Odszedł Włodzimierz Sajda – społecznik, związkowiec, radny
Włodzimierz Sajda nie żyje. Łączymy się w bólu z Rodziną naszego Przyjaciela, a także z tymi, którzy Go znali, szanowali, cenili.
Włodzimierz Sajda urodził się tuż obok Starej Huty na ulicy Traugutta 20. Ojciec Władysław i matka Maria, oraz starsza siostra Ewa pracowali w hucie. Do przyzakładówki i technikum hutniczego uczęszczała jego druga siostra Jadwiga, która też przez jakiś czas pracowała w hucie. Przez wiele lat mieszkała w Gnieźnie, ale po śmierci męża wróciła do Ostrowca Świętokrzyskiego. Mieszkali razem w jednym mieszkaniu obok nieistniejącej już huty.
Po skończeniu przyzakładówki on również rozpoczął pracę w hucie. Był to rok 1969. Najpierw pracował na montowni, a potem na walcowni. Czas Solidarności i zmian 1980 r. był trudny dla pracowników huty, ale on był po stronie prześladowanych przez komunistyczny reżim. Jak inni związkowcy Solidarności był przesłuchiwany i zastraszany. Nie domagali się orderów dla siebie, lecz poszanowania praw pracowniczych i równego traktowania, aby robotnik miał cokolwiek do powiedzenia i godnie zarabiał. W czasach przełomu nawiązał kontakt z niektórymi liderami opozycji. Był więc obecny przy powstawaniu Porozumienia Centrum, ale nie był członkiem żadnej partii politycznej. Był przy poświęceniu sztandaru Solidarności hutniczej, co miało miejsce na stadionie KSZO. Za swą działalność w czasach komuny otrzymał odznakę honorową działacza opozycji antykomunistycznej lub osoby represjonowanej z powodów politycznych, wydaną przez szefa Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych.
Pewnie nie wszyscy wiedzą, ale ten „chłopak spod huty” także grał w piłkę nożną. Zaczynał w dzikich drużynach, a potem grał w juniorach i drugiej drużynie KSZO. Grał też w Świcie Ćmielów. Był pomocnikiem. Ich największym sukcesem był mecz z pierwszą drużyną trzecioligowego KSZO.
Włodzimierz Sajda działał społecznie. M.in. pilnował interesów spółdzielców osiedla Hutniczego w Radzie Nadzorczej SM „Hutnik”. Wiele pilnych i ważnych dla mieszkańców spraw załatwił, w tym ocieplenie bloków.
Od wielu lat, aż do chwili śmierci był radnym miejskim. Zawsze jego głos był głosem rozsądku w Radzie Miasta. Potrafił mówić bez ogródek o trudnych sprawach. Miał moralną silę i odwagę, by mówić prawdę w oczy także politykom. Dla niego najbardziej liczyła się uczciwość.
J.Kaczyńskiego chwalił i stawiał za wzór – i wszystko jasne…
Niech spoczywa w pokoju.
Żegnaj przyjacielu, niech Bóg przyjmie Twą duszę do siebie i zapewni jej godne miejsce w śród tych, którzy zawsze myśleli i opiekowali się innymi, siebie stawiając na końcu.