Ten ostrowiecki artysta malarz, urodzony w 1963 r., jest samoukiem. W ostrowieckim środowisku artystycznym jest aktywny od lat. 90. XX wieku. Na swoim koncie ma wiele wystaw zarówno indywidualnych, jak i zbiorowych. To człowiek posiadający dziś ogromną wiedzę z zakresu historii sztuki. Obok twórczości malarskiej w kręgu jego zainteresowań pozostaje również fotografia.
Malowanie, moja miłość
Krzysztof Maj urodził się w Ostrowcu Świętokrzyskim, ale mieszka i tworzy w swojej ukochanej Szewnie.
- Dziadek, Antoni Maj, z Ostrowieckiej Komendy Uzupełnień zaciągnął się do Legionów Piłsudskiego -mówi. W latach 1919 -1921 jako ułan kawalerzysta walczył z bolszewikami, brał udział w Bitwie Warszawskiej. Opowiadał mi, że z koniem jadł i z koniem spał. Za chlebem wyemigrował z zoną Marianną i małym synkiem Stasiem do Francji. Tam pracował w fabryce Dunlopa w Mottluson w środkowej Francji. W Lunery –Rosier w 1928 roku przyszedł na świat mój ojciec, Józef. Gdy miał pięć lat cała rodzina wróciła do Polski. Osiedlili się w Denkowie na Tomaszowie. Wojna znów pomieszała szyki. Podczas okupacji cała rodzina zost5ała wywiezione na przymusowe roboty na niemiecką wieś. Po wojnie tata pracował na hucie, był kierowcą przez ponad dwadzieścia lat. Od 1953 roku z żoną Krystyną z domu Guzal, zamieszkali w Szewnie. Mieli pięcioro dzieci, dwóch braci i dwie siostry. Krzysztof był piąty - najmłodszy.
Do Szkoły Podstawowej uczęszczał w Szewnie. Potem ukończył I Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Staszica w klasie o rozszerzonym profilu języka francuskiego. Po zdaniu matury uczył się w studium pomaturalnym o profilu ekonomicznym również w Ostrowcu Świętokrzyskim. Zawodowo pracował tylko przez sześć miesięcy w magazynie zakładu odzieżowego Modeks.
Generalnie cały czas był związany z malarstwem. W głowie miał malowanie i sztukę. Pierwszy sukces przyszedł już w czasie nauki w szkole podstawowej.
-To były zupełnie inne czasy –mówi. Zdobyłem wówczas nagrodę w konkursie z okazji 30-lecia ORMO. Namalowałem milicjanta na środku skrzyżowania w Ostrowcu Świętokrzyskim. Był to rysunek wykonany akwarelą. Nagrodą były Roczniki Długosza.
Swoje umiejętności i wiedzę plastyczną szlifował w ognisku plastycznym pod okiem Kazimierza Bąka.
-Zamiłowanie do malarstwa nie bierze się z powietrza –mówi artysta malarz. Nikt w mojej rodzinie nie był malarzem ani nie interesował się sztuką w sposób profesjonalny. To było we mnie od samego początku. Mówię tu o takim zakręceniu, ukierunkowaniu na to działanie. O czymś, co chce się robić, co się kocha. Kamil Baczyński powiedział: raz wybrałem i teraz w każdej chwili wybierać muszę, tak samo ja raz wybrałem to malowanie i wszystko we mnie i u mnie jest temu podporządkowane.
Mój rozmówca dodaje, że zawsze musi być jakaś inspiracja, aby powstał kolejny obraz.
-Lubię najpierw coś zobaczyć, co mi rzuca się w oczy, zaczyna podobać, choćby zdjęcie, aby potem przelać to na płótno -podkreśla. Ja nazywam ten proces przekładaniem obrazu zapisanego na fotografii na język malarski. Abstrakcję mógłbym malować, ale to nie mnie aż tak nie pociąga.
Najlepsze – jego zdaniem - są prace spontaniczne.
-Ja szkic obejrzanego przedmiotu, pomysłu robię szybko -dodaje. Zaznaczam na płótnie najpierw te miejsca, które są ważne z punktu widzenia całości dzieła. Czasem zaczynam rysować dany obraz od jego środka i stopniowo zgrywam go kolorystycznie. Podążam od ogółu do szczegółu. Musi być rysunek, bardziej lub mniej wyrazisty w zależności od kompozycji. Rysunek to jest podstawa. Na tej podstawie buduję całą resztę. Pędzlem zaznaczam najistotniejsze momenty obrazu, by pot6em już kolorem budować całą resztę. Kompozycja dojrzewa, kolor zaczyna dominować. Lubię zawirowania kolorystyczne, momenty mocniejsze, słabsze, aby cały obraz był interesujący. To tajniki wiedzy malarskiej. Do tego dochodzi się stopniowo.
Cały czas malował, sam sprzedawał swoje obrazy w miejscowościach turystycznych. W sumie tych obrazów namalował już około dwóch tysięcy.
-U źródła mojego malowania dominowało indywidualne podejście do tematu –mówi Krzysztof Maj. Ja to nazywałem okresem egzystencjalnym. Malowałem Etiopczyków, inspirację czerpałem z fotografii. Jak zobaczyłem coś ciekawego na zdjęciu, to starałem się to przetworzyć na język malarski. Kiedyś wysłałem kilka swoich prac, z tego mojego wcześniejszego okresu malowania, do Domu Aukcyjnego Agra-Art. w Warszawie. Odpisali mi, że mam samorodny talent i zaprosili na spotkanie.
Dzięki ich pomocy artysta malarz mógł wystawiać swoje obrazy w Galerii Sztuki Plac Zamkowy Andrzeja Szewczyka w Warszawie. Dwa obrazy udało mu się sprzedać. Były to akty kobiece.
-Kiedy dyrektorem Zakładowego Domu Kultury była Wiesława Sarba, miałem dwie wystawy –mówi Krzysztof Maj. O ile dobrze pamiętam, był to 1983 rok. To były obrazy egzystencjalne zainspirowane różnymi sytuacjami i wątkami. Był tam Etiopczyk oraz obrazy w tonacji błękitu. To nie były portrety, lecz bardziej takie sceny. Po roku miałem wystawę właśnie aktów kobiet. W sumie było to ponad sześćdziesiąt obrazów namalowanych farbami olejnymi na tekturze.
Modelki, które mu pozowały, dostawały w prezencie obraz i najczęściej był to portret dziewczyny.
-Wszystkie tamte obrazy już sprzedałem -mówi. To rzecz bardzo ważna, gdyż jako artysta malarz starał się żyć właśnie ze sprzedaży swoich dzieł.
Jego obrazy spodobały się Tadeuszowi Majowi, dyrektorowi w latach 1973 -1997 Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych im. Józefa Szermentowskiego w Kielcach –mówi. Warto tu dodać, że Tadeusz Maj jest autorem monumentalnej scenografii do spektaklu „Ecce Homo”, na którą złożyły się jego dzieła głównie z wystawy „GENESIS”. Tadeusz Maj pomógł mu zorganizować wystawę jego prac w Pałacyku Zielińskiego – Domu Środowisk Twórczych w Kielcach.
Krzysztof Maj uważa się za malarza zakorzenionego w tradycji.
-Sztuka współczesna, pełna nowości i eksperymentów zupełnie mnie nie pociąga –mówi. W moim malarstwie jestem tradycjonalista. Niejeden obraz w pewnym momencie mógłbym zostawić jako abstrakcję, ale to nie mój styl. Zawsze wolałem, gdy obraz przedstawia coś realnego. Pejzaże maluję najczęściej na konkretne zamówienie. Z własnej inicjatywy, wtedy gdy mnie poruszą do głębi kolorem, kompozycją, gdy spodoba się temat. Lubię malować portrety. Głównie malowałem portrety kobiet, choć zdarzało się, że i płeć brzydka mi pozowała.
Konie, druga miłość
Krzysztof Maj, kocha podobnie jak jego dziadek, konie.
-Malowania koni uczyłem się od koniarzy, a konkretnie od Kossaków, Juliusza i Wojciecha –mówi artysta malarz. W twórczości Juliusza Kossaka szczególną rolę odegrały konie rasy arabskiej, które były synonimem nie tylko piękna, lecz także wysoko cenionego przez romantyków Orientu, a wyprawy na Wschód w celu ich zakupu stały się obowiązkowym wręcz etapem edukacji młodego pokolenia. Wojciech Kossak doskonale opanował sztukę malowania koni. Sceny z życia polskiej kawalerii należą do liczebnie największej grupy jego dzieł.
Jak był na plenerze artystycznym w Zawichoście, to jeden z chłopów przyprowadził konia. Jak się okazało tylko jednego dnia en koń był obecny na plenerze. Drugiego dnia konia nie było, a on miał tylko szkic zwierzęcia.
-Chociaż maluję portrety koni, spokojnie stojące w pejzażu, w stajni, to najbardziej pasjonują mnie Konie pędzące, w ruchu, w dzikim galopie –mówi. Malowałem w tym roku „Tabun koni w lesie”, sprzedałem go na wiosnę choć z żalem.
Artysta mówi, że czas powstawania obrazów jest różny. Większe kompozycje powstają dłużej. Zwykle są to obrazy na zamówienie.
-Jedna z moich klientek widziała „Czwórkę” Józefa Chełmońskiego -wyjaśnia. Obraz powstał w 1881 r., wykonany został techniką olejną na płótnie, a znajduje się w Galerii Sztuki Polskiej XIX wieku w Sukiennicach Sekcji Muzeum Narodowego w Krakowie. Oryginał ma sześć i pół metra, ja zrobiłem dla niej dwa i pół metra. Dokładnie w takiej wielkości, w jakiej chciała. Namalowałem swoją wersję „Czwórki” Chełmońskiego, na życzenie klientki. Na mojej wersji jest więcej nieba i pierwszego planu, a choć konie są o wiele mniejsze, to gnają tak samo jak u mistrza Chełmońskiego. Pędzące konie wyszły bardzo dobrze. Ja podziwiam u koni ten pęd.
Wielką fascynację przeżył oglądając obraz Leonarda da Vinci pt. Chrystus. Najdroższy obraz świata przypisywany Leonardowi da Vinci, pojawił się na aukcji Christies i został sprzedany za horrendalną sumę 450 mln dolarów nieznanemu nabywcy i znów i zniknął. Udało mi się ściągnąć kilka zdjęć tego dzieła prezentowanych na aukcji. Zainspirowały mnie one do zmierzenia się z tym obrazem z niesamowitą twarzą Chrystusa o niezwykłych oczach i wąską skalą barw. Wydaje mi się, że uchwyciłem charakter tego dzieła.
Zawsze aktywny
Kilka razy startował do „Wielkiej Gry”. W 2003 roku doszedł do finału z Jacka Malczewskiego, malarza i rysownika, czołowego przedstawiciela Młodej Polski i symbolizmu w polskim malarstwie. Przegrał w Pojedynku.
Jacek Malczewski nie był moim idolem –mówi Krzysztof Maj. Być może krótko miałem okres fascynacji jego twórczością, ale to nic szczególnego. Jeśli już, to raczej byłem zafascynowany Władysławem Podkowińskim i jego dziełem pt. Szał uniesień. Dla mnie to jedno z najbardziej kontrowersyjnych i fascynujących dzieł w historii polskiej sztuki. Ten obraz powstał w 1894 roku, ale do dziś budzi emocje i intryguje widzów. Ja malowałem ten obraz ze trzy razy. Wyszło mi dzieło o wymiarach 160 na 130 centymetrów. Oryginał był o wiele większy, ale autor pociął swój obraz.
Do finału „Wielkiej Gry” dotarł z Rembrandta, ale niestety, „Wielka Gra” zeszła z anteny.
Lata 2003 -2008 to znów okres wzmożonej działalności Krzysztofa Maja. Pracował z dziewczynami (modelkami) nad wystawą pt. „Siedem dziewcząt”, prezentowaną w Muzeum Historyczno -Archeologicznym.
-Krzemionki to miejsce szczególne w naszym regionie –mówi. Jako artysta stąd nie mogłem być obojętny. Namalowałem „Górników neolitycznych podczas pracy pod ziemią”. Obraz był moim darem dla muzeum. Drugi obraz, już na zamówienie, nosił tytuł „Życie w wiosce w okresie neolitu”. To były duże obrazy. W okresie fascynacji tym tematem powstał także obraz „Polowanie na niedźwiedzia jaskiniowego”.
Na ostrowieckiej porodówce są dwa jego obrazy: „Ich troje” (format 130x130 cm) i też spoty „Akt w ciąży”.
Krzysztof Maj zajmuje się także fotografowaniem. Jako fotogram zrobił też Kalendarz z ostrowieckimi siatkarkami. Dwadzieścia dwie dziewczyny to było nie lada wyzwanie.
Wystawa w „Malwie”
Przekrojową wystawę twórczości Krzysztofa Maja zorganizował Osiedlowy Dom Społeczny „Malwa” na os. Stawki w Ostrowcu Świętokrzyskim.
- To wystawa retrospektywna, bowiem prezentuję na niej jedną swoją pracę pt. „Gra w szachy ze śmiercią” z 1984 roku – mówi artysta malarz. Na wystawie dominują obrazy, na których są konie. Te zwierzęta pasjonują mnie od dawna. A oprócz koni na moich obrazach nie zabrakło też kobiet. To znaczący w mojej twórczości dorobek.
Krzysztof Maj prezentował swoją sztukę w wielu galeriach, m.in. w Galerii Zakładowego Domu Kultury w Ostrowcu Świętokrzyskim w latach 1992 -1993, w Domu Środowisk Twórczych w Kielcach w 1993, w Muzeum Historyczno - Archeologicznym w Ostrowcu Świętokrzyskim w 1996 i 2006 roku.
Przez ostatnie lata malował duże kompozycje o wymiarach 160, 180 i 200 centymetrów.
-Klienci lubią duże obrazy, pełne ekspresji, ciekawe w kolorze, interesujące tematycznie –mówi Krzysztof Maj. Obraz dużego formatu wypełnia wnętrze, stając się jego istotnym elementem. Jedna z klientek, przeglądając zdjęcia moich dawnych obrazów, zamówiła obraz „Wschód słońca” inspirowany twórczością Williama Turnera. To malarz znany z ekspresyjnych, romantycznych pejzaży, które często ukazują władzę natury nad człowiekiem. Z radością rzuciłem się w wir pracy, próbując powtórzyć obraz, który malowałem ponad trzydzieści lat temu..
Krzysztof Maj mówi, że życie malarza jest ciekawe i interesujące. Czasem, bywają takie momenty, kiedy nie jest mu lekko, ale jakoś stara się prześlizgiwać po piętrzących się trudnościach. Jako twórca jest szczęśliwy, gdy odbiorcy jego sztuki, w tym klienci, którzy zamawiają u niego obrazy, są z jego pracy zadowoleni. a on, po prostu, robi to, co lubi.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz