Zamknij

Człowieka nie da się zaszufladkować

Wiesław Rogala Wiesław Rogala 12:10, 05.09.2025 Aktualizacja: 12:13, 05.09.2025
Skomentuj

Piłkarz, fotograf, belfer, dziennikarz, regionalista, taternik – wszystkie te określenia pasują do Zbigniewa Tyczyńskiego. Kiedy miał okazję, po studiach, zrobić karierę w Radio Kielce, zrezygnował. Ale nie uciekł od zawodu, który przez wiele lat wykonywał, łącząc pracę dziennikarza z pracą belfra w liceum. Dziś pracuje w firmie …swego syna i nieustannie publikuje kolejne artykuły i książki poświęcone regionowi, w którym przyszło mu żyć i pracować.

Z Przytyka do Wolanowa

Zbigniew Tyczyński urodził się w miasteczku Przytyk, rodzinnej miejscowości żony Jana Kochanowskiego, położonym nad rzeką Radomką 17 kilometrów od Radomia w województwie mazowieckim. Rodzice byli nauczycielami. Ojciec pracował jako kierownik szkoły, matka była nauczycielką.

-Szkolę podstawową zacząłem w Przytyku, a kończyłem w Wolanowie, dokąd przenieśli się rodzice –mówi. -W tym czasie zostały powołane zbiorcze szkoły gminne, a tato dostał propozycję pracy w sąsiedniej gminie – Wolanowie, gdzie był dyrektorem do czasu przejścia na emeryturę.

Lata licealne

Ukończył V Liceum Ogólnokształcące im. Romualda Traugutta w Radomiu, w którym funkcjonowały klasy sportowe, a że grał w piłkę nożną do poziomu juniora w Broni Radom, w tamtym czasie zespole II-ligowym, wybór był jeden. Zaliczył też spotkania w Kadrze Województwa Radomskiego, ale szwankujący wzrok sprawił, że po przerwie wrócił do gry w piłkę… już tylko amatorską w niższych klasach rozgrywkowych.

Nauka w liceum przypadła na burzliwe czasy. Pamiętastan wojenny. Jako uczeń kolportował w szkole ulotki i wymalował napisami„Solidarność” ściany budynku szkoły. Władza miała na placówkę oko, ale uczniów zawsze zdołała wybronić dyr. Maria Rudecka. Wystarała się nawet o zgodę na całonocną studniówkę w 1983 roku, wokół której kręcili się funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa.

Studia z opóźnieniem

Po ukończeniu liceum zdawał na Wydział Mechaniczny Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Radomiu. Egzamin zdał, ale nie został przyjęty z uwagi na zbyt dużą liczbę chętnych. Nie chcąc trafić do wojska, zdecydował się podjąć naukę w Szkole Policealnej w Radomiu. Była to radomska samochodówka.

-To była dobra szkoła, a to, czego się tam nauczyłem, procentuje do dziś -mówi. Wystarczy, że powiem, iż potrafię pogrzebać przy samochodzie. Oczywiście nie wszystko zrobię sam, bo tamte samochody, a obecne, dzieli wielka przepaść. Ważne, że podstawy mam i generalnie z motoryzacją sobie radzę.

Niejako po drodze zrobił kurs czeladniczy w zawodzie …fotograf. Nawet myślał o tym, żeby fotografią zająć się na poważnie. W tamtym czasie, aby prowadzić zakład fotograficzny, niezbędny był kurs czeladniczy i taki dwuletni kurs zorganizowany przez Radomski Cech Rzemiosł zrobił. Egzamin praktyczny zdawał na aparacie z wsuwaną kliszą przed komisją egzaminacyjną w Warce.

-Robienie dobrych zdjęć jest wyzwaniem -mówi. Fotografowanie wymaga umiejętności „widzenia światła”. Kto nie spojrzy na fotografowany obiekt, jak widzi to  materiał światłoczuły, nie uniknie niedoświetlenia pewnych części kadru. Klisza, a dziś matryca, są okrutne. Zarejestrują każde „niedopatrzenie”, bo fotografuje człowiek,a nie aparat.

Wtedy po raz pierwszy zwrócił uwagę, on z Ziemi Radomskiej, na Kielecką Szkołę Krajobrazu, którą stworzyli wielcy mistrzowie - fotograficy. Kielecka Szkoła Krajobrazu to nazwa kierunku artystycznego w fotografii oraz nazwa grupy fotografów, którzy stworzyli oryginalny i rozpoznawalny styl w fotografowaniu pejzaży Kielecczyzny. Cechą szczególną, środkiem wyrazu fotografii Kieleckiej Szkoły Krajobrazu – to fotografia czarno-biała, sporządzana, wykonywana w czystej odbitce bromowej. Odkrywając możliwości sprzętu, materiałów i poznając techniki fotografowania, dużo chodził po terenie, robił mnóstwo zdjęć. Planował uruchomić własny warsztat fotograficzny…

Widać rzemiosło nie było dla niego, bo wybrała filologię polską w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Kielcach. Na temat pracy magisterskiej wybrał „Nieliterackie struktury w poezji pokolenia ‘68”. W marcu 1968 roku miały miejsce protesty na Uniwersytecie Warszawskim. Kryzys społeczny i polityczny w Polsce Ludowej rozpoczął się w czerwcu 1967 roku, apogeum osiągnął między 1967 a 1968 rokiem, by wygasnąć późnym latem tegoż roku. Kryzys ten był skutkiem rozczarowania systematycznym kurczeniem się obszaru swobód obywatelskich i demokracji po wielkich przemianach 1956 roku, wreszcie sięgnięciem przez władze do antysemickich stereotypów i uprzedzeń, co zaowocowało największą po stalinowskich czystkach lat pięćdziesiątych kampanią antysemicką w powojennej Europie i masową emigracją resztek społeczności żydowskiej z Polski.

-Była to poezja, która próbowała „rozbrajać” język propagandy komunistycznej, dlatego wykorzystywała nieliterackie formuły typu ogłoszenie, życiorys, ankieta –mówi Zbigniew Tyczyński. Sięgano po„gotowce” na potrzeby twórczości artystycznej, bo w ten sposób poezja obnażała schematy językowe i manipulację językasystemu totalitarnego. Pracę, mimo wątpliwości co do „słuszności” tematu prof. Jana Pacławskiego, napisałem i dostałem propozycję pozostania na Uczelni. Wszystko rozbiło się o brak mieszkania. Redakcji Sportowej Radia Kielce z tegoż powodu także musiałem odmówić. Ostatecznie nie zostałem redaktorem, lecz belfrem.

Praca, praca, praca…

Po ukończeniu studiów podjął pracę w PSP Nr 10 w Ostrowcu Świętokrzyskim, której dyr. była Wanda Prusińska. Uczył języka polskiego, ale również organizował szkolne wycieczki. Założył gazetkę szkolną „Jeszcze dycha”. Mocno promował twórczość literacką dzieciaków, co ich strasznie wkręciło.

-Na starcie dostałem klasę uczniów „przerośniętych”, czyli takich którzy mieli problemy z nauką –mówi Zbigniew Tyczyński. Wcale mnie to nie wystraszyło i powiem, że bez problemu dogadywaliśmy się ze sobą. Pamiętam, jak przyszło do mnie dwóch chłopaków, mówiąc, że nie będzie ich następnego dnia w szkole, gdyż chcą myć szyby w sklepie, żeby pomóc rodzinie Był to sam początek lat 90. i inne podejście do frekwencji, czy szerzej, dyscypliny, ale powiedziałem: -Chłopaki, dobrze, ale muszę potwierdzić. Sprawdziłem, tak było. Mieli usprawiedliwioną nieobecność. Kiedy po latach spotykam niektórych na Gutwinie, poznają i dobrze wspominają tamte czasy, a najbardziej wyprawy w teren i spółdzielnię uczniowską, którą prowadziłem.

Po czterech latach pracy w podstawówce otrzymał od dyr. Zygmunta Kochańskiego propozycję pracy w Liceum Ogólnokształcącym Nr 4 w Ostrowcu Świętokrzyskim. Zaczął od m.in. z klasy artystycznej i trafił na fantastyczny rocznik, założyli gazetę „Rycerz Sorbony”. Pierwszą naczelną była Aleksandra Biedka, która ukończyła Akademię Sztuk Pięknych, a gazetę ilustrowali m.in. Marcin Janiec, Tomasz Zugaj, Małgorzata Szkolak, a potem Artur Bartkiewicz. Drugą naczelną została Anna Śledzińska. Gdy w 2000 roku zakładali „Wiadomości Świętokrzyskie”, Anna Śledzińska, świeżo po maturze, została przyjęta do redakcji. Potem się rozwinęła w Echo Dnia, a obecnie pracuje w Radio Ostrowiec.

-W liceum uruchomiliśmy także klasę dziennikarską, w której jedna godzina tygodniowo poświęcona była warsztatowi dziennikarskiemu –mówi Zbigniew Tyczyński. Korzyść z tego była taka, że uczniowie uczyli się sprawnego pisania, a klasa cieszyła się sporym zainteresowaniem. Gdybym powiedział, że czułem wtedy jakiś ogromny pociąg do dziennikarstwa jako zawodu, to bym skłamał. To że zacząłem było przypadkiem. Tak się złożyło, że do „Echa Dnia” trafili koledzy z AZS – u i sekcji piłki nożnej WSP Staszek Wróbel, do dziś naczelny „Echa” i Sławek Stachura, którzy zajmowali się wtedy sportem. Zaproponowali mi pracę korespondenta z Ostrowca Świętokrzyskiego. Nadal pracowałem jako nauczyciel w liceum, a równocześnie pisałem teksty z zakresu sportu i miasta dla Echa Dnia.

 Zajął miejsce po redaktorze Krzysztofie Florysie, który przeszedł do „Gazety Ostrowieckiej”. Pisał teksty na maszynie „Łucznik”, którą kupili mu rodzice do napisania pracy magisterskiej. Gotowe teksty wkładał do koperty i biegł z nimi na Dworzec PKS, dawał kierowcy autobusu, a ten oddawał je pracownikowi Echa Dnia w Kielcach. Wieczorem tekst był przepisywany, adiustowany i trafiał do druku. Kiedy po pewnym czasie zainstalowano mu w domu fax, to była Ameryka. Nie musiał już biegać na dworzec, a teksty wysyłał z domu. Zdjęcia robił fotograf, który przyjeżdżał z Kielc i spędzał kilka godzin w Ostrowcu, przygotowując materiał według zaplanowanej wcześniej listy tematów. Bez ciemni nie mógł nic zrobić. Dopiero za nagrodę otrzymaną za pracę w liceum kupił sobie pierwszy aparat cyfrowy. Wtedy mógł wykonywać pełny serwis.

W Redakcji Echa Dnia przepracował około piętnastu lat. W tym czasie nauczył się rozmawiać z ludźmi. Zawód nauczyciela wbrew pozorom zamykał go w określonej dziedzinie wiedzy. Dziennikarstwo otworzyło mu oczy na wiele ważnych spraw.

-Przyszedł czas, kiedy zostałem Redaktorem Naczelnym „Wiadomości Świętokrzyskich” -mówi. W szkole zostawiłem sobie pół etatu, żeby nie tracić kontaktu z oświatą. Rzuciłem się na głęboką wodę. Nie tylko szefowałem, ale również pisałem teksty, dokonywałem korekty materiałów prasowych. Mieliśmy wielkie ambicje, ale czas pokazał, że nasze możliwości nie dorastały do przyjętego formatu.

W „Wiadomościach” spędził dwa lata. Gdy nastał konflikt o wywiad z ówczesnym starostą, który właśnie miał być odwoływany, złożył rezygnację i odszedł z gazety. Wrócił na pełny etat do szkoły i do „Echa Dnia”. Przez kolejne kilka lat uczył w liceum i pracował jako redaktor. Potem odszedł też z „Echa”.

-Decyzji nie żałowałem -mówi. Dla mnie w tym wszystkim było coraz mniej dziennikarstwa, a coraz więcej tzw. gotowców. Kurczyło się pole działania dla dziennikarzy, a ja nie umiałem pracować na telefon i ograniczać się do przetwarzania dostarczonych informacji. W dodatku rosła zależność od reklamodawców, którzy mieli coraz wyższe wymagania.

Poznaj swój region

Zawsze chodził z młodzieżą w teren. Zaproponował i organizował „Rajd otrzęsinowy” w Norwidzie, który poza tym, że był świetną zabawą, to przy okazji rozwiązywał problem „fali” w szkole.

-Wtedy na poważnie zacząłem interesować się regionem -mówi. W efekcie skończyłem kurs przewodnika. Oddział PTTK co jakiś czas organizował takie kursy. Odbywały się one w cyklu dwuletnim. W 2000 roku zdałem egzamin. Od tamtej pory jestem przewodnikiem świętokrzyskim.

Łatwo nie było. Należało zaliczyć mnóstwo wykładów obejmujących wiedzę historyczną, geografię, geologię, przyrodę i hydrologię. Słowem ogólną wiedzę o regionie, w którym przyjdzie pracować jako przewodnik. Na egzaminie trzeba było wsiąść do samochodu razem z egzaminatorem i jadąc, opowiadać o mijanych miejscach, obiektach, widokach. Nikt nie wiedział, jaki kierunek wybierze egzaminator. Wszyscy liczyli na Waśniów, Nową Słupię i Święty Krzyż, a auto ruszyło w kierunku Opatowa! Miał fart, już wcześniej napisał Przewodnik po Gminie Sadowie, znał tam każdą wieś, każdy kościół, każdy zabytek. Egzamin zdał.

Zbigniew Tyczyński jest autorem wielu cenionych przewodników po regionie. Pierwszy przewodnik, jaki wyszedł spod jego pióra, toprzewodnik po Bałtowie. Opracowanie to powstało zanim Piotr Lichota zaczął zmieniać jego oblicze.

-Dostępne źródła wiedzy na tematy regionalne były raczej ograniczone -mówi. Do podstawowych trzeba zaliczyć napisane przez księdza Jana Wiśniewskiego „Dekanaty”. Dekanaty to jednostki organizacyjne w kościele, które składają się z kilku parafii i są zarządzana przez dziekana. Ks. Wiśniewski opisał wszystkie w naszym regionie, ale dysponując wiedzą z początku XX w. Trzeba więcbyło poszperać w różnych publikacjach i przede wszystkimw archiwach, by na przykład zweryfikować informacje udzielane przez lokalne autorytety. Mam dla nich szacunek, ale też wiem, iż mają swoje, ugruntowane poglądy i wiedzę, która nie zawsze znajduje potwierdzenie w źródłach. Tak było w przypadku rzekomego Gaju Kochowskiego na terenie gminy Waśniów. Jeszcze w I poł. XIX w. została błędnie przyjęta jego lokalizacja i powielana w kolejnych publikacjach. Dzięki analizie starych map, twórczości poety i konfrontacji obrazów literackich z krajobrazem, wytypowałem inny Gaj w rejonie Dobruchny, a zaprzyjaźnieni archeolodzy Artur Jedynak i Kamil Kaptur potwierdzili to znaleziskami.

Zbigniew Tyczyński wydał przewodniki o wszystkich gminach powiatu ostrowieckiego (Waśniów, Kunów, Ćmielów, Bodzechów, Bałtów (drugie wydanie z Markiem Rejem) oraz po gminie Sadowie w powiecie opatowskim. W międzyczasie opracował „Przewodnik po powiecie ostrowieckim” oraz publikację wydaną na stulecie urodzin Witolda Gombrowicza „Gębą stąd”, poświęconą miejscom w regionie związanym z autorem „Ferdydurke”. Poszukiwania dotyczące literatury naszego regionu rozszerzył do kilkudziesięciu opisanych postaci oraz kilku wieków książce „Ścieżki literackie ziemi ostrowieckiej”, natomiast publikacja „Nazwy miejscowe powiatu ostrowieckiego” stara się wyjaśnić źródła i mechanizm powstania ośmiuset nazw, które funkcjonowały i funkcjonują na terenie naszego powiatu. Ostatnio wydał także kilka monografii, miejscowości Pętkowice i Janik, Szkół Rolniczych w Bałtowie, wcześniej Borii(razem z Józefem Grabowskim). Systematycznie publikuje także artykuły o tematyce regionalnej w czasopismach naukowych, m.in. w Ostrowieckich Zeszytach Naukowych. Obecnie pracuje nad artykułem o szkołach zawodowych w Ostrowcu Świętokrzyskim w okresie okupacji hitlerowskiej.

Zbigniew Tyczyński lubi dzielić się zdobytymi informacjami. W miarę regularnie prowadzi wykłady dla kolegów i koleżanek przewodników skupionych w Kole Przewodników. Z okazji ważnych rocznic wielkich twórców opowiadał o Cyprianie Kamilu Norwidzie, Witoldzie Gombrowiczu oraz Stefanie Żeromskim, wystąpił z wykładem na 100 – u lecie ostrowieckiej „Samochodówki” czy promocji książki o Ksawerym Jasieńskim w Chocimowie.

To nie wszystko

Nie jest już belfrem. W pewnym momencie zwolnił się z pracy etatowej i zaczął życie na własny rachunek. Obecnie jest zatrudniony w firmie swojego syna przy obsłudze wieży wspinaczkowej, która usytuowana jest na terenie Bałtowskiego Kompleksu Turystycznego w Bałtowie.

-Podpowiedziałem synowi, aby pozyskał dotację na wybudowanie wieży wspinaczkowej jako atrakcji turystycznej, która może stać się kolejną atrakcją turystyczną Bałtowa -mówi. Wieża już stoi, a ja tam pracuję.Pierwszy kontakt z Bałtowem miałem w chwili, gdy razem z dziadkiem pojechałem zawieźć zboże do tamtejszego młyna. Byłem pod niesamowitym wrażeniem całego układu młynów, jazu i budynku administracyjnego. Po wielu, wielu latach byłem tam z młodzieżą na wycieczce, po której wziąłem się za napisanie przewodnika. Tak spotkałem się z Piotrem Lichotą, który zaczynał swą działalność w Kolonii Pętkowice. Koniuszym był wtedy Krzysztof Dyk, a na pierwszych gości czekały konie i bryczki. Potem była ekspansja na Bałtów. Mam nadzieję, że pomogłem wydając przewodnik i podrzucając pomysł na tratwy i spływ przełomem Kamiennej, którystał sięjedną z pierwszych atrakcji.

Efekty przyniosła także znajomość z Jackiem Paluchem „Blachą”, znanym off-roadowcem i mechanikiem samochodowym. Zainteresowany jazdą w terenie zakupił od „Blachy” pierwszego Samuraja, razem odbyli kilka wypraw w teren.

-Jacek Paluch zorganizował Rajd o Puchar Gór Świętokrzyskich -mówi. Do końca nie wiem, dlaczego, ale zostałem wtedy „Debeściakiem” Rajdu. Widząc, że z tego jest świetna zabawa, wziąłem Jacka do Bałtowa, gdzie są wymarzone tereny pod off-road. Tam „Blacha” szybko dogadał się z Ireneuszem Traczem, ówczesnym dyrektorem w Stowarzyszenia „Delta”, a ten przekonał do pomysłu właścicieli. Tak powstały rajdy of-roadowe „Bałtowskie Bezdroża”, które trwały dziesięć lat. Były edycje wiosenne i zimowe, w sumie kilkanaście. Do tej pory mówi się, że były to jedne znajlepszych rajdów przeprawowych w Polsce.

Na koniec najlepsze

Nawet od najciekawszych zainteresowań musi być odskocznia. Od czterdziestu lat wspina się w Tatrach. Na swoim koncie ma kilkadziesiąt dróg wspinaczkowych, ze wskazaniem na tzw. tatrzańskie klasyki na Łomnicy, Wołowej Turni, Batyżowieckim, Małym Lodowym, Kościelcu, Mnichu, Zamarłej Turni… oraz szereg zimowych wejść na szczyty po polskiej i słowackiej stronie. W jego ślady poszedł syn Mateusz, który wspina się sportowo na bardzo dobrym poziomie (VI.5+).

-Dożyłem takiego komfortu, że mając na prowadzeniu łojanta i znawcę topo, wbijam się w ścianę na pewniaka i, co najważniejsze, jeszcze żyję – żartuje. Natomiast kiedy rzecz dotyczy turystyki wysokogórskiej, zawsze mogę liczyć na młodszego Rafała, a w weekend majowy nawet na całą rodzinę, gdyż od ponad 20 – u lat spotykamy się familijnie w schronisku w Pięciu Stawach, by wyjść całą grupą, liczącą rekordowo 14 osób, na Zawrat albo któryś z Wierchów Kozi lub Szpiglasowy.

 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarze (0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

OSTATNIE KOMENTARZE

Czy w Ostrowcu mogą powstawać drony?

Zmyślasz, prognozowanie to zmyślanie. To rachunek prawdopodobieństwa z wieloma zmiennymi. Trzeba być łebskim gościem żeby być bliskim prawdy. Czy jesteś bilisko prawdy okazać się może gdy się wydarzy. Z tego samego powodu całe mnóstwo kredytobiorców oddało bankom całe majątki, swoje i najbliższej rodziny, za błąd w swoich prognozach. Domy, mieszkania, działki, lub ugotowali bajerem w swoich wizjach, a póżniej wzietym na wspaniałe zmazy senne kredycie żyrantów. Lokując ich w spłacaniu za niego jego kredyt. Nie twój cyrk nie twoje małpy o co skamlesz. Jareczek o którym wspomniałeś to miły facet, jednak oddał się całkowicie we władanie Agentowi Bolszewikowi i jego czerwonym kolesiom. A u nich jak u Tuska, obiecać dwa razy to jak dotrzymać. Bardziej chcieli sprzedać tutaj co sie da, nawet za cene zniszczenia, czy doptowadzenia do upadłości, niż rozwijać czy tworzyć. Hub wysokich technologii potrzebuje uczelni wysokich lotów, żeby mieć z czego czerpać obrotniaczków znajacych się na temacie. To jest jak z piciem wody musisz mieć studnie, lub blisko do rzeki. Na wyrzymaniu liści, czy gromadzeniu deszcówki miasta nie zbudujesz. A i do tego potrzebujesz obrotniaczów znających sie na różdzkarstwie, czy uzdatnianiu wody. Możesz oczywiście siorbać z wód podskurnych, ale jak wiadomo one głównie nadają się do podlewania ogródka i jest ich okresowo za mało. Wspomniany Jareczek mógł sobie pogadać, jednak żeby zrobić, to w okół siebie musiał by mieć innych ludzi i harakter może też. Jednak bratanie sie z czerwonymi nie wyszło mu na złe, bo pomimo między innymi, ściemy z osuwiskiem z którym nawet gdyby chciał, to był za krótki, żeby coś pożądnie uczciwie dla poszkodowanych załatwić, nie topiąc któregoś z czerwonych. A na samym poczatku chciał, szybko go jednak z tego wyleczono. U Tuskowych jest identyczmie, prognozy nie są zbyt alarmujące, jesli nie o ich prywatni interes chodzi. To nie tródno zrozumieć. Za lojalność, spadł na cztery łapy jak zapewne wiesz. Zatem jeśli zrozumiesz ile zmiennych musisz obliczyć żeby coś w tym mieście zrobić, to nie krytykuj tych którzy mimo to próbuja. No taka firma ja WB jednak coś zrobiła nawet jesli musieli się wspinać po czerwonych plecach i omijać rzucane im pod nogi kłody. Z tym jest jak z miłoscią. Kwestja chwili spontanu i sprzyjających okoliczności, lub lata znajomości i rozsądnych decyzji. Jednak. W jednym i drugim występuje tyle samo ryzyk. Biorac pod uwage że za to biorą się Tuskowi to muszę przyznać Ci racje. Nie da sie stworzyć cos, jednocześnie to konsumując. W tym przypadku to nie jest wyższa matematyka. Będzie zbyt wiele gąb do wykarmienia. Jeśli już, to zwyczajowo, miasto, lub państwo czyli my, ponieśie koszty prób, błędow i rządz zasiadłych do biesiadowania. Bo oni nie myślą zrobić żeby zarobić, tylko zarobić póki się robi.

Dober ale hóì0we

19:50, 2025-09-05

Czy w Ostrowcu mogą powstawać drony?

Jeden z byłych rezydentów tej mieściny (Wilczyński) obiecywał, że stworzy w wieżowcu znajdującym się przy ulicy Świętorzyskiej Hub Wysokich Technologii :) Teraz czytam o jakiejś firemce, która pewnie wydrze dotacje z czegoś podobnego do KPO na zakup drukarek 3D i innego shitu potrzebnego do ich składania. Oczyma wyobraźni widzę tych absolwentów, między innymi z WAT, piszących oprogramowanie do tych dronów, a wszystko to w tutejszym Januszpolu Prawie-najniższa-krajowa :) No tak będzie, nie zmyślam :D

No tak będzie

14:24, 2025-09-05

Czy w Ostrowcu mogą powstawać drony?

Nie noś tego w gaciach bo smrodek roztaczaczasz. Zawsze możesz pojechać do kolegi P i poddać się bezwarunkowo.

A to ci sraczka

09:50, 2025-09-05

Czy w Ostrowcu mogą powstawać drony?

Zamiast wypisywać samobójcze artykuły od razu napiszcie list intencyjny do kumpla trampka na literę P, że w zakładzie samobójców czekaja na szybką depopulację. Dlatego będziemy straszyć, że narobimy dronów. Zamiast produkować domy, samochody, traktory, maszyny rolnicze to nie - będziemy prowokować do utylizacji miasta atomówka w pierwszej kolejności przy bylejakiej prowokacji. Wasze prostackie mózgi nie łapią jeszcze takich niuansów, że sami prosicie się o rozwałkę i na domiar złego ogłaszacie ten zamiar publicznie w prasie. Może mamy teraz klaskać z radości uszami i namawiać dzieci w szkołach do pracy w tych wystawionych na odstrzał zakładach ? Nie wystarczy wam co zrobiono pięknej Ukrainie zamieniając ją w piekło ?

Piotr

08:56, 2025-09-04

0%