Rozmowa z Justyną Pargieło zielarzem, fitoterapeutką i ziołoznawcą. Jadalne, dzikie rośliny -źródło życia

Na ostatnim pikniku ekologicznym w Bałtowie poznałam Justynę Pargieło, ciekawą osobę, zajmującą się fascynującą dziedziną, pospolitymi chwastami, które są przez człowieka niedoceniane, a mogą być źródłem pożywienia i co ważne, leczących nasze organizmy zatrute chemią.
-Skąd u Pani takie zainteresowania i wiedza na ten temat?
-Jestem córką leśnika. Wychowałam się w lesie. Kontakt z naturą mam we krwi. Miłość do przyrody wyniosłam z domu rodzinnego. Moja babcia była zielarką. Pięć lat temu w Końskich otworzyłam sklep ze zdrową żywnością. Ze zdziwieniem dostrzegłam, że ciągle rośnie liczba chorych osób, którzy szukają rady i pomocy u zielarzy. Zaczęło mnie to wciągać. Trzy lata temu rozpoczęłam studia na Uniwersytecie Rzeszowskim kierunek ziołoznawstwo. To był tak naprawdę dopiero początek zdobywania wiedzy akademickiej z tej, jakże fascynującej i rozleglej dziedziny. W tym roku skończyłam także ?podyplomówkę? w Krośnie na kierunku towaroznawstwo zielarskie i żywność funkcjonalna. Pisałam pracę dyplomową na temat podagrycznika. Skończyłam także kurs zielarza i fitoterapeuty w Katowicach. Od czterech lat prowadzę warsztaty na temat dzikich roślin jadalnych.


-Jak Pani sądzi, czy powrót do natury, do jej skarbów ukrytych na naszych łąkach, polach w naszych ogródkach i lasach, to chwilowa moda, czy stały trend, zmiana sposobu życia i powrót do natury?
-Patrząc z perspektywy klientów mojego sklepu mogę powiedzieć, że nie jest to tylko moda. Dziewięćdziesiąt procent z nich przychodzi, bo musi, bo są chorymi osobami. Mają celiakię, alergię, choroby reumatyczne, nietolerancję na mleko, liczne schorzenia i także u mnie szukają pomocy. Czyli krótko mówiąc przychodzą, bo muszą. Tak naprawdę wszelką terapię powinniśmy zaczynać od podstaw, czyli od jedzenia. Powiedz mi co jesz, a powiem ci w jakiej kondycji jest twój organizm. W pewnym sensie jest to także moda. Są restauracje, które wprowadzają zdrową żywność. Tak więc z jednej strony to moda, ale ja uważam, iż dla zdrowia współczesnego człowieka jest to konieczność. Musimy chociaż w pewnym stopniu dodać zdrową żywność do naszego pożywienia. Rośliny rosnące dziko, a nadające się do spożycia przez człowieka, skoro radzą sobie w naturze, same są silne. W nich są witaminy, minerały i inne niezbędne dla naszego życia substancje, które nie tylko odżywiają, ale i leczą nasze ciała. Dusze też. Muszą mieć bardzo dużo siły, by sobie poradzić w naturalnym środowisku, przez co i ich właściwości są po prostu lepsze. Dla ludzi bardzo wartościowe i przydatne. Mówię o właściwościach roślin jadalnych, które potocznie uważa się za dokuczliwe chwasty. Poza tym jest to także taka idea, by jadać to, co rośnie blisko człowieka, a co jest dla człowieka przez Pana Boga stworzone. Nie ma co ukrywać, chwasty zawsze są blisko.
-Znana, a nieżyjąca już polska zielarka Stefania Korżawska mówiła, iż Pan stworzył dla nas ludzi wszystko, co nam do życia i zdrowia jest potrzebne, trzeba się tylko po to schylić…
-Dokładnie tak. Trzeba się tylko po to, co dla nas najlepsze, schylić. Mówię tutaj o tak zwanej żywności funkcjonalnej.
-A co to takiego jest?
-Żywność ta oprócz tego, że możemy ją jeść, to jeszcze ma dla nas dodatkowe ekstra funkcje. Np. w pospolitym podagryczniku jest to, że on usuwa z organizmu człowieka nadmiar kwasu moczanowego. Cierpiący na dnę moczanową dobrze wiedzą, o co chodzi. Czyli ma w sobie więcej wartości, niż zwykłe jedzenie. Ale nie jest to jeszcze lek. Cechą żywności funkcjonalnej jest także to, że możemy ją spożywać na co dzień. Nigdy nie przedawkujemy. Możemy sięgać po nią w każdej chwili.
-Czy oprócz tego, że informuje Pani o zaletach ziół, roślin, zajmuje się pani produkcją zdrowej żywności. W Bałtowie wystawia Pani oleje na zimno tłoczone, częstuje pesto z podagrycznika…
-Kolekcjonersko produkuję octy. Zajmuję się produkcją kiszonek z dodatkiem dzikich chwastów. Mam tu do spróbowania kiszonki z kwiatów akacji, łodyg podagrycznika. Razem z córka otworzyłyśmy firmę, która produkuje oleje na zimno tłoczone z wszelkich ziaren. Np. czarnuszki, która jest dobra na wszelkie dolegliwości. Nasza marka to olej świeży. Najczęściej robimy je na zamówienie klienta. Ich właściwości leczniczych nie można przecenić.
-Wróćmy do tego, co mnie na Pani stoisku najbardziej zafascynowało – pesto z podagrycznika.
-I słusznie, bo to bardzo ciekawa roślina. Powiedzmy wprost chwast, który rośnie niemal w każdym ogrodzie i jest za gospodynie uważany za dokuczliwą roślinę zarastającą ich ogródki. Roślina tępiona i bardzo nielubia na. Ona się rozmnaża przez kłącze, więc trudno, się jej pozbyć. A ja powiem, iż nie należy się jej pozbywać, tylko jeść i to pod różnymi postaciami. Na surowo, gotowany. Także kiszony. Rośnie od marca do listopada, a więc możemy go jeść przez wiele miesięcy. Jak sobie go skosimy, to nam piękny młody odrośnie. Jak go potraktujemy jako warzywo, to mamy jedzenie za darmo, bez opieki, bez uprawiania cudowne jedzenie. Jedzenie, które leczy i wzmacnia organizm. Podagrycznik oczyszcza organizm z kwasu moczowego, robi detoks organizmu, działa na drogi moczowe, lekko na wątrobę i ogólnie na organizm. Ale jest na tyle delikatny, że możemy go jeść codziennie. Młody jako surówkę, dodatek do zielonych koktajli. Bardziej dojrzały jako dodatek do jajecznicy z ziemniakami, możemy robić farsz do pierogów, dokładnie tak jak szpinak, dodawać posiekany do zupy. Możliwości jest mnóstwo. Wszystko zależy od naszej fantazji kulinarnej pani domu. Na moim blogu dużo będę o nim pisała, propagowała to niezwykłe dzieło natury, bo pisałam o nim pracę dyplomową. Widzi pani, że kiszę łodygi podagrycznika, pąki i kwiaty mniszka.
-Mniszek, zdaje się, to też niedoceniana roślina w naszych ogrodach i na naszych łąkach?
-Tak. Jego liście też mogą być wspaniałym warzywem. Podobnie jak popularna babka lekarska. Ja np. jej liście smażę w cieście naleśnikowym, albo mąki z ciecierzycy.
-Dziękuję za rozmowę.

Print Friendly, PDF & Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *