Witold Agatowski żyje – jak mówi – w ciekawych czasach. Tuż po wojnie jego rodzice zabrali go wraz z bratem na ziemie odzyskane. Niedługo tam zabawili, bo czasy były niepewne. Wiadomo, narastała zimna wojna, mówiło się też, że Niemcy wkrótce wrócą na Dolny Śląsk. Po powrocie do Jędrzejowic starał się znaleźć swoje miejsce na ziemi. Związał się z ostrowieckim PKS-em, zaczął studiować. Zamieszkał w Częstocicach. Był i jest aktywny społecznie.
Urodził się w Jędrzejowicach, ale po wojnie wraz ze starszym bratem Mieczysławem i rodzicami wyjechał na Dolny Śląsk. Pod Wałbrzychem rodzice, Jan i Zofia, dostali poniemieckie, ośmiohektarowe gospodarstwo i prowadzili je w latach 1947 -1950. Uczęszczał tam do szkoły podstawowej, w której wszystkie napisy były w języku niemieckim.
-Właściciele uciekli już w 1945 roku, ale pozostała jeszcze obsługa gospodarstwa –mówi. Ojciec dobrze znał język niemiecki, więc nie było problemów z komunikacją. Po pewnym czasie wszyscy Niemcy opuścili gospodarstwo i rodzice sami je prowadzili.
Sytuacja na ziemiach odzyskanych nie była stabilna. Zaczynała się zimna wojna i rodzice Witolda Agatowskiego obawiali się, że Niemcy po jakimś czasie mogą wrócić na Dolny Śląsk. Po zastanowieniu się i przemyśleniu za i przeciw, ostatecznie zdecydowali się na wyjazd w rodzinne strony. Witold Agatowski kończył więc Szkolę Podstawową w Częstocicach.
-Rodzice osiedlili się w Jędrzejowicach –mówi. Szwagier, który przez minione trzy lata prowadził gospodarstwo, nie bardzo sobie z tym radził. Był to dla nich dodatkowy argument za powrotem w rodzinne strony.
Po ukończeniu szkoły podstawowej uczył się w Liceum im. Joachima Chreptowicza w Ostrowcu Świętokrzyskim.
-Były to smutne lata –mówi. Panowała bieda, brakowało podręczników i pomocy naukowych. Poza tym ucząc się musiałem pomagać rodzicom w prowadzeniu gospodarstwa.
Wojsko i praca zawodowa
Służył w jednostce zajmującej się ochroną instytucji wojskowych. Pełnił funkcję dowódcy drużyny. Przełożeni byli z niego zadowoleni, doceniali go też podwładni. Dosłużył się stopnia plutonowego. Nie skorzystał z propozycji zostania żołnierzem zawodowym, wrócił do cywila.
-Po wojsku zatrudniłem się w Fabryce Samochodów Ciężarowych w Starachowicach, gdzie pracowałem jako tokarz -mówi. Do pracy musiałem codziennie dojeżdżać. Wstawałem o godzinie czwartej rano albo jeszcze wcześniej, pieszo szedłem na pociąg, po czym jechałem do Starachowic. Wracałem z pracy późnym wieczorem. A gdy pracowałem na drugą zmianę, to do domu wracałem po pracy około północy.
I tak każdego dnia przez niecały rok. Jednak nie narzekał, gdyż firma dobrze płaciła, a pieniądze młodemu człowiekowi zawsze się przydają.
W grudniu 1962 roku podjął pracę w PKS Ostrowiec Świętokrzyski. Przedsiębiorstwo mieściło się przy ulicy Żabiej i prowadziło zarówno przewozy towarowe, jak i pasażerskie. Zatrudnienie wynosiło w tamtym czasie ponad tysiąc osób. Samych kierowców było około pięciuset.
-Zacząłem pracę jako kierownik magazynu materiałów pędnych -mówi. Wówczas większość taboru posiadało silniki benzynowe. Dostawa benzyny odbywała się bezpośrednio z rafinerii. Wagony z paliwem trafiały na bocznicę kolejową znajdującą się z tyłu Wólczanki. Po przetoczeniu paliwa do zbiorników rozdzielano je na poszczególne pojazdy.
Po dwóch latach pracy awansował na kierownika zespołu magazynów. W kolejnych latach awansował na kierownika działu zaopatrzenia i gospodarki materiałowej ostrowieckiego PKS-u.
-Podlegał mi dział zaopatrzenia, ale również magazyny techniczne, ogumienia, gospodarczy i paliw –mówi.
Do pracy dojeżdżał z Jędrzejowic. Pracując, systematycznie uzupełniał swe wykształcenie. W 1974 roku zdobył zaocznie licencjat z prawa administracyjnego na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.
-W tym czasie ukończyłem także Wydział Nauk Społecznych w Wyższej Szkole Nauk Społecznych w Warszawie –mówi. Uzyskałem tam tytuł magistra nauk społecznych. Idąc za ciosem ukończyłem studia podyplomowe na Akademii Ekonomicznej w Katowicach uzyskując tytuł magistra ekonomii. Dostałem propozycję pacy w Technikum Wieczorowym dla Pracujących w Ostrowcu Świętokrzyskim, gdzie przepracowałem trzy lata.
Witold Agatowski dodaje, że był głodny wiedzy. Być może dlatego, że był dzieckiem chłopa i chciał podnieść swój status społeczny oraz intelektualny. A być może także dlatego, że czasy dla osób studiujących zaocznie były przyjazne. Po każdym ukończeniu studiów dostawało się dodatkowo miesięczną pensję.
W latach 70. XX wieku tabor PKS-u pracował głównie na rzecz budowy Nowego Zakładu. Z kolei autobusy pasażerskie dowoziły pracowników do huty, która w tym czasie zatrudniała około piętnastu tysięcy osób. Huta zatrudniała pracowników z Lipska, Opatowa, Nowej Słupi. Z kolei autobusy dalekobieżne kursowały nie tylko po całej Polsce, ale i za granicę.
-Nasze autobusy kursowały do Wrocławia, Katowic, Łodzi, Krakowa, Lublina, na Wybrzeże –mówi. Na początku dyrektorem PKS-u był Bogumił Rup, a potem Marian Osuch. Obu dyrektorów wspominam bardzo dobrze. Były to złote czasy ostrowieckiego PKS-u.
W 1985 roku awansował na stanowisko dyrektora ds. przewozów ostrowieckiego PKS-u. Na tym stanowisku pracował przez kolejnych piętnaście lat.
-Po uzyskaniu niepodległości przez Ukrainę nasz PKS uruchomił komunikację autobusową do Czerwonogradu, gdzie znajduje się dwanaście kopalń, do miejscowości Dolina w Karpatach, do Lwowa, a także do Winnicy –mówi. Było to związane z zapotrzebowaniem obywateli Ukrainy, którzy przyjeżdżali do Polski na handel. Przez pewien czas nasz PKS jeździł także dwa razy w tygodniu przez Warszawę do Mińska na Białorusi. W sumie było tych kursów kilkanaście w ciągu roku. Pasażerami byli głównie pracownicy Elektromontażu Lublin.
Witold Agatowski pojechał do Mińska i na dowód swego pobytu w centrum stolicy Białorusi ma zdjęcia na tle pałacu prezydenta Łukaszenki. Tyle, że czasy się zmieniły i teraz nie wypada się tym chwalić.
W latach 70. XX wieku towarowy PKS pracował na rzecz Siarkopolu. Wożono siarkę z Grzybowa na stację kolejową do Buska Zdroju. Prowadzona była również obsługa Fabryki Maszyn Rolniczych „Agromet” w Kunowie. Jeździło tam kilkanaście pojazdów ciężarowych.
W dobrych latach 70. XX wieku ostrowiecki PKS miał placówkę w Sandomierzu oraz w Staszowie. Z czasem obie placówki stały się samodzielne.
-Nie sposób wymienić wszystkich ludzi, z którymi przyszło mi pracować –mówi. Z dyrektorem Marianem Osuchem pracowałem do czasu mego odejścia na emeryturę. Bardzo dobrze wspominam też kierownika działu przewozów Edwarda Starzomskiego, Zenona Walczyka, Lecha Rutkowskiego, Tadeusza Salę. Jerzego Matuszczaka. Janusza Laska, Jerzego Bejmerta. Stanowiliśmy wspólnie zespół ludzi zgranych, dobrze wykonujących swoją pracę na rzecz mieszkańców Ostrowca Świętokrzyskiego i nie tylko.
PKS cieszył się zasłużoną renomą, a bywały czasy, kiedy płace w firmie były naprawdę godne. Średnią zarobków przebijali nawet ostrowiecką hutę.
W Polsce funkcjonowało ogółem 108 PKS-ów. Obecnie zostało ich ledwie dwadzieścia kilka. Gospodarka rynkowa przy braku odpowiedniej polityki rządu doprowadziła do upadku większości państwowych firm przewozowych.
-Mam satysfakcję, że pracowałem w PKS Ostrowiec, który mimo obecnych trudności funkcjonuje jako jedyne przedsiębiorstwo w województwie świętokrzyskim -mówi. Na pewno jest to wynikiem dobrego zarządzania i dobrej pracy załogi. Od czasu, kiedy już nie pracuję w PKS-ie mam dobry kontakt z obecnymi pracownikami i prezesem Stanisławem Wodyńskim.
Po przejściu na emeryturę Witold Agatowski pracował jeszcze przez osiem lat w firmie paliwowej WWW Energy SA jako dyrektor ds. sprzedaży hurtowej. Ogółem przepracował zawodowo pięćdziesiąt lat. Obecnie jest słuchaczem Uniwersytetu Trzeciego Wieku przy Akademii Nauk Stosowanych im. Józefa Gołuchowskiego w Ostrowcu Świętokrzyskim.
Nie tylko radny
Witold Agatowski był radnym miejskim w latach 1984 -1988. Nie pełnił w tym czasie żadnych dodatkowych funkcji.
-W latach 1988 -1995 byłem zastępcą przewodniczącego Komitetu Osiedlowego w Częstocicach –mówi. Jednocześnie pełniłem funkcję przewodniczącego Społecznego Komitetu Budowy Gazociągu i Wodociągu w ulicy Świętokrzyskiej. Było to związane z tym, że jeśli lokalna społeczność chciała mieć wodociąg lub gaz, to musiała wykazać się czynem społecznym.
Inwestycja była możliwa dzięki zaangażowaniu huty. Huta wybiła kilka studni głębinowych w parku w Częstocicach dla własnych potrzeb, co spowodowało spadek poziomu wody w studniach. Z tego powodu huta podarowała mieszkańcom 1.300 metrów rur wodociągowych. Natomiast Cukrownia „Częstocice”, która wtedy jeszcze istniała, podarowała mieszkańcom sprzęt do wykopów ziemnych. Od tego czasu mieszkańcy mogą cieszyć się wodą z kranu.
-Jeśli zaś chodzi o gaz, to miała zostać wybudowana podstacja przy ulicy Chmielowskiej w Częstocicach -mówi. Ostatecznie taka podstacja powstała przy ulicy Świętokrzyskiej. Dzięki temu ulica otrzymała gaz z sieci trzy lata wcześniej, niż to planowano.
Przez okres czterech lat Witold Agatowski pełnił funkcję ławnika sądowego w wydziale karnym Sądu Okręgowego w Kielcach. Bycie ławnikiem oznaczało, że brał się udział w rozprawach karnych. W składzie sądu oprócz przewodniczącego, zawodowego sędziego, uczestniczyło dwóch ławników.
-Nadal działam w Radzie Osiedla „Częstocice” –mówi. Przewodniczącym rady jest radny miejski, Artur Zawadzki. Jestem zwykłym członkiem tej rady. Przez lata udało nam się wywalczyć na rzecz mieszkańców niemało inwestycji, które ułatwiają codzienne życie w peryferyjnym osiedlu. Oprócz wodociągu i gazociągu oraz drogi z chodnikiem, doczekaliśmy się także kolektora oraz instalacji sanitarnej.
Obecnie na terenie osiedla zakładane są światłowody. W dobie powszechnego dostępu do Internetu, to bardzo ważna inwestycja.
Przez wiele lat, cyklicznie mieszkańcy cierpieli z powodu powodzi. Maleńka Modła, zwykle prawie niewidoczna rzeczka, podczas burz występowała z brzegów i wyrządzała ogromne szkody.
-Podczas powodzi tysiąclecia z końca ubiegłego wieku w moim domu miałem metr wody –mówi. Dzięki środkom unijnym rzeczka ta została uregulowana, a w jej górnym biegu wybudowano poldery zalewowe. Teraz wszyscy mamy prawo sądzić, że niszczące powodzie już nie powrócą do Częstocic.
Witold Agatowski jest członkiem Koła Nr 8 Związku Żołnierzy Wojska Polskiego. Pełni w nim funkcję sekretarza. Przewodniczącym jest Wacław Lewandowski. Kiedyś kolo liczyło około sześćdziesięciu członków, obecnie już tylko około dwudziestu.
-W ostatnich latach czujemy się jakby odsunięci na boczny tor –mówi. Współpraca MON-u z naszym związkiem została zerwana. Staramy się być obecni na różnych uroczystościach, jak święto 3 Maja, Dzień Niepodległości, rocznica bitwy na Jeleńcu, rocznica płk. Piwnika „Ponurego” w Mominie, rocznica bitwy Grójeckiej, a także na spotkaniach z organizacjami kombatanckimi.
Witold Agatowski jest członkiem Polskich Brygad Strzeleckich w stopniu inspektora drużyn strzeleckich. Ta przedwojenna, reaktywowana po wojnie organizacja, podtrzymuje dziedzictwo narodowe, sprawuje opiekę nad miejscami pamięci narodowej, utrwala pamięć i wiedzę o lokalnych patriotach z okresu Powstania Styczniowego oraz II Wojny Światowej. Jej siedziba znajduje się w dworku w Chocimowie. Prezesem jest Jerzy Brożyna ze stopniem starszy inspektor drużyn strzeleckich.
-Mogę pochwalić się także tym, że jestem członkiem Związku Żołnierzy Armii Krajowej Świętokrzyskie Zgrupowanie Ponury Nurt –mówi. Propozycję wstąpienia do tego związku otrzymałem w 1992 roku. Od dziesięciu lat jestem członkiem zwyczajnym. Brałem udział w uroczystościach na Wykusie, osobiście znałem podkomendnych „Ponurego” – Mariana Świderskiego ps., Dzik, Zdzisława Rachtana ps. Halny, Józefa Piwnika ps. Topola (brat „Ponurego”) oraz gen. Antoniego Hedę „Szarego”. Brałem udział w utworzeniu Kwatery Ponurego w Janowicach.
Dziś Izba Pamięci „Ponurego” w Janowicach już nie istnieje, ale wójt Krzysztof Gajewski próbuje ją odtworzyć. Według zapewnień pana wójta Izba Pamięci „Ponurego” będzie odtworzona w miesięcy maju.
Witold Agatowski był też członkiem Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego kola w Ostrowcu Świętokrzyskim.
Od czasu przejścia na emeryturę do czasu rozwiązania w 2022 roku był członkiem Stowarzyszenia Seniorów Kadry Kierowniczej PKS. Członkiem Stowarzyszenia mógł być emeryt w przeszłości pełniący funkcje kierownicze najwyższego szczebla zarządzającego w przedsiębiorstwach transportowych. Celem Stowarzyszenia było współdziałanie z władzami samorządowymi i państwowymi instytucjami oraz innymi podmiotami zajmującymi się transportem w kraju i za granicą. Pełniłem funkcję członka Komisji Rewizyjnej.
-Nigdy nie utraciłem charakteru lewicowego –mówi. Byłem członkiem organizacji lewicowych - SdRP, SLD, a obecnie Nowej Lewicy.
Ach, rodzina…
W 1978 roku Witold Agatowski przeniósł się z Jędrzejowic do Częstocic, gdzie wybudował swój dom. Od tamtej pory zamieszkuje blisko swoich krewnych przy ulicy Świętokrzyskiej.
-Chcę się pochwalić dwójką dzieci, trójką wnucząt i dwójką prawnucząt –mówi. Córka Barbara mieszka w Ostrowcu Świętokrzyskim, a syn Mirosław we Wrocławiu. Córka pracowała w Wólczance, a syn jest emerytowanym policjantem. Wnuczka Sylwia, córka Barbary, jest już po studiach w Kielcach. Wnuczek Bartosz, syn Mirosława, skończył wydział budowy maszyn Politechniki Wrocławskiej we Wrocławiu z tytułem magistra inżyniera. Pracuje w jednej z firm zagranicznych. Wnuczka Dominika, jest magistrem inżynierem biochemii.
Witold Agatowski ma także dwoje prawnucząt. Wnuczka Sylwia ma ośmioletniego syna Antoniego, a Natalka skończyła dopiero rok. Jest żonaty po raz drugi. Żona ma na imię Irena.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz