mężczyzna. O coś tam zapytał, a po kilkunastu miesiącach byli już małżeństwem. Zamieszkali w Denkowie. Mąż pani Barbary pochodził z Opatowa. Rodzina ta znana jest z tradycji piłkarskich. Wywodzą się z niej Andrzej i Janusz Batugowscy, znakomici piłkarze KSZO Ostrowiec.?php>

- Kiedyś przyszłam z synem do rodziców, żeby pomóc ojcu w przygotowaniu gliny, bo garncarstwo to ciężka praca. Mama lepiła w warsztacie Z dumą mówiła, ile wzięła pieniędzy z Iłży za sprzedany towar. .Pomyślałam, że skoro mama potrafi, to ja z pewnością też muszę mieć jakieś predyspozycje w tym kierunku. Zaczęłam lepić ?indorka?, ale zamiast niego wyszedł mi piękny ?pawik?. Później zaczęłam lepić kurki, kogutki, ptaszki - podobno znakomicie sprzedawały się w sklepach. Iłża domagała się tego typu wyrobów.?php>

Do rodziny Kaczmarskich  zaczęły przychodzić zaproszenia na wystawy. Wspólnie z mamą i siostrą, która również zaraziła się bakcylem garncarstwa, były na kilku wystawach twórczości artystycznej i twórczości i ludowej, m.in. w Warszawie, Krakowie i Poznaniu. Stały się bohaterkami wielu reportaży w miesięcznikach i tygodnikach społeczno - kulturalnych. Pamiątką po tych wystawach są katalogi prezentujące dorobek rodziny Kaczmarskich z Denkowa. Od kilku lat pani Barbara już nie lepi. Część figurek, jakie miała, podarowała znajomym. Na strychu pozostało ich już niewiele, wśród nich są te, do których ma specjalny stosunek, m.in. do przepięknej szopki. Zostawiła je najbliższym: synowi, córce i wnuczkom. Ale ma świadomość że jej ?pawiki?, ?indorki?, kogutki, ptaszki, przeróżne postaci z naszej historii, znajdują się na wszystkich kontynentach. Zdobią galerie, prywatne zbiory i mieszkania.?php>

-W latach młodości bardzo lubiłam malować. Podobne zainteresowania mają wnuczęta. Całymi godzinami potrafią siedzieć nad kartkami papieru i rysować. Może w przyszłości też poświęcą się sztuce ? mówi Barbara Batugowska.

?php>

Joanna Boleń, Krzysztof Florys

(Redakcja Gazety Ostrowieckiej)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(2)

AnnaAnna

0 0

Ja mam w domu kropielniczkę, sygnowaną przez Panią B.Batugowską, 1972 r. Mój Ojciec przyjeżdżał do Denkowa po doniczki do zakładowej szklarni. Przy okazji kupował mi indyki, ptaszki, świeczniki, wazony. Uwielbiałam je, zwłaszcza indorki. Niestety żaden indyk nie zachował się. Mam jedynie 2 świeczniki , kropielnicę i wazonik przypominający pień drzewa. Piękne przedmioty i piękna Państwa historia. Pozdrawiam. Anna

13:58, 15.06.2020
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

malgonia1000@wp.pl[email protected]

0 0

Mam sporą kolekcję rękodzieła Pani Heleny i obydwu córek. moja rodzina mieszkała w domu obok.

12:41, 19.04.2024
Odpowiedzi:0
Odpowiedz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu ostrowiecka.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

OSTATNIE KOMENTARZE

Celsa: Czy wraca widmo sprzedaży huty w Ostrowcu?

widać że nie jesteś pracownikiem tego zakładu skoro tak lekko piszesz (Jeśli chcą sprzedać to niech to zrobią) - tu chodzi o największy zakład pracy w mieście którego pracownicy utrzymują tysiące mieszkańców Ostrowca , nie czujesz tego ?? a co do ciężkich warunków pracy w hucie , bywało dużo trudniej i za niewielkie wynagrodzenie + strach że z dnia na dzień pójdzie się na bruk za bramę huty ; zanim coś napiszesz to 100 razy pomyśl...

W.S.

07:45, 2025-07-03

Zmiana na stanowisku Prezesa ZUP w Ostrowcu

Szanowna rado nadzorcza nie jesteście biurem podróży, powinniście jakoś wyglądać. Rozwój usług funeralnych - spoko. Utrzymanie terenów cmentarzy - spoko. Ale wdrażanie rozwiązań podnoszących jakość obsługi mieszkańców cmentarzy to naprawde muszę zobaczyć.

Nowy wymiar...jednak

03:27, 2025-07-03

Celsa: Czy wraca widmo sprzedaży huty w Ostrowcu?

Wiedzą jak uciszyć ludzi. Może zafundują nam kolejną obniżkę płac?? a później wróci wszystko do normy. Jeśli chcą sprzedać to niech to zrobią. Ludzie są już zmęczeni brakiem odpowiednich podwyżek w stosunku do bardzo ciężkich warunków pracy.

Hutnik

10:02, 2025-07-02

Ostrowiecka Akademia Nauk Stosowanych wysoko w rankingu

Marysiu nie obrywaj mu uszu póki wode nośi. Jesli już powstał sparing na mędrkowanie to się dołącze. Wiadomo że nauka to potęgi klucz, który dzięki zdobytej wiedzy otwierać może wiele dżwi. Własnym kluczem. Tu nie ma nad czym dyskutować. To oczywistość. Jednak do nauki oprócz czystej wiedzy i umiejętności jej stosowania i rozwijania, podczas nauczania, w tle, załącza się silniki róznego rodzaju. Silniki ekonomiczne, propagandowe, wychowawcze, świadomościowe, emocjonalne, czy nawet taki który można nazwać pralnią mózgów. Obecnie filozofia bardziej przypomina fiziologie. I nie mam tu na myśli sprawności umysłowej, czy jej doskonalenie. To jest dość spory problem, bo bardziej przypomina programowanie spodziewanych zachowań, niż próbe nauczenia, zrozumienia zachodzących procesów, nie mówiąc o tworzeniu czegokolwiek bez zgody i wiedzy ,,Wielkiego Brata". Chodzi tu przedewszystkim o sprawną siłą roboczą oczywiście. Nikt teaz nie będzie siedział nad brzegiem morza zastanawiając sie dla czego morze się buja, czy przesypywał piasek z kupki na kupke, wzorem z Syzyfa, bo to jest jasne wszystkim już w wieku przedszkolnym. Każdy chyba będac na plaży budował kiedyś zamki z piasku. Lub przynajmniej stawiał babki w piaskownicy. Czy lepił bałwana, bo bałwan to dobry szybki przykład wysiłku tworzenia i przemijania. Bez względu, czy da się odzyskać marchewke, czy nie. Choć recykling to ważny punkt w tworzeniu nowego porządku świata. Jednak zbyt praktyczne tworzenie sobie kadr powoduje tworzenie zamkniętych umysłowo grup społecznych, jak homosowietikus, korpo, czy innych pędnoków prowadzących do obłąkańczej gonitwy za króliczkiem. To bardziej hodowla niż nauczanie. I tu nasuwa się pytanie. Co się stanie, gdy w efekcie tego zabraknie nam w końcu; jasno, racjonalnie, zachowawczo, trzeźwo i ze zrozumieniem tego świata myślących społeczeństw. Konieczenych do tworzenia nowego zrównoważonego życia na tej wyczerpanej planecie. Życie, już jest racjonowane i umieszczające ludzi w torowiskach bez przyszłości. Kariera myszki w klatce. Pozwole sobie przypomnieć słowa Gorkiego, opisującego ówczesne społeczeństwo,nie tak hohoho lat temu, fragment- ,,maszyny wyssaly z ludzkich mięsni tyle sił ile im było potrzeba" - zdaje się że wciąż są aktualne. Z tą teraz obecnie cywilizacyjną różnicą, bo teraz wysysają, wyjaławiają dusze. Chorobliwa rządza wielkości, wyścig szczurów w którym nikt nie może liczyć na wygraną, pęd na ściane bez miękkiej na niej gąbki. Szczególnie dotyczyto wielkich tego świata, ich ,,jazda" jest coraz bardziej obłąkańcza i rządająca od maluczkich bezwzględnego podporządkowania się Ich wizjom, rególacjom i planom na jeszcze bardziej restrykcyjny porządek tego świata. Aby maluczkich, mieć pod bezwzgledną kontrolą. Finansową, mentalną i świadomościową. Już nie religjie, a cctv i kamera w Twoim telefonie, czy lokalizacja pilnuje poprawności twoich zachowań. Coraz mniej już wynika z Twojej własnej woli. Ktoś, za nas układa nam nasze klepki. I tak też tą drogą podąża metodyka nauczania. Tu nie chodzi o to żebyś się czegoś nauczył i coś osiągnął. Tu chodzi o to, żeby się dało wykorzystać Twoją wiedze, maksymalnie niskim kosztem. Jednoczesnie udrutowując Cię w zobowiązaniach. Odbierając Ci .., urzyje tu slowa które jest już obecnie tylko historycznym sloganem, wolność. Czyli świat nakazów i zakazów, krócej, wązki korytarz prawilnego myślenia. Jest to, jak by na to nie patrzeć, jakaś forma ochrony zasobów planety. E-świat, twój nowy świat. Ale czy aby napewno twój? Czy czeka nas pónocno koreański styl życia?

Nauczka

17:58, 2025-07-01

0%