Bogusław Rachlewicz obchodzi 75-lecie rozpoczęcia gry w KSZO. Piłkarska legenda Ostrowca

W latach 50 i 60-tych ubiegłego wieku kibice chodzili na mecze KSZO, by zachwycać się grą Ociesy, Pieprzyka, Gałki, Góry, Tomczyka. My rozmawiamy z legendą naszego klubu Bogusławem Rachlewiczem, który w tym roku, w wieku 89 lat, obchodzi jubileusz 75-lecia rozpoczęcia gry w KSZO.

-Mieszkałem przy ulicy Słowackiego. Boisko mieliśmy na terenie obecnego Targowiska Miejskiego. Dużo chłopców, 12-13-letnich, grało wtedy w piłkę, a wielu, jak np. starszy ode mnie o pięć lat Edward Borowski, zaczęli grać w klubie. To właśnie on mi kiedyś powiedział: „poszedłbyś ze mną do klubu”. Ja miałem wówczas 13 lat. W KSZO trenerem był świetny przedwojenny piłkarz Bogdan Barski, który jeszcze bardziej zachęcił mnie do udziału w treningach. Byłem najmłodszy, ale zacząłem, od 1948 roku, regularnie trenować. W wieku 15 lat dostąpiłem zaszczytu gry w pierwszej drużynie KSZO, wtedy występującej w B-klasie, w której grali jeszcze przedwojenni gracze: Stanisław Głowacki, Jan Grabowski, Tadeusz Wójtowicz. Mówiłem do nich na per pan, bo byli starsi o kilkanaście lat. Pierwszy mecz zupełnie mi nie wyszedł. Pamiętam, graliśmy w Wiślicy i przegraliśmy 0:6. Jednak później graliśmy już tylko coraz lepiej.

Drużyna KSZO w sezonie 1961/62. Od lewej stoją: Bogusław Drzazga, Stanisław Bełczowski, Andrzej Rachlewicz, dr Wiesław Maroszyński, Władysław Serwin, Bogusław Rachlewicz, Roman Żurkowski, Aleksander Gałka. W dolnym rzędzie: Andrzej Matysiak, Ryszard Tomczyk, Tadeusz Koterba, Bernard Czajka, Zdzisław Pieprzyk, Zdzisław Piątkowski

-W 1954 roku – wspomina pan Bogusław – rozpocząłem odbywanie służby wojskowej. Wyróżniałem się w województwie i trener Jezierski postanowił ściągnąć mnie do Gwardii Kielce. Jako rekrut przebywałem na unitarce przy ulicy Podchorążych w Warszawie. Miałem szansę gry nawet w Gwardii Warszawa, ale trener Jezierski znał się z generałem Musiem i trafiłem do Kielc. Niejako z marszu wyjechałem z zespołem na zgrupowanie w Jeleniej Górze, gdzie rozgrywaliśmy sparingi z gwardyjskimi klubami z Warszawy, Krakowa i Bydgoszczy. W Gwardii Warszawa akurat bronił Tomasz Stefaniszyn, reprezentant Polski, dwukrotny olimpijczyk. Strzeliłem mu gola, zremisowaliśmy 1:1 i kapitan, który opiekował się stołeczną Gwardią, zaprosił mnie na rozmowę. Zapytał wprost: czy chcę grać w jego klubie?  Opowiedziałem, że chętnie, ale to ode mnie przecież nie zależy. Usłyszałem, że to „załatwimy”, ale znajomość trenera Jezierskiego z generałem  miała większą moc i dlatego stałem się zawodnikiem Gwardii Kielce, a nie Gwardii Warszawa. W rozgrywkach Pucharu Polski kielecka Gwardia, jako drugoligowiec, wygrała 2:1 z Polonią Bytom, która była wówczas aktualnym mistrzem kraju. To była wielka sensacja! Później jednak radziliśmy sobie coraz słabiej i spadliśmy z II ligi. Ostatni mecz przegraliśmy z Cracovią. Jak spadliśmy, to miałem jeszcze ofertę gry w Stali Mielec, ale kierownik Stanisław Kruszel w 1957 roku przekonał mnie, bym wrócił do Ostrowca i występował w trzecioligowym wtedy KSZO.

Szklarska Poręba, 1960 rok. Od lewej: Witold Wesołowski, Bogusław Rachlewicz, Stanisław Bełczowski, Jerzy Tomala

Jeśli chodzi o „wojskowe” występy, to pan Bogusław opowiedział mi pewną anegdotę. Podczas rozgrywanego turnieju okręgów wojskowych na warszawskiej Agrtykoli w jednym z meczów sędzia podyktował dla jego zespołu rzut karny. Pan Boguś, jako snajper zespołu, wziął piłkę i zaczął ją ustawiać na jedenastym metrze, kiedy został kopnięty przez protestującego rywala. A że nie chciał pozostać dłużny, to zrobił się wielki szum i niezła afera. Później był wzywany na dywanik do przełożonych, aż odesłano go do Gwardii Kielce, a stąd w „nagrodę” za nietypowe zachowanie na dwutygodniowy pobyt na poligonie. Takie to były czasy…

Stoją od lewej: Józef Szewczyk, Andrzej Rachlewicz, Kazimierz Baruch, Józef Olszewski, Jerzy Tomala. Siedzą: trener Józef Smoczyk, Bronisław Pieprzyk, Bogusław Rachlewicz, Zdzisław Pieprzyk

-Grało mi się dobrze, byłem szybki i strzelałem dużo bramek. Stałem się rozpoznawalny i ceniony. Występowałem jako środkowy napastnik, albo prawo lub lewoskrzydłowy – wspomina Bogusław Rachlewicz. –Z upływem wieku grałem już jako pomocnik, a kończyłem przygodę z piłką, jako lewy obrońca. Grałem przez 18 lat. Rozegrałem około 500 meczów i strzeliłem ponad 200 goli. Po przygodzie piłkarskiej zostałem trenerem, najpierw trampkarzy, a później juniorów. Szkoliłem takich graczy, jak Marian Lachowicz, Marek Mendyk, Piotr Stępień, a później Andrzej Kobylański, Jarosław Zając, Piotr Gierczak, Artur Szymczyk, Rafał Lasocki, Marcin Wróbel. Przez trzy miesiące prowadziłem nawet pierwszą drużynę. Zespół opierał się na wychowankach. W składzie było góra 2-3 sprowadzonych zawodników z innych klubów.

Byli piłkarze KSZO na spotkaniu Klubu Byłych Piłkarzy KSZO. Rok 2012. Od lewej: Ryszard Tomczyk, Marek Góra i Bogusław Rachlewicz.

W 1962 roku Bogusław Rachlewicz występował w sławetnych bojach KSZO o awans do II ligi. Pierwszy mecz nasz zespół przegrał wysoko z Hutnikiem w Krakowie. Wygrał w Stalowej Woli i nieźle wypadł w Częstochowie, aż doszło do meczu z Rakowem w Ostrowcu. Choć nie mieliśmy już szans na awans i ulegliśmy 1:2, a historyczna szansa na awans prysła, to mecze te odbiły się szerokim echem w sportowym Ostrowcu i były długo wspominane w naszym mieście przez kibiców. Awans wywalczył Raków, pozostawiając w pobitym polu Górnika Radlin, Stal Stalową Wolę, no i nasz KSZO, trenowany przez Aleksandra Kupcewicza, ojca słynnego piłkarza, nieżyjącego już Janusza. Te mecze były najważniejszymi w karierze pana Bogusława. W tych spotkaniach ostrowczanie występowali w składzie z takimi graczami, jak: Bernard Czajka, Bogusław Drzazga, Zdzisław Pieprzyk, Stanisław Bełczowski, Andrzej Matysiak, Zdzisław Piątkowski, Zdzisław Gałka, Czesław Kurek, Leszek Wojsławski, Józef Jamróz, Władysław Kobyłecki. Z kolei największy, piłkarski koszmar Bogusław Rachlewicz doznał w Radomsku. Boisko kompletnie nie nadawało się do gry, a piłkarze tonęli w błocie. Co prawda KSZO wygrał 3:1, a Bogusław Rachlewicz zdobył dwie bramki, ale ten mecz właśnie ze względu na kompletnie odbiegające nawet od przeciętnych warunki gry utkwił w pamięci mojego rozmówcy szczególnie.

Luty 1953. Na obozie w Szklarskiej Porębie. Od lewej stoją: Stanisław Kruszel (kierownik sekcji), Bogusław Rachlewicz, Stanisław Smagowicz (trener), Zbigniew Rogowski

89-letni dziś Bogusław Rachlewicz niezwykle miło wspomina ten czas. Mówi, że jednak łatwiej było być piłkarzem, niż później trenerem, ale niełatwo też było zrezygnować z piłki, przechodząc w 1990 roku na emeryturę po wielu latach pracy najpierw w wydziale technologicznym, a później na montowni ostrowieckiej huty. Rachlewiczowie tworzyli piłkarską, pokoleniową rodzinę. Brat pana Bogusia – Andrzej także był piłkarzem. Syn, Mariusz, zanim wybrał się na studia na AWF w Warszawie także grał w KSZO. Co ciekawe, z Robertem Tomczykiem – synem innej legendy KSZO, Ryszarda Tomczyka.

1970 rok. Juniorski zespół prowadzony przez Bogusława Rachlewicza.

Pan Boguś, już jako emeryt, szefował klubowi byłych piłkarzy, a składki piłkarzy nieformalnego stowarzyszenia zasilały nawet budżet coraz bardziej kulejącego finansowo klubu. Na spotkaniach klubu bywali prezydenci Jan Szostak i Jarosław Górczyński. Byli piłkarze pomagali także przy organizacji jubileuszu 80 i 90-lecia KSZO. W czasach po zakończeniu pracy w KSZO pan Bogusław odwiedzał mieszkającą na stałe w Ameryce córkę. Dziś coraz rzadziej pokazuje się na stadionie KSZO i kibicuje zespołowi, ale wie o nim i o piłkarzach wszystko. Podkreśla, że za mało w nim gra wychowanków, a w pracy z młodzieżą warto byłoby powrócić do starych, sprawdzonych wzorów.  

Lato 1962 roku. Piłkarze KSZO z rodzinami na zgrupowaniu w Świerklańcu
Print Friendly, PDF & Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *