Zamknij

Leszek Możdżer: - Granie muzyki polega głównie na kreowaniu napięć i odprężeń

Dariusz KisielDariusz Kisiel 17:51, 27.02.2025 Aktualizacja: 18:07, 27.02.2025
Skomentuj Fot. Sisi Cecylia Fot. Sisi Cecylia

-Jak to się stało, że zagra pan w Ostrowcu Świętokrzyskim nie jeden, nie dwa, a aż trzy koncerty? Co o tym zdecydowało? Przyznam, że chociaż w naszym mieście na przestrzeni wielu lat występowali tak znani jazzmani, jak Tomasz Stańko, Jan Ptaszyn Wróblewski, czy Randy Bracker, to miasto i ośrodki kultury raczej nie promują muzyki jazzowej?

-Rozmawiając z Piotrem Sobierajskim, właścicielem Kameleon Klub, zorientowałem się, że mamy te same marzenia. Ja też marzyłem o stworzeniu klubu muzycznego, niestety mnie się nie udało - a jemu tak. Prowadziłem klub, ale odpuściłem po półtora roku, jest to bardzo niewdzięczna praca, byłem za miękki na to. Kiedy rozmawialiśmy o tym, żeby zorganizować mój koncert w klubie Kameleon, przypomniały mi się nowojorskie sceny, gdzie muzycy grają po kilka dni pod rząd. W mojej pracy zdarza się to bardzo rzadko, bo z reguły grywam w dużych salach, więc pomyślałem, że fajnie byłoby pograć sobie trzy dni pod rząd w jednym miejscu, na tej samej scenie, w tych samych warunkach akustycznych. Tym bardziej, że Trio Marcina Patera to naprawdę doskonały zespół.

-Chciałbym dowiedzieć się, czy był już pan w Ostrowcu lub w naszym regionie i jakie ma Pan skojarzenia śledząc ten nasz zakątek Polski oczyma wyobraźni na mapie?

-Rozumiem, że pragnie pan wyciągnąć ze mnie jakieś komplementy... Mogę oczywiście chwalić ten region, ale uważam, że człowiek jako humanoidalna forma bioelektryczna jest portalem przewodzącym międzywymiarowo. Przebywanie świadomości w formie ludzkiej nie powinno polegać na chwaleniu jakichś terenów czy fragmentów na mapie. Życie to podróż szkoleniowa, może się odbywać w dowolnym regionie i nazwa danego fragmentu mapy nie ma znaczenia, a nawet jeśli ma, to w ogóle nie ma znaczenia co akurat ja o danym regionie sądzę. Rzadko bywałem w tej części Polski, ale nie ma to znaczenia. Generalnie człowiek rodzi się nagi i nagi umiera.

-Jeden z koncertów w Ostrowcu odbędzie się w wigilię pana urodzin. Czy możemy się spodziewać z tego względu na deskach Klubu Kameleon jakiegoś zaskakującego elementu, oczywiście poza tortem i tradycyjnego „sto lat" w wykonaniu słuchaczy?

-Nie przepadam za pieśnią „sto lat". Przede wszystkim zastanawia mnie dlaczego wszyscy śpiewamy „niech żyje nam", zamiast „niech żyje sobie". Bariera stu lat też jest dla mnie niezbyt przekonująca, ja dopiero po pięćdziesięciu latach ćwiczenia zacząłem przyzwoicie grać na fortepianie, a i tak mam jeszcze mnóstwo pracy do zrobienia. To by zajęło kolejne dziesiątki, o ile nie setki lat. Wypracowanie odskoku palca, swobody, równości pulsu... to są zagadnienia które wypracowuje się latami. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć, ale nie podoba mi się to.

-Mówi się, że ma pan swój własny język muzyczny. Jaki więc to język kontaktu ze słuchaczem, zwłaszcza że improwizacji towarzyszy Panu komponowanie także utworów do sztuk teatralnych czy filmowych?

-Postanowiłem pracować na styku muzyki klasycznej z jazzową, tam gdzie przenika się sztuka wysoka ze sztuką popularną, bo na tym odcinku jest bardzo dużo do zrobienia. Często dostaję baty od recenzentów, że gram muzykę narcystycznie ładną, ale uważam, że taka muzyka jest bardzo potrzebna. Jest koniecznym łącznikiem, żeby ludzie stopniowo dryfowali w stronę muzyki ambitnej i skomplikowanej. Muzyka jazzowa zużywa dużą moc obliczeniową podczas słuchania i każdy słuchacz w swoim własnym tempie musi dojrzeć do muzyki skomplikowanej zawijając po drodze do różnych, bezpiecznych dla niego portów. Oczywiście zdarza mi się wrzucać jakieś awangardowe rzeczy do swoich kompozycji, głównie, żeby rozszerzyć przekaz. Granie muzyki polega głównie na kreowaniu napięć i odprężeń. Muzyka cały czas luźna jak i muzyka nieustannie naprężona nie będzie ciekawić słuchacza.

-W Ostrowcu Świętokrzyskim zagra pan z Marcin Pater Trio & Jakub Mizeracki, z którym nagrał pan płytę „Between". Czy to efekt Grand Prix wywalczonego przez trio na konkursie festiwalu Jazzu Nad Odrą w 2020 roku, którego jest Pan dyrektorem artystycznym i czy to swoisty ukłon w stronę młodszych muzyków?

-I jedno i drugie. To naprawdę fantastyczni muzycy. Dla wielu z państwa ten zespół będzie odkryciem. To wielka przyjemność móc z nimi grać, myślę, że nawet państwo nie przypuszczają jak te chłopaki wymiatają.

-Skoro mowa o współpracy z innymi muzykami, to co decyduje o tym, że tak chętnie nagrywa pan płyty ze szwedzkim basistą i wiolonczelistą Larsem Danielssonem oraz perkusistą z Izraela Zoharem Fresco? Słuchałem muzyki z płyt od "Polska" po "The Time" włącznie i muszę przyznać, że są fenomenalne i że udało się Panom połączyć to coś – no właśnie co? – że tak się je słucha wspaniale i z zapartym tchem?

-W muzyce jest kilka zagadnień, których trzeba rozsądnie używać, pierwsza sprawa to dźwięk i cisza. Już na tym terytorium mamy całą hierarchię dźwięków granych głośniej, albo ciszej, dźwięków ledwie słyszalnych albo bardzo głośnych, na przykład akcentów. Następna polaryzacja to skomplikowanie - prostota, którą też trzeba dozować, potem tonalność - atonalność, czyli używanie utartych zestawień dźwiękowych, albo zestawianie ze sobą dźwięków tworzących zaskakujące dysonanse. Jeżeli słucha pan naszej muzyki z zainteresowaniem to znaczy, że ma pan wypracowany aparat pojęciowy, żeby się w ogóle zorientować co my gramy, a po drugie prawdopodobnie ilość użytych środków jest na tyle szeroka, że te płyty są w stanie utrzymać pańską uwagę przez dłuższy czas.

-Jazz jest wspaniały, ale nie dla wszystkich łatwym gatunkiem muzycznym. Jak pan to więc to robi, że wszyscy tak tłumnie, nawet ci stroniący na co dzień od jazzu, wybierają się na pana koncerty, jak chociażby w Ostrowcu Świętokrzyskim, gdzie bilety sprzedają się bardzo dobrze?

-Szczerze mówiąc nie wiem dlaczego bilety na moje koncerty dobrze się sprzedają. To jest dziwne, bo muzyka fortepianowa generalnie nie powinna się tak dobrze sprzedawać.

-Przywiązuje pan wagę nie tylko do wydobywania z pianina czy fortepianu idealnych dźwięków, ale także chwytającej za serce melodii, która wręcz przenikają naszą i moją duchowość tworząc magiczny nastrój. Jeśli w tym kontekście powiedziałbym panu, że najchętniej słucham pana muzykę jesienią z tą całą gamą kolorów charakterystycznych dla tej pory roku, to co by pan odpowiedział?

-Jesień to pora w której wszystko zaczyna hamować, liście wytryskując z drzew kładą się na ziemi i tworzą pożywienie dla nowych treści, które najpierw się hibernują zimą, a potem wykluwają się na wiosnę. Uważam, że to bardzo dobry czas na słuchanie muzyki, bo muzyka daje schronienie oraz pretekst do tego, żeby zajrzeć w głąb siebie. Jesienią zwykle tak właśnie się dzieje.

-Jak wygląda pana zwykły dzień? Pytam o to, bo wydaje się pan tytanem pracy, nagrał ponad 70 płyt, skomponował wiele utworów, pisze artykuły muzyczne i bierze udział w wielu projektach muzycznych i okołomuzycznych. Ma pan w ogóle czas, by wyjść ze studia i ot tak sobie chociażby pochodzić boso na łące i pomarzyć o czymś, czy też wpaść do galerii na shopping?

-Każdy dzień jest inny, wszystko zależy od tego na którą godzinę mam ustawiony transport. Nie mam żadnych stałych rytmów, wszystko podporządkowane jest rytmowi koncertowemu i nagraniowemu. Robię wszystko to, co jest potrzebne, żeby przetrwać w tym świecie, odpisuję na maile, robię opłaty, organizuje przedsięwzięcia, odpoczywam i bawię się kiedy mogę. Planujemy mój kalendarz na rok, dwa lata do przodu, wykupujemy przeloty, analizujemy przejazdy i repertuar,  bo niektóre koncerty mogę zagrać z marszu a do innych potrzebuję miesiące ćwiczenia. Zawsze mam w umowie instrument w garderobie, więc ćwiczę przed koncertami, żeby się rozegrać, albo przygotować nowy repertuar, który mam do wykonania za pół roku. Nie lubię być zbytnio odprężony, lubię funkcjonować w stanie nieustannego napięcia. Stosuję mikroodpoczynki - dokładnie tak samo jak podczas grania na fortepianie. Dłoń nie może być naprężona przez cały czas trwania koncertu. Pomiędzy dźwiękami trzeba odpoczywać, czasami to są ułamki sekund, ale to wystarczy, żeby wytrzymać wiele godzin nieustannego grania na fortepianie.

-Jak między koncertami będzie przebiegał pana trzydniowy pobyt w Ostrowcu Świętokrzyskim? Zaplanował pan może jak spędzi wolny czas?

-Będę siedział w hotelu i komponował nowy utwór. Kolega poprosił mnie o napisanie czterominutowego utworu na orkiestrę, szykuję też nowy repertuar na Enter Enea Festival 2025 w Poznaniu. Nie planuję wycieczek, przebywanie kilka dni w jednym miejscu to wspaniała okazja, żeby spokojnie popracować.

-Dziękuję za rozmowę.

Leszek Możdżer jest jednym z najwybitniejszych polskich muzyków jazzowych. To pianista światowej klasy, odważny eksplorator i oryginalny twórca, wyróżniający się własnym językiem muzycznym. Urodził się 23 marca 1971 roku w Gdańsku. Naukę gry na fortepianie rozpoczął w piątym roku życia i przeszedłszy wszystkie szczeble edukacji uzyskał dyplom gdańskiej Akademii Muzycznej w 1996 roku. Jazzem zainteresował się w klasie maturalnej.

fot. Sisi Cecylia

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

JaninaJanina

0 0

Bardzo mi się ten wywiad podoba

11:48, 01.03.2025
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%