Zamknij

Z siekierką wbitą w pracowniczy kask

Wiesław RogalaWiesław Rogala 09:17, 03.09.2024 Aktualizacja: 09:20, 03.09.2024
Skomentuj

Zbigniew Moskalewicz zapisał się w historii miasta jako związkowiec z siekierką wbitą w pracowniczy kask. Również ja widziałem go w takim kasku podczas jednej z sesji Rady Miasta Ostrowca Świętokrzyskiego. Jednak po raz pierwszy w tym kasku zaprezentował się mieszkańcom stolicy, a nie ostrowczanom. Związkowcy mieli wówczas konflikt z rządem Leszka Millera w sprawie rozkradania majątku narodowego oraz Narodowych Funduszy Inwestycyjnych.

Zbigniew Moskalewicz urodził się w sierpniu 1957 roku w Opatowie. Uczęszczał do Szkoły Podstawowej Nr 1 w Opatowie, a potem do Liceum Ogólnokształcącego imienia Joachima Chreptowicza w Ostrowcu Świętokrzyskim. Kiedy był w drugiej klasie liceum cała rodzina przeprowadziła się z Opatowa do Ostrowca Świętokrzyskiego. Zamieszkali na osiedlu Słonecznym i odtąd zaczęła się jego przygoda z miastem nad Kamienną.

- Do liceum trafiłem razem z grupą ośmiu opatowian -mówi. W większości byliśmy finalistami powiatowych i wojewódzkich olimpiad fizycznej lub matematycznej. Wszyscy podjęliśmy naukę w klasie o profilu matematyczno –fizycznym. W tej wspaniałej szkole nauczyłem się, że jeśli nie ma się wysoko postawionych rodziców, to o swoje trzeba umieć walczyć.

Jego dziadek Marian był przed wojną prawdziwym komunistą. Działał w KPP, a potem współorganizował PPR. Nie dorobił się majątku, jeśli nie liczyć honorowego, choć w strugach deszczu, pogrzebu na koszt państwa. Ojciec Adolf był związany z Opatowem. Pracował w różnych firmach typu Gminne Spółdzielnie, a najdłużej przez blisko trzydzieści lat na Walcowni Małej w Hucie im. Marcelego Nowotki w Ostrowcu Świętokrzyskim. Matka Jadwiga z domu Nowak pochodziła z rodziny wiejskiej. Pracowała jako sklepowa, a po przeprowadzce rodziny do Ostrowca Świętokrzyskiego była kierowniczką stoiska w Domu Towarowym „Feniks”. Odeszła z pracy na wcześniejszą emeryturę. Siostra, Elżbieta, jest lekarzem neurologiem.

Zbigniew Moskalewicz próbował trzy razy zdać egzaminy wstępne na prawo do Łodzi, Lublina i Krakowa, ale mu się to nie udało. Potem zaliczył niemałą przerwę, po czym znowu zdawał dwukrotnie, aż w końcu skończył studia w wieku pięćdziesięciu lat. Studiował w Wyższej Szkole Biznesu i Przedsiębiorczości w Ostrowcu Świętokrzyskim i Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie, został magistrem administracji samorządowej i pracy socjalnej.

Praca zawodowa

Po ukończeniu liceum dostał się do szkoły policealnej przy Technikum Hutniczo –Mechanicznym na kierunek elektroniczna i elektryczna automatyka przemysłowa, która przygotowywała operatorów pieców elektrycznych na Stalowni na Nowym Zakładzie.

- Po ukończeniu szkoły policealnej podjąłem pracę na Montowni, gdyż chciałem dużo zarabiać. Zostałem składaczem podwozi wojskowych Skotów, następnie pracowałem jako elektryk. Było gorąco, głośno i czasem niebezpiecznie. Pracowałem tam przez dwa lata. Jak przychodziłem do domu, to płakałem ze zmęczenia. Tak oto już na starcie kariery zawodowej poznałem prawdziwe robociarskie życie.

Na Montowni pracował w latach 1978 -1979.

-W 1979 roku Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Handlu Wewnętrznego w Kielcach Oddział Ostrowiec otworzyło w naszym mieście nowy Zakład Napraw Sprzętu RTV i AGD Nr 74 przy ulicy Kilińskiego -mówi. W Zakładzie Usługowym Nr 62 przy ulicy Mickiewicza byłem monterem. Nauczyłem się od podstaw naprawiania czajników, żelazek, grzejników elektrycznych, lodówek i pralek. Niestety, nigdy nie nauczyłem się naprawiania silników elektrycznych. Zakład był nowoczesny, ale ja nie sprawdzałem się jako monter.

Po pewnym czasie Zbigniew Moskalewicz został magazynierem i dopiero w tej pracy się odnalazł. Musiał dbać o zaopatrzenie, prowadzić kartoteki, rozliczać monterów.

-W tym czasie na rynku występowały permanentne braki wszelakich dóbr -mówi. Zakłady produkowały pralki, ale nie produkowały części zamiennych. Szczególnie psuły się programatory do pralek oraz agregaty do lodówek. Szybko wyrobiłem sobie chody w Centralnej Hurtowni Ardomu w Siedlcach, gdzie jeździliśmy z kolegami Syreną Bosto. Oni dzwonili, że potrzebują, dajmy na to, proszku do prania „IXI” lub pieluch, czego w WPHW nie brakowało, a my w zamian mieliśmy dostęp do części zamiennych do lodówek i pralek. Nie miało to nic wspólnego ze zdrową gospodarką rynkową, bo mieliśmy na stanie tyle programatorów, że mogliśmy w nie zaopatrzyć ze dwa województwa. Na szczęście towar się nie marnował, bo trafiał do potrzebujących w zamian za inne chodliwe dobra w innych świętokrzyskich miastach.

Rodzina i praca

W 1982 roku Zbigniew Moskalewicz ożenił się z Marzeną. Jego żona pracowała jako kadrowa w Spółdzielni Mieszkaniowej „Hutnik”. Obecnie jest już na emeryturze. Mają dwóch synów. Maciej urodził się w 1987 roku, a Paweł w 1990 roku. Maciej jest kierowcą TIR-a, a Paweł geodetą. Dwie piękne synowe Magdalena i Alicja, wnuczka Jagoda i wnuczek Nikodem oraz wnuczka „w drodze”.

-Żona nakazała mi zerwać z moim dotychczasowym życiem i pracą -mówi. Zrobiłem jak mi kazała i wróciłem do pracy w Hucie Ostrowiec. Nie pracowałem już na produkcji, ale w Wydziale Socjalnym. Moim szefem był Ryszard Zwoliński. Trafiłem do grupy remontowej. Jeździliśmy po różnych ośrodkach wczasowych huty. Uzbrajaliśmy ośrodki kolonijne i zimowiska, np. w Międzywodziu i Zakopanem. Remontowaliśmy domki w Jastrzębiej Górze. Likwidowaliśmy magazyny.

W Dziale Socjalnym wytrzymał dwa lata. Ponieważ rodzina potrzebowała pieniędzy, przeszedł do pracy na Wydziale Energetycznym Huty. Został maszynistą sprężarek. Była to praca w ruchu ciągłym. Potrafił pracować po szesnaście godzin przez trzy niedziele pod rząd. Kusiły wysokie dodatki. Pracował tam przez ponad 20 lat.

Związkowiec

Pracując na hucie zapisał się do Związku Zawodowego Metalowców, a potem do Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. Koledzy wybrali go na przewodniczącego na Wydziale Energetycznym.

-Najbardziej denerwowały nas nagrody przydzielane osobom, których nie widzieliśmy nigdy na oczy -mówi. Listy płac były w tym czasie pokazywane publicznie, co prawda wisiały na tablicy przez dziesięć minut, ale kto chciał mógł je obejrzeć. W proteście dwa czy trzy razy nie odebraliśmy tych nagród. Wtedy jeszcze służby sprawnie działały i nas straszyły. Nie było to przyjemne.

Zbigniew Moskalewicz był specjalistą od pisania różnych pism. Wkręcił się więc do komisji mieszkaniowej, co bez zdrowej wątroby było niemożliwe. Bił się tam o mieszkania zwłaszcza dla młodych ludzi, a nie tylko dla weteranów pracy. Dla siebie mieszkania nie załatwił z huty, choć było to możliwe, gdyż dostał mieszkanie z listy w Ostrowieckiej Spółdzielni Mieszkaniowej.

Radny miejski

Andrzej Walczak namówił go, aby został radnym miejskim.

-Powiedział mi – co sobie zapamiętałem – że jestem młody, wygadany, ludzie mnie znają i że dam sobie radę -mówi. Podjąłem wyzwanie i w 1994 roku zostałem radnym Rady Miasta Ostrowca Świętokrzyskiego.

Startował z listy Lewicy Razem z odległego miejsca. Wyborcy w Okręgu Nr 1, obejmującym m.in. Stawki i Koszary, zaufali mu i wybrali go na radnego. Trafił do Komisji Samorządowej i Zdrowia Rady Miasta. Wszystkie materiały, które otrzymywałem przed sesją Rady Miasta, czytałem od A do Z. Można powiedzieć, że najwięcej nauczyłem się z pisma dla samorządowców pt. Wspólnota, gdzie było wiele ciekawych artykułów na temat samorządu i problemów związanych z jego funkcjonowaniem. Próbowałem jako radny być prekursorem wielu działań w naszym mieście. Dziś o budżetach obywatelskich, karcie miejskiej wiedzą już prawie wszyscy, ale ja jako jeden z pierwszych w mieście mówiłem o tym na forum Rady Miasta.

Kiedy nadszedł czas protestów i związkowcy wdali się w spór z rządem, koledzy w pracy zrobili siekierkę z drewna z napisem „Rząd”, a na kasku napisali: „Związki zawodowe”.

-W tym pierwszym kasku z wbitą weń siekierką, zaprezentowałem się podczas manifestacji w Warszawie -mówi. Drugi taki kask powstał na koniec pierwszej kadencji Rady Miasta. Był to okres, kiedy pojawiły się niesnaski w łonie Rady Miasta. Zaczęła się wtedy walka między Janem Szostakiem a Zdzisławem Kałamagą. Nie mogłem ścierpieć, że co innego mówiono w gabinetach, a co innego robiono podczas głosowań. Rozpoczęło się to od wyboru Prezydenta Miasta i trwało przez całą kadencję. Jednego dnia Zdzisław Kałamaga był wygrany, a drugiego przegrany. Wtedy to Rada Miasta dokonywała takiego wyboru. Głosowanie wygrał Jan Szostak.

Zbigniew Moskalewicz działał wówczas w Socjaldemokracji RP. Został nawet wybrany na Sekretarza Powiatowego Sd RP. Stosunkowo szybko zrezygnował z tej funkcji, gdy zobaczył w co się wpakował.

Radnym miejskim był przez cztery kadencje. Działał w komisji mieszkaniowej. Wspólnie z innymi radnymi próbował rozwiązywać problemy nie do rozwiązania. Denerwowało go, gdy musieli przydzielać mieszkania osobom z innych gmin, a kolejka w naszym mieście nie malała. Wtedy brakowało mieszkań komunalnych, takich dla osób z niskimi dochodami.

Podział huty

Serce mocno bolało Zbigniewa Moskalewicza, gdy Huta -Matka została podzielona.

-Być może część ludzi coś na tym zyskało, bo powstało kilkanaście stanowisk prezesów i wiceprezesów, ale niektóre podmioty, wyłonione z wielkiego molocha, nie miały większych szans na przetrwanie już na samym starcie -mówi. Widziałem ten, trochę według mnie niezdrowy zapał, do prywatyzowania na silę, i na górze, i na dole, ale nie mogłem nie zauważać, że udawać, że lawinowo rośnie bezrobocie. Wielu hutników utraciło jedyną możliwość pracy. Ciężko pracowali przez dwadzieścia, trzydzieści lat, dajmy na to przy smołowaniu rur, i nagle stali się nikomu niepotrzebni. Dla wielu była to rozpacz. Mieli tylko zasiłek, bo innych możliwości, godnego odejścia z pracy, np. emerytur pomostowych, czy odpraw związanych ze zwolnieniami grupowymi, nie było. Drapieżny kapitalizm, jaki wówczas zapanował, podważył wiele utrwalonych w polskim społeczeństwie wartości i tradycji. Państwo dbało o przedsiębiorstwa państwowe, ale o podmioty prywatne, nagle dbać przestało, ale kogo to obchodziło.

-Najgorszą dla mnie rzeczą było składanie podpisów pod zwolnieniami grupowymi -mówi. Robiłem to, bo ta forma zwolnień dawała kobietom przed pięćdziesiątką z 25-letnim stażem pracy możliwość otrzymania zasiłku stałego, a z czasem przejścia na wcześniejszą emeryturę. Pamiętam, że chodziłem też do pośredniaka, aby szukać jakichkolwiek ofert pracy dla pojedynczych osób. Pieczątki mi nie odebrano, choć tak naprawdę niewiele ona znaczyła.

Kiedy Obszar Przemysłowy Huta Ostrowiec znalazł się w upadłości, to nawet związek zawodowy przestał działać. Zbigniew Moskalewicz pracował wówczas jako pełnomocnik syndyka ds. majątku i ochrony, gdyż jako radnego miejskiego trudno go było zwolnić. Trzeba z perspektywy czasu przyznać, że były to dziwne i straszne zarazem czasy.

Klub Integracji Społecznej

W 2005 roku Zbigniew Moskalewicz zaczął na własną rękę szukać pracy. Szczęśliwy traf sprawił, że swoją szansę znalazł przy tworzeniu Klubu Integracji Społecznej Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.

-Była to praca z ludźmi zagrożonymi wykluczeniem społecznym –mówi. Oferowaliśmy pomoc doradcy zawodowego, świadczyliśmy pomoc socjalną i psychologiczną. Część naszych najlepszych podopiecznych znajdowała pracę w Zakładzie Usług Miejskich. Znalazła się także praca dla hutnika, który przez wiele lat smołował rury. Dopracował w ZUM-ie do upragnionej emerytury. Potem zajął się handlem, kupił sobie samochód, wrócił do społeczeństwa. Rozmaite szkolenia ukończyło ponad trzysta osób, kilkanaście osób znalazło stałą pracę.

Sukcesy cieszą, trzeba jednak powiedzieć, że nie wszystkim udało się pomóc, gdyż nie wszyscy chcieli skorzystać z oferowanej im formy pomocy.

-Z dniem 31 grudnia 2009 roku Klub Integracji Społecznej został zlikwidowany -mówi. Nie zlikwidowano stanowiska kierownika KIS-u. Trafiłem wówczas do Centrum Integracji Społecznej. Przez pół roku byłem kierownikiem niby-zlikwidowanego KIS-u. Pracowałem tak kolejne dwa lata. Byłem kierownikiem, kasjerem, zaopatrzeniowcem, wydawałem żywność.

Potem na ponad dziesięć lat wrócił do MOPS-u. Zajmował się tam dodatkami mieszkaniowymi oraz stypendiami szkolnymi i Kartą Dużej Rodziny.

-Kiedyś przyznawano około tysiąca stypendiów, jednak z chwilą, gdy wydatki musiały być dokumentowane fakturami, ilość chętnych spadła do pięćdziesięciu kilku osób -mówi Zbigniew Moskalewicz. Musiałem chodzić do sądu, bo MOPS próbował odzyskiwać nienależnie pobrane świadczenia.

Pracując w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej założył związek zawodowy, który działa do dziś.

W listopadzie 2022 roku przeszedł na emeryturę. Jak się okazało, przepracował w różnych firmach i na różnych stanowiskach ponad 44 lata. W tym czasie nauczył się, że trzeba słuchać mądrych rad przełożonych, gdyż mądre rady zawsze procentują dobrem. Sam również starał się swoim współpracownikom i podwładnym takie mądre rady przekazywać. Należy też patrzeć ludziom na ręce, bo nie każdy kto mówi, że jest uczciwy, rzeczywiście jest uczciwy.

Teraz jako emeryt odwiedza od czasu do czasu lekarzy, spędza czas z wnuczkami – 9-letnią Jagodą oraz 2-letnim Nikodemem, a jak się uda wyjeżdżają z żoną poza Ostrowiec na krótszy lub dłuższy wypad.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%