Niezwykłe spotkanie w szkole muzycznej. Z Domu Heinego do nowoczesnej hali koncertowej

Aviego Boreinsteina – założyciela Projektu Pamięci Żydów Ostrowieckich (Jews of Ostrowiec Memorial Project), syna ocalałych z Holokaustu pochodzących z Ostrowca Jacka Borensteina i Nesi Nisenbaum Borenstein, niezwykle zainteresował  nasz redakcyjny materiał o modernizacji budynku ostrowieckiej szkoły muzycznej i budowie nowej hali koncertowej w dawnym Domu Heinego. Nic dziwnego, bo przecież sama elewacja budynku wkomponowana w zabudowę ulicy Iłżeckiej z pierwszej połowy ubiegłego wieku, nawiązuje swym charakterem do wyburzonego przy ulicy Iłżeckiej 45 Domu Heinego. Kamienica została wybudowana przez Szmula Heinego, właściciela tartaku na Kuźni w 1913 roku. W 1924 roku Związek Chrześcijańskich Cechów Rzemieślniczych założył tam Męską Szkołę Dokształcającą Zawodową. W latach 30-tych ubiegłego stulecia działała tam szkoła religijno – talmudyczna „Bejs Josef”, której dążeniem było „wykształcenie rabinów i autorytetów duchowych żydowskich”. W początkowym okresie II wojny światowej mieścił się w niej Judenrat – Rada Żydowska. W czasie likwidacji ostrowieckiego getta, budynek został zdewastowany. Po wojnie znacjonalizowano go, przekazując kolejnym najemcom – Cechowi Rzemiosł, szkołom, czy w końcu Wojewódzkiej Bibliotece Pedagogicznej, aż w 2014 roku ze względu na stan techniczny wyburzono.

Avi Boreinstein do tego stopnia zainteresowany jest inwestycją, że postanowił się spotkać z dyrektor szkoły, Ewą Jurkowską-Siwiec.  Mieliśmy ten przywilej, że przysłuchiwaliśmy się miłym rozmowom. Niewykluczone, że wraz z zakończeniem prac i oddaniem budynku do użytku, odsłonięta zostanie  tablica pamiątkowa przypominająca jego żydowską historię. Zakreślono też wstępnie plany organizacji koncertów z muzyką żydowską. Avi jest przekonany, że Iłżecka znów może nabrać swojego charakteru i stać się jedną z najważniejszych ulic naszego miasta, nawiązującą do tradycji żydowskiej.

Podczas spotkania Avi wspomniał, że dom Heinego to jeden z kilku ważnych obiektów żydowskich na ulicy Iłżeckiej, do których należą 3 inne obiekty. Przy Ilżeckiej 32 był bunkier, który został zbudowany przez ostrowieckich bojowników młodzieżowych, którzy uczestniczyli w powstaniu w getcie warszawskim. Zbudowali oni bunkier, który miał ich chronić przed przymusowym zgromadzeniem na Rynku podczas likwidacji getta 11 października 1942 roku. Niestety, budynek już nie stoi. Przy Iłżeckiej 19 znajdowała się żydowska szkoła syjonistyczna Mizrachi/Yavne, która posiadała również salę do wydarzeń kulturalnych i muzycznych. W czasie istnienia getta mieściła się tu kuchnia społeczna. Z kolei przy Iłżeckiej 16 znajdowało się studio fotograficzne Rembrandta, należące do Szmula Muszkiesa. 

Dom Heinego, jak zauważa Avi, miał w przeszłości wiele wspólnego z muzyką. Być może to tutaj ćwiczyła żydowska orkiestra, ale z pewnością muzyka była grana kilka kroków od budynku. Powołując się na blog Wojtka Mazana „Żydowski Ostrowiec” podkreśla, że czasie okupacji, w getcie, odbył się, mimo terroru i ograniczeń, wiosną 1942 roku niezwykły koncert, z którego dochód został przekazany na potrzeby najuboższych. Koncert odbył się w budynku szkolnym przy ul. Iłżeckiej, prawdopodobnie nr 19, gdzie mieściła się stara szkoła Mizrachi Yavne, z udziałem m.in. przewodniczącego Judenratu Icchaka Rubinsteina (pracującego na co dzień w Domu Heinego) oraz wybitnych rodzin żydowskich. Zaskoczeni takim obrotem sprawy Niemcy szybko zakazali takich „imprez”. Pół roku później, dokładnie 11 i 12 października 1942 roku, Niemcy zarządzili likwidację żydowskiego getta. Zniszczyli Dom Heinego, zabili ponad 1000 Żydów i deportowali około 11 000 żydowskich mieszkańców Ostrowca do obozu zagłady w Treblince.

Avi podzielił się swoim głębokim uznaniem dla decyzji pani dyrektor… o przywróceniu ogrodzenia, które znajdowało się na oryginalnym Domu Heinego i włączeniu go do nowego budynku.

-Pani Ewa reprezentuje rosnącą liczbę mieszkańców Ostrowca, którzy cenią sobie historię Ostrowca, w tym historię Żydów – mówi Avi Boreinstein. -Zachowując ogrodzenie w nowym budynku udowodniła, że nawet po zburzeniu starego zabytkowego budynku nie można wymazać historii. Naziści zamordowali przywódcę (rabina Mordechaja Sziminowicza) Jesziwy Bet Yosef i myśleli, że mogą wymazać historię tego ważnego budynku. Cieszę się, że w mieście są nowi liderzy, tacy jak pani Ewa, którzy cenią historię i wierzę, że możemy wspólnie pracować nad pomysłami współpracy, aby ten nowy budynek ponownie stał się historycznym obiektem, który może być odwiedzany zarówno przez miejscowych, jak i żydowskich turystów, aby poznać zarówno działalność muzyczną, jak i historię budynku.

Szpital Domowy Heine

Na krótko przed deportacją jesziwa została przeniesiona do domu Reb Mordechaja i jego rodziny. Gdy wybuchła epidemia tyfusu, Judenrat szukał miejsca na szpital. Zarządzono wówczas, że wszystkie pomieszczenia do nauki w Domu Heinego zostaną przekształcone w szpital. Szpitalem kierował znany dr Meyer, a pomagali mu wszyscy żydowscy lekarze z miasta.

Pamięci Mordechaja Szymonowicza

Dom Heinego jest jednak przede wszystkim pamiątką po żydowskiej tragedii. Z relacji Leibela Zhabnera, zamieszczonej w 1971 r. w ostrowieckiej księdze pamiątkowej (s. 315), wiemy, że trzeciego dnia po deportacji do Treblinki wielu Żydów ukryło się i zostało zamkniętych w niewielkiej przestrzeni domu Reb Szmuela Heinego, na strychu i w dwóch małych pomieszczeniach, które kiedyś służyły jako kuchnia jesziwy, czyli Beit Yosef. Wśród nich był Abraham Mordechaj Szymonowicz- założyciel i prezes Stowarzyszenia Promocji i Propagowania Wiedzy Religijno-Talmudycznej „Bejt Josef” (Dom Józefa), którego działalność w Ostrowcu przypadła na lata trzydzieste XX wieku.

Leibel Zhabner przekazuje, że idealnym miejscem do ukrycia dla Reb Mordechaja i jego rodziny, a także kilku młodych mężczyzn z jesziwy, było poddasze domu Heinego. Pewnego razu, gdy szabat dobiegał końca, żona Tzippe poszła po wodę, ale szybko zawróciła, bo w sąsiednim domu, w którym mieścił się Judenrat, usłyszała esesmana Petera, który uchodził za mordercę i sadystę, oraz odgłosy bicia i krzyki błagalne. Reb Mordechaj, blady jak kreda, czekał w strachu na jej powrót. Wszyscy bali się Petera i jego krwiożerczego psa, wyszkolonego do torturowania ofiar. Przeżyli bezsenną noc. Rano żydowska policja ogłosiła, że wszyscy muszą się zebrać o siódmej rano, kiedy z rynku rozlegnie się syrena fabryki. Ci, którzy mieli pozwolenia na pracę, mieli udać się na plac Floriana. Tam zebrali się młodzi i starzy, jakby czekając na własny pogrzeb. W getcie panowała śmiertelna cisza.

Reb Mordechaj i jego żona postanowili, że gdy zawyje syrena, nie oddadzą się z własnej woli w ręce Niemców. Bardzo wcześnie, gdy zabrzmiała syrena i wszyscy wyszli z domów wśród krzyków, pod deszczem kul i bicia ze strony bestialskich Ukraińców, oni zostali w domu. Przez dwa lata żyli w strachu, bólu i głodzie, bojąc się ruszyć z domu, aby nie odkryła ich żydowska policja. Niestety nadszedł dzień, w którym po raz kolejny wszystkich zmroził okrutny głos Petera, mordercy, który uderzył również Reb Mordechaja. Niemcy zagonili go na podwórze. Schował dziecko pod płaszczem, ale schodząc po schodach i szamocząc się z Peterem, spadł z córką ze schodów. Jego los był przesądzony. Morderca strzelił mu dwiema kulami prosto w głowę. Kałuża krwi pokryła podwórze. Morderca przewrócił butem ciało, które pozostało tak, z twarzą zwróconą w stronę nieba….

Nie był to jednak koniec ogromnej tragedii. Tzippe wcześniej pobiegła do domu po płaszcz dla swojej córki, a kiedy wróciła i zobaczyła zastrzelonego męża oraz usłyszała krzyki dziecka, które zostało wrzucone na ciężarówkę, rzuciła się do pobliskiej studni. Później z wielkim trudem policja wyciągnęła jej ciało i wraz z innymi zwłokami zabrała do zbiorowej mogiły.

Ze schronu z ulicy Iłżeckiej do powstania w getcie warszawskim

Ulica Iłżecka pozostanie w pamięci Żydów z jeszcze jednego powodu, a wiemy o tym z relacji Rachel Guthaltz-Kempinskiej w Księdze Pamięci (Ostrowiec Yizkor Book 1971, sg 342). Jej opowieść dotyczy istnienia bunkra, a raczej schronu, w jednym z budynków w pobliżu Domu Heinego, w którym Żydzi schronili się przed Niemcami. Zorganizowali go ludzie z kibucu hachszary „Hechalutz”, ruchu młodzieżowego szkolącego do osadnictwa rolniczego w Izraelu. Przewodził im młody człowiek ze Słonimia, Berl Brojde. Warto wiedzieć, że kibuc miał kontakty z Warszawą. Przyjeżdżała do niego grupa młodych ludzi, m.in. Basia i Sara Sylman, Leibel i Abraham Ejgier, Yisrolik Hermalin, Dovid Shulman, Frania Beatus z Konina.

Kiedy przyszła wiadomość o zbliżającej się „Akcji” i deportacji Żydów, zbudowali schron w domu Sylmanów przy ulicy Iłżeckiej. Po prostu wydzielili z niego pokój i zamurowali go. Było tam tajne wejście, prowadzące przez dach na strych. Schron składał się z dużego pomieszczenia. Mogło się w nim zmieścić około trzydziestu osób – wszyscy z kibucu i mieszkańcy miasta: Rachelę Sylman i jej wnuczki Basię, Sarę i Yosele, syna lubelskiego Rebbe i kilku zięciów oraz kilkoro wnucząt, a także jego córkę Rubin z Bielska i jej chłopczyka „Bobusa”. Kiedy rozpoczęła się deportacja, Berl Brojde rozdał wszystkim młodym koktajle Mołotowa. Powiedział: „Nie wezmą od nas Bobusa żywcem!”.

W schronie, jak wspomina Rachela Guthaltz-Kempińska, mieszkali także Jisrolik Hermalin z młodszą siostrą Sonią i małym braciszkiem, rodzina Mendelewiczów z Kielc, Jisrolik Szylman z ulicy Szerokiej oraz Jecheskiel Krongold z żoną. Pewnego dnia, o świcie, wszyscy usłyszeli rozkazy SS i zorientowali się, że rozpoczęła się „akcja”. Schrony te znajdowały się na drugim piętrze i miały małe okienka, tzw. dymniki. Zasłonili okna, a przez szpary widzieli, co się dzieje na zewnątrz, słyszeli strzały i krzyki umierających. Od czasu do czasu na podwórku przed domem gromadzili się Żydzi, z którymi mogli mieszać się w tłumie i dostawać jedzenie oraz czerpać wodę ze studni. W schronie przebywali przez prawie dwa tygodnie. Niemcy szukali w domu kryjówek, ale nigdy nie znaleźli schronu.

Część grupy ze schronu zdecydowała się walczyć w powstaniu w getcie warszawskim. Byli to Berl Brojde, Basia i Sara Sylman, Leibel Ejgier, Frania Beatus, która pełniła funkcję kuriera między Ostrowcem a Warszawą, Jisrolik Szulman i Jisrolik Hermalin. Basia Sylman, kobieta o chrześcijańskim wyglądzie, została zabrana przez Niemców z ulicy bezpośrednio na roboty do Niemiec. Udało jej się uciec z transportu i wrócić do schronu. W nim z kolei Berl Brojde opowiadał, jak zastępca komendanta policji żydowskiej własnymi rękami wsadził go do transportu, z którego uciekł.

Wkrótce dom, w którym znajdował się schron, został podzielony przez Niemców dla pracowników fabryki, a jego mieszkańcy znów zostali pozostawieni na ulicy. Cała grupa udała się do Warszawy. Jako ostatni pozostali Leibel Rappaport i Dovid Shulman. Wszyscy zginęli w warszawskim getcie. Ostrowieccy Żydzi przyczynili się w ten sposób do męstwa i heroizmu w powstaniu w getcie. Pierwszą, która zginęła z bronią w ręku była Sara Sylman.

Rachela Guthaltz-Kempińska wspomina inne wydarzenie z życia schronu.  Otóż pewnej deszczowej, ciemnej nocy 18-letni Leibel Rappaport, a także 17-letnia Sara Sylman i Dovid Shulman wyszli z niego, by podpalić Rynek. Zabrali ze sobą materiały łatwopalne. Weszli do domu Fridlewskiego przy ulicy Rynek w Szerokiej i podpalili dach, licząc, że wiatr podsyci ogień. Niestety, deszcz zdusił ogień.

„Ostrowiecki” Korczak

Jednak o domu dowiedziała się policja, która wszystkich z niego wygoniła. Niektórzy zostali wysłani do Treblinki. Rachela Guthaltz-Kempinska została z grupą z kibucu. Mieli inną kryjówkę. Mówili o nim żywy grób. Mieściła się w domu Frani Beatus z Konina. Wejście było przez biurko. Szuflada z przodu była szczelnie zamknięta, nie dało się jej otworzyć. Wewnątrz znajdowała się maskująca deska, którą można było wyjąć i to było wejście do schronu. Z zewnątrz szafa wyglądała zwyczajnie. Kiedy się ją otworzyło, była wypełniona pościelą i ubraniami.

Rachela Guthaltz-Kempinska wspomina także Hańcię Grinblat z ulicy Szerokiej. Trzymając na rękach swoje dziecko, szła na czele wszystkich ostrowieckich dzieci, które zostały wysłane do Treblinki. Niczym Janusz Korczak…

-Temat udziału ostrowieckiej młodzieży żydowskiej w powstaniu w getcie warszawskim nie jest może wszystkim znany, ale z pewnością był już wcześniej poruszany. Miejscowy historyk Wojtek Mazan sporządził przed laty listę bojowników pochodzących z Ostrowca, na podstawie książki Hanki Grupińskiej: „Odczytanie Listy. Opowieści o powstańcach żydowskich” –mówi Ai Boreistein. -W przetłumaczonym niedawno artykule ważne jest jednak to, czego możemy się dowiedzieć o kulisach i działalności bunkra, a co nie było wcześniej znane. W wyniku dalszych prac badawczych prowadzonych w ramach projektu „Żydzi w Ostrowcu”, po zapoznaniu się z polskimi archiwami z początku XX wieku, poznaliśmy dodatkowe szczegóły dotyczące rodziny, w tym lokalizację bunkra Sylmana, który znajdował się przy ulicy Iłżeckiej 32 – budynku, który już nie istnieje. Mimo że budynek już nie istnieje, mieszkańcy Ostrowca, mijając to miejsce na Iłżeckiej, mogą czuć się dumni z dawnego udziału w powstaniu w getcie warszawskim. Niech wspomnienia o tych bojownikach będą błogosławieństwem!

 

Print Friendly, PDF & Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *