Grzegorz Paweł Religa nie ma własnego motta artystycznego, którym by się chwalił przy różnych okazjach. Dopiero przyparty do muru przytoczył słowa Wojciecha Młynarskiego z jednej z jego piosenek: „Róbmy swoje”.
Ten długoletni pracownik huty, współzałożyciel studia Lokalnej Telewizji Kablowej "Krzemionki", operator kamery, pasjonat fotografii, zajmował się też rysunkiem satyrycznym. Za sobą ma już ponad pięćdziesiąt lat zmagań na tym polu. Był uczestnikiem wielu konkursów dla satyryków oraz autorem wystaw zbiorowych. Wielokrotnie był nagradzany i wyróżniany.
Hutnik z pasjami
Przez około siedem lat pracował na Wydziale Remontowo –Mechanicznym na Nowym Zakładzie –mówi. Pracował jako mechanik urządzeń hutniczych, ślusarz. Moja praca sprowadzała się do uczestniczenia w remontach urządzeń na terenie huty, np. na Prasowni, Stalowni i innych wydziałach. Jestem absolwentem Szkoły Zawodowej Nr 1 o profilu mechanik maszyn i urządzeń hutniczych, ślusarz przy ulicy Mickiewicza w Ostrowcu Świętokrzyskim.
Przez dwa lata był tzw. rozdzielcą wsadu. Przyjmowałem rysunki oraz materiały zamówień z innych wydziałów niezbędne do produkcji gotowych podzespołów. Złożone, a później wydawane do realizacji. Wszystko musiało być zgodne z zamówieniem.
Po siedmiu latach pracy na wydziale remontowym przeszedł na Wydział Walcowni Drobnej na Nowym Zakładzie. Tam pracował jako mechanik w utrzymaniu ruchu , a po reorganizacji przeszedł na produkcję na wykańczalnię. W 2008 roku odszedł z huty za porozumieniem stron.
-To był dla mnie trudny czas, gdyż miałem pewne problemy z utrzymaniem stałego zatrudnienia. W tym czasie kontynuował współpracę z Telewizją Kablową.
Grzegorz Religa jest współzałożycielem Studia Lokalnego Telewizji „Krzemionki” w 1992 roku.
-Osobą, która ten pomysł podjęła i promowała była ówczesna dyrektor ODK „Malwa”, Jolanta Wiśniewska -mówi. Po zainstalowaniu sieci kablowej padła propozycja utworzenia Studia Telewizyjnego, które zajmowałoby się tworzeniem programów telewizyjnych i reportaży. Wśród założycieli była również redaktor Teresa Czajkowska. Za jej protekcją zostałem operatorem kamery. Był też Rafał Kostkowski, Edward Grabowiec. Przychodzili nowi operatorzy - Adam Karek i Tomasz Gilewski. Redaktorzy naczelni się zmieniali, ostatnim z nich był Robert Cedro.
W tym czasie Grzegorz Religa żył z umowy zlecenie pracując w Telewizji Kablowej. Nadal współpracował z Telewizją Lokalną „Krzemionki” oraz Miejskim Centrum Kultury. Z czasem założył własną firmę: „Focus Studio” która zajmowała się filmowaniem imprez okolicznościowych – w tym wesel, nie przerywając współpracy z MCK pod dyrekcją Elżbiety Baran. Ta działalność potrwała około sześciu lat.
W 2021 roku przeszedł na emeryturę.
Prywatne kino
Przez pewien czas łączył pacę w hucie z pasją do filmowania.
-Tak naprawdę to uwielbiam radio, słuchowiska i prezentacje teatralne, jednak moi rodzice, Helena i Tadeusz, byli kinomaniakami –mówi Grzegorz Religa. Jak tylko w kinach pojawił się jakiś nowy film, to zaraz musieli go obejrzeć. Rodzice uczęszczali na seanse filmowe, a ja - z racji swego wieku - z bratem Maciejem na poranki. Trochę mnie zarazili tym swoim zapałem do filmu, bo szybko zacząłem zabawiać się we własne kino. To było moje domowe kino, które składało się z latarki, lupy i pudełka. Wyłączałem światło i w ciemnym pomieszczeniu wkładałem do pudelka karty pocztowe i oświetlałem je od spodu. Tak powstawały moje prywatne filmy. Denerwowały mnie życzenia, które znajdowały się z tyłu na niektórych kartach. Lepsze były pocztówki nie zapisane tekstem, bo fajnie się eksponowały na ścianie. W ten sposób wyświetlałem też różne bajki przy pomocy rzutnika. To było moje kino - jak stwierdził
Od ojca przejął też pasję do robienia zdjęć. Z resztą nie tylko on, ale również jego brat Maciej, który jest już emerytowanym geologiem ale nadal czynnym fotografikiem
-W naszym domu było kilka aparatów fotograficznych -mówi. Pamiętam stary aparat niemiecki z mieszkiem, którego nazwy nie pamiętam, a także Zorkę. Ten stary aparat ktoś ukradł bratu z namiotu. Maciej sądził, że można w namiocie zostawić aparat i zasunąć suwak, a nikt do środka nie wejdzie. Szkoda aparatu i tych zdjęć mimo wszystko.
A jednak kreska
Zainteresowanie rysunkiem pojawiło się u niego w okresie szkoły podstawowej. Zetknął się wówczas z czasopismem :Szpilki”, które z czasem zaczął prenumerować. Wszystko mu się w tej cyklicznej publikacji podobało.
-Zachwycały mnie prace Zbigniewa Lengrena, polskiego satyryka, grafika i rysownika, autora karykatur, aforyzmów i fraszek, a także plakatów, ilustracji książkowych i prasowych oraz scenografii teatralnych. Podziwiałem twórczość Edwarda Lutczyna, znanego z rysunków, karykatur i ilustracji, współpracownika wielu magazynów i plakacisty. Poznałem jego dorobek artystyczny, uczyłem się na jego przykładzie. Doceniałem jego warsztat – rysunki były dopracowane w szczegółach, a jednocześnie praktycznie nie do naśladowania.
Wzorem mocnej satyry był dla niego Andrzej Mleczko. Zaliczał go do grona swoich ulubionych twórców. To znany i ceniony rysownik, satyryk, autor publikowanych w prasie rysunków satyrycznych. Stworzył on m.in. cykl rysunków o „Wesołym sanitariuszu” w „Szpilkach”.
Do swoich ulubionych, wielkich artystów operujących kreską zalicza Antoniego Chodorowskiego, który już w latach 80. XX wieku zaliczany był do czołówki współczesnych rysowników satyrycznych i karykaturzystów portretowych w Polsce.
Wśród tuzów kreski, swoich ulubionych, wymienia Szymona Kobylińskiego - grafika, rysownika, karykaturzystę, satyryka, historyka i scenografa; Szczepana Sadurskiego satyryka, rysownika satyrycznego, karykaturzystę i dziennikarza; Tomasza Rzeszutka, urodzonego w Szczecinie, malarza i rysownika satyrycznego; Mirosława Hajnosa grafika, malarza, ilustratora, twórcę rysunków satyrycznych; Leszka Hermanowicza grafika, plakacistę, pedagoga, profesora zwyczajnego warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych oraz współtwórcę polskiej szkoły plakatu oraz Zygmunta Pytlika świetnego rysownika, przez lata związanego z „Tygodnikiem Podhalańskim”. Wiele osób pamięta jego rysunki z tygodnika „Szpilki” i „Karuzela”.
-Jako uczeń szkoły podstawowej, na lekcjach i w czasie przerw, mazałem w zeszytach te swoje „dzieła” -mówi. Z tego powodu miałem wiele kłopotów, bo nie byłem wystarczająco skupionym na tym, co działo się na lekcjach. Razem z kolegą Andrzejem Bąkiem, bo obu nas roznosiła wyobraźnia, wymyślaliśmy i tworzyliśmy rozmaite rysunki, które czasem dostawały się do rąk nauczycielki. Na szczęście były to bardzo grzeczne rysunki, ale raz nie były takie!
W zawodówce i po jej ukończeniu zaczytywał się w ilustracjach zamieszczanych w „Karuzeli”. Mowa tu o dwutygodniku satyrycznym wydawanym od 1957 do wczesnych lat 90. XX wieku w Łodzi.
-W tym moim rysowaniu nie było nigdy małpowania –zarzeka się Grzegorz. Od początku bowiem w tych moich rysunkach szukałem siebie, własnej kreski. Chciałem, aby te moje ludki, że tak się wyrażę, były tylko moje i aby każdy kojarzył je ze mną, a nie z kimś innym, choćby był to rysownik znany i uwielbiany przez innych. Dokładałem starań, aby stać się rysownikiem rozpoznawalnym nie po swoim podpisie pod kreską, ale ma podstawie tego, co stworzyłem.
Działo się to już bardzo wstępnym etapie jego twórczości. To nie miały być dzieła doskonałe, przed którymi miałyby zaraz klękać narody, ale takie, których on sam by się nie powstydził. Szukał swojej drogi w świecie kreski, taką miał ambicję. A nie było to wcale takie proste, jakby się komuś mogło wydawać.
-W tamtych latach zdobywanie materiałów artystycznych niezbędnych do wykonania rysunku było mocno utrudnione -podkreśla. Kiedyś pojechałem do Warszawy, gdzie był sklep z farbami, kredkami i artykułami plastycznymi i odmówiono mi sprzedaży, bo nie byłem w stanie wykazać, że jestem artystą plastykiem. Był to dla mnie prawdziwy stres, bo widziałem prawdziwe skarby na własne oczy, lecz nie mogłem ich kupić, mimo że miałem pieniądze. Nie rysowałem swoich rysunków na karkach w kratkę czy linię, wyrywanych z zeszytów, ale co najwyżej na kartkach z bloku technicznego. Wszystkie te moje dzieła w tamtym czasie wykonywałem tuszem. Rysunki były czarno –białe. Nie robiłem żadnych kopii. Od czasu do czasu w różnych czasopismach były ogłaszane konkursy, na które wysyłałem swoje prace. Niewiele z nich wróciło do mnie, gdzieś zaginęły.
Pracując w hucie nawiązał współpracę z „Walczymy o stal”. W tej hutniczej gazecie miał swój debiut wydawniczy. Ta współpraca przeciągnęła się na kolejne lata i swoje kreski – przez pewien czas – publikował także w „Gazecie Ostrowieckiej”.
-W czasach PRL-u istniała cenzura -mówi. Nie mogłem rysować wszystkiego, co leżało mi na sercu. Bo nawet jeśli mój rysunek był zgodny z moralnością i nikogo nie obrażał, to nie mógł być publikowany w sytuacji, gdy godził w interesy miejscowych elit rządzących. Sztuką było wtedy przemycanie pewnych aluzji, które były zrozumiałe dla odbiorców, a nie zostały wykryte przez cenzorów. Tak np. udało mi się przemycić rysunki o telewizorze Rubin, który lubił się zapalić. Niewygodne dla władzy okazywały się też rysunki krytyczne dla osób kierujących hutą i nie tylko. Kto nie żył w tamtych czasach nie jest w stanie do końca zrozumieć, o czym mówię.
Nagrody i wyróżnienia
Grzegorz Religa rysował dla siebie, ale i na konkursy w kraju i za granicą ( Belgia Holandia, Bułgaria). Niektóre jego kreski zostały docenione przez znawców. Zdobywał wyróżnienia i nagrody. Zainteresowały się nim również inne gazety. Jego rysunki były opublikowane w „Szpilkach” ale w ramach dłuższej współpracy w „Gazecie Olsztyńskiej i „Kurierze Podlaskim”, w którym miał własną rubrykę „grr rysunki Grzegorza Religi”. Było mu tym bardziej miło, gdy się dowiedział, że czytelnicy zaczynali lekturę gazety od obejrzenia jego kreski na ostatniej stronie. W 1985 roku w Białymstoku miał też swoją wystawę. Brat Maciej przez jego rysowanie utracił rower i raz uniknął mandatu. Temat ponoć do opisania w innym czasie.
Grzegorz był także członkiem Miłośników Karykatury przy Muzeum Karykatury Warszawie.
Kolejną wystawę swoich rysunków miał w witrynie „Gazety Olsztyńskiej”. Wystawił tam czterdzieści swoich rysunków i wszystkie gdzieś zginęły. Artysta już nie jest w stanie sobie przypomnieć, czego one dotyczyły. Ich odtworzenie jest w praktyce niemożliwe.
W 2018 roku wraz z bratem Maciejem oraz synem Jakubem zaprezentowali swoje talenty w ODS ”Malwa”. Z Robertem Majem jest współautorem wydawnictwa „Małpie miny”, w którym Robert Maj publikuje swoje fraszki, a Grzegorz Religa rysunki.
Grzegorz jest również współtwórcą wraz z Robertem Majem, Zbigniewem Sawarynem, Maciejem Religą, Stanisławem Dulnym oraz Norbertem Ziębą dwumiesięcznika satyrycznego ”KAKTUUS”, który jest wydawany od 2015 r. do chwili obecnej. Jak podkreślił, „szukamy sponsorów!”
Bogate archiwum
Grzegorz Religa jest emerytem. Może poszczycić się bogatym archiwum zdjęć i rysunków. Stara się je archiwizować. Jest jednym z czterech administratorów grupy „Stara wiara z Ostrowca”.
-Zamieszczamy w Internecie stare, archiwalne zdjęcia dotyczące naszego życia, z różnych imprez i wydarzeń miasta -mówi. Są tam moje amatorskie zdjęcia, ale również zdjęcia zrobione przez mojego ojca w czasach przedwojennych oraz w okresie okupacji i po wyzwoleniu z Ostrowcem w tle. Publikujemy też zdjęcia członków grupy oraz ostrowieckich znakomitości świata fotografii, jak Sudnik, Kostkowski, Salij czy Soiński.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz