Piłkarz, fotograf, belfer, dziennikarz, regionalista, taternik – wszystkie te określenia pasują do Zbigniewa Tyczyńskiego. Kiedy miał okazję, po studiach, zrobić karierę w Radio Kielce, zrezygnował. Ale nie uciekł od zawodu, który przez wiele lat wykonywał, łącząc pracę dziennikarza z pracą belfra w liceum. Dziś pracuje w firmie …swego syna i nieustannie publikuje kolejne artykuły i książki poświęcone regionowi, w którym przyszło mu żyć i pracować.
Z Przytyka do Wolanowa
Zbigniew Tyczyński urodził się w miasteczku Przytyk, rodzinnej miejscowości żony Jana Kochanowskiego, położonym nad rzeką Radomką 17 kilometrów od Radomia w województwie mazowieckim. Rodzice byli nauczycielami. Ojciec pracował jako kierownik szkoły, matka była nauczycielką.
-Szkolę podstawową zacząłem w Przytyku, a kończyłem w Wolanowie, dokąd przenieśli się rodzice –mówi. -W tym czasie zostały powołane zbiorcze szkoły gminne, a tato dostał propozycję pracy w sąsiedniej gminie – Wolanowie, gdzie był dyrektorem do czasu przejścia na emeryturę.
Lata licealne
Ukończył V Liceum Ogólnokształcące im. Romualda Traugutta w Radomiu, w którym funkcjonowały klasy sportowe, a że grał w piłkę nożną do poziomu juniora w Broni Radom, w tamtym czasie zespole II-ligowym, wybór był jeden. Zaliczył też spotkania w Kadrze Województwa Radomskiego, ale szwankujący wzrok sprawił, że po przerwie wrócił do gry w piłkę… już tylko amatorską w niższych klasach rozgrywkowych.
Nauka w liceum przypadła na burzliwe czasy. Pamiętastan wojenny. Jako uczeń kolportował w szkole ulotki i wymalował napisami„Solidarność” ściany budynku szkoły. Władza miała na placówkę oko, ale uczniów zawsze zdołała wybronić dyr. Maria Rudecka. Wystarała się nawet o zgodę na całonocną studniówkę w 1983 roku, wokół której kręcili się funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa.
Studia z opóźnieniem
Po ukończeniu liceum zdawał na Wydział Mechaniczny Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Radomiu. Egzamin zdał, ale nie został przyjęty z uwagi na zbyt dużą liczbę chętnych. Nie chcąc trafić do wojska, zdecydował się podjąć naukę w Szkole Policealnej w Radomiu. Była to radomska samochodówka.
-To była dobra szkoła, a to, czego się tam nauczyłem, procentuje do dziś -mówi. Wystarczy, że powiem, iż potrafię pogrzebać przy samochodzie. Oczywiście nie wszystko zrobię sam, bo tamte samochody, a obecne, dzieli wielka przepaść. Ważne, że podstawy mam i generalnie z motoryzacją sobie radzę.
Niejako po drodze zrobił kurs czeladniczy w zawodzie …fotograf. Nawet myślał o tym, żeby fotografią zająć się na poważnie. W tamtym czasie, aby prowadzić zakład fotograficzny, niezbędny był kurs czeladniczy i taki dwuletni kurs zorganizowany przez Radomski Cech Rzemiosł zrobił. Egzamin praktyczny zdawał na aparacie z wsuwaną kliszą przed komisją egzaminacyjną w Warce.
-Robienie dobrych zdjęć jest wyzwaniem -mówi. Fotografowanie wymaga umiejętności „widzenia światła”. Kto nie spojrzy na fotografowany obiekt, jak widzi to materiał światłoczuły, nie uniknie niedoświetlenia pewnych części kadru. Klisza, a dziś matryca, są okrutne. Zarejestrują każde „niedopatrzenie”, bo fotografuje człowiek,a nie aparat.
Wtedy po raz pierwszy zwrócił uwagę, on z Ziemi Radomskiej, na Kielecką Szkołę Krajobrazu, którą stworzyli wielcy mistrzowie - fotograficy. Kielecka Szkoła Krajobrazu to nazwa kierunku artystycznego w fotografii oraz nazwa grupy fotografów, którzy stworzyli oryginalny i rozpoznawalny styl w fotografowaniu pejzaży Kielecczyzny. Cechą szczególną, środkiem wyrazu fotografii Kieleckiej Szkoły Krajobrazu – to fotografia czarno-biała, sporządzana, wykonywana w czystej odbitce bromowej. Odkrywając możliwości sprzętu, materiałów i poznając techniki fotografowania, dużo chodził po terenie, robił mnóstwo zdjęć. Planował uruchomić własny warsztat fotograficzny…
Widać rzemiosło nie było dla niego, bo wybrała filologię polską w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Kielcach. Na temat pracy magisterskiej wybrał „Nieliterackie struktury w poezji pokolenia ‘68”. W marcu 1968 roku miały miejsce protesty na Uniwersytecie Warszawskim. Kryzys społeczny i polityczny w Polsce Ludowej rozpoczął się w czerwcu 1967 roku, apogeum osiągnął między 1967 a 1968 rokiem, by wygasnąć późnym latem tegoż roku. Kryzys ten był skutkiem rozczarowania systematycznym kurczeniem się obszaru swobód obywatelskich i demokracji po wielkich przemianach 1956 roku, wreszcie sięgnięciem przez władze do antysemickich stereotypów i uprzedzeń, co zaowocowało największą po stalinowskich czystkach lat pięćdziesiątych kampanią antysemicką w powojennej Europie i masową emigracją resztek społeczności żydowskiej z Polski.
-Była to poezja, która próbowała „rozbrajać” język propagandy komunistycznej, dlatego wykorzystywała nieliterackie formuły typu ogłoszenie, życiorys, ankieta –mówi Zbigniew Tyczyński. Sięgano po„gotowce” na potrzeby twórczości artystycznej, bo w ten sposób poezja obnażała schematy językowe i manipulację językasystemu totalitarnego. Pracę, mimo wątpliwości co do „słuszności” tematu prof. Jana Pacławskiego, napisałem i dostałem propozycję pozostania na Uczelni. Wszystko rozbiło się o brak mieszkania. Redakcji Sportowej Radia Kielce z tegoż powodu także musiałem odmówić. Ostatecznie nie zostałem redaktorem, lecz belfrem.
Praca, praca, praca…
Po ukończeniu studiów podjął pracę w PSP Nr 10 w Ostrowcu Świętokrzyskim, której dyr. była Wanda Prusińska. Uczył języka polskiego, ale również organizował szkolne wycieczki. Założył gazetkę szkolną „Jeszcze dycha”. Mocno promował twórczość literacką dzieciaków, co ich strasznie wkręciło.
-Na starcie dostałem klasę uczniów „przerośniętych”, czyli takich którzy mieli problemy z nauką –mówi Zbigniew Tyczyński. Wcale mnie to nie wystraszyło i powiem, że bez problemu dogadywaliśmy się ze sobą. Pamiętam, jak przyszło do mnie dwóch chłopaków, mówiąc, że nie będzie ich następnego dnia w szkole, gdyż chcą myć szyby w sklepie, żeby pomóc rodzinie Był to sam początek lat 90. i inne podejście do frekwencji, czy szerzej, dyscypliny, ale powiedziałem: -Chłopaki, dobrze, ale muszę potwierdzić. Sprawdziłem, tak było. Mieli usprawiedliwioną nieobecność. Kiedy po latach spotykam niektórych na Gutwinie, poznają i dobrze wspominają tamte czasy, a najbardziej wyprawy w teren i spółdzielnię uczniowską, którą prowadziłem.
Po czterech latach pracy w podstawówce otrzymał od dyr. Zygmunta Kochańskiego propozycję pracy w Liceum Ogólnokształcącym Nr 4 w Ostrowcu Świętokrzyskim. Zaczął od m.in. z klasy artystycznej i trafił na fantastyczny rocznik, założyli gazetę „Rycerz Sorbony”. Pierwszą naczelną była Aleksandra Biedka, która ukończyła Akademię Sztuk Pięknych, a gazetę ilustrowali m.in. Marcin Janiec, Tomasz Zugaj, Małgorzata Szkolak, a potem Artur Bartkiewicz. Drugą naczelną została Anna Śledzińska. Gdy w 2000 roku zakładali „Wiadomości Świętokrzyskie”, Anna Śledzińska, świeżo po maturze, została przyjęta do redakcji. Potem się rozwinęła w Echo Dnia, a obecnie pracuje w Radio Ostrowiec.
-W liceum uruchomiliśmy także klasę dziennikarską, w której jedna godzina tygodniowo poświęcona była warsztatowi dziennikarskiemu –mówi Zbigniew Tyczyński. Korzyść z tego była taka, że uczniowie uczyli się sprawnego pisania, a klasa cieszyła się sporym zainteresowaniem. Gdybym powiedział, że czułem wtedy jakiś ogromny pociąg do dziennikarstwa jako zawodu, to bym skłamał. To że zacząłem było przypadkiem. Tak się złożyło, że do „Echa Dnia” trafili koledzy z AZS – u i sekcji piłki nożnej WSP Staszek Wróbel, do dziś naczelny „Echa” i Sławek Stachura, którzy zajmowali się wtedy sportem. Zaproponowali mi pracę korespondenta z Ostrowca Świętokrzyskiego. Nadal pracowałem jako nauczyciel w liceum, a równocześnie pisałem teksty z zakresu sportu i miasta dla Echa Dnia.
Zajął miejsce po redaktorze Krzysztofie Florysie, który przeszedł do „Gazety Ostrowieckiej”. Pisał teksty na maszynie „Łucznik”, którą kupili mu rodzice do napisania pracy magisterskiej. Gotowe teksty wkładał do koperty i biegł z nimi na Dworzec PKS, dawał kierowcy autobusu, a ten oddawał je pracownikowi Echa Dnia w Kielcach. Wieczorem tekst był przepisywany, adiustowany i trafiał do druku. Kiedy po pewnym czasie zainstalowano mu w domu fax, to była Ameryka. Nie musiał już biegać na dworzec, a teksty wysyłał z domu. Zdjęcia robił fotograf, który przyjeżdżał z Kielc i spędzał kilka godzin w Ostrowcu, przygotowując materiał według zaplanowanej wcześniej listy tematów. Bez ciemni nie mógł nic zrobić. Dopiero za nagrodę otrzymaną za pracę w liceum kupił sobie pierwszy aparat cyfrowy. Wtedy mógł wykonywać pełny serwis.
W Redakcji Echa Dnia przepracował około piętnastu lat. W tym czasie nauczył się rozmawiać z ludźmi. Zawód nauczyciela wbrew pozorom zamykał go w określonej dziedzinie wiedzy. Dziennikarstwo otworzyło mu oczy na wiele ważnych spraw.
-Przyszedł czas, kiedy zostałem Redaktorem Naczelnym „Wiadomości Świętokrzyskich” -mówi. W szkole zostawiłem sobie pół etatu, żeby nie tracić kontaktu z oświatą. Rzuciłem się na głęboką wodę. Nie tylko szefowałem, ale również pisałem teksty, dokonywałem korekty materiałów prasowych. Mieliśmy wielkie ambicje, ale czas pokazał, że nasze możliwości nie dorastały do przyjętego formatu.
W „Wiadomościach” spędził dwa lata. Gdy nastał konflikt o wywiad z ówczesnym starostą, który właśnie miał być odwoływany, złożył rezygnację i odszedł z gazety. Wrócił na pełny etat do szkoły i do „Echa Dnia”. Przez kolejne kilka lat uczył w liceum i pracował jako redaktor. Potem odszedł też z „Echa”.
-Decyzji nie żałowałem -mówi. Dla mnie w tym wszystkim było coraz mniej dziennikarstwa, a coraz więcej tzw. gotowców. Kurczyło się pole działania dla dziennikarzy, a ja nie umiałem pracować na telefon i ograniczać się do przetwarzania dostarczonych informacji. W dodatku rosła zależność od reklamodawców, którzy mieli coraz wyższe wymagania.
Poznaj swój region
Zawsze chodził z młodzieżą w teren. Zaproponował i organizował „Rajd otrzęsinowy” w Norwidzie, który poza tym, że był świetną zabawą, to przy okazji rozwiązywał problem „fali” w szkole.
-Wtedy na poważnie zacząłem interesować się regionem -mówi. W efekcie skończyłem kurs przewodnika. Oddział PTTK co jakiś czas organizował takie kursy. Odbywały się one w cyklu dwuletnim. W 2000 roku zdałem egzamin. Od tamtej pory jestem przewodnikiem świętokrzyskim.
Łatwo nie było. Należało zaliczyć mnóstwo wykładów obejmujących wiedzę historyczną, geografię, geologię, przyrodę i hydrologię. Słowem ogólną wiedzę o regionie, w którym przyjdzie pracować jako przewodnik. Na egzaminie trzeba było wsiąść do samochodu razem z egzaminatorem i jadąc, opowiadać o mijanych miejscach, obiektach, widokach. Nikt nie wiedział, jaki kierunek wybierze egzaminator. Wszyscy liczyli na Waśniów, Nową Słupię i Święty Krzyż, a auto ruszyło w kierunku Opatowa! Miał fart, już wcześniej napisał Przewodnik po Gminie Sadowie, znał tam każdą wieś, każdy kościół, każdy zabytek. Egzamin zdał.
Zbigniew Tyczyński jest autorem wielu cenionych przewodników po regionie. Pierwszy przewodnik, jaki wyszedł spod jego pióra, toprzewodnik po Bałtowie. Opracowanie to powstało zanim Piotr Lichota zaczął zmieniać jego oblicze.
-Dostępne źródła wiedzy na tematy regionalne były raczej ograniczone -mówi. Do podstawowych trzeba zaliczyć napisane przez księdza Jana Wiśniewskiego „Dekanaty”. Dekanaty to jednostki organizacyjne w kościele, które składają się z kilku parafii i są zarządzana przez dziekana. Ks. Wiśniewski opisał wszystkie w naszym regionie, ale dysponując wiedzą z początku XX w. Trzeba więcbyło poszperać w różnych publikacjach i przede wszystkimw archiwach, by na przykład zweryfikować informacje udzielane przez lokalne autorytety. Mam dla nich szacunek, ale też wiem, iż mają swoje, ugruntowane poglądy i wiedzę, która nie zawsze znajduje potwierdzenie w źródłach. Tak było w przypadku rzekomego Gaju Kochowskiego na terenie gminy Waśniów. Jeszcze w I poł. XIX w. została błędnie przyjęta jego lokalizacja i powielana w kolejnych publikacjach. Dzięki analizie starych map, twórczości poety i konfrontacji obrazów literackich z krajobrazem, wytypowałem inny Gaj w rejonie Dobruchny, a zaprzyjaźnieni archeolodzy Artur Jedynak i Kamil Kaptur potwierdzili to znaleziskami.
Zbigniew Tyczyński wydał przewodniki o wszystkich gminach powiatu ostrowieckiego (Waśniów, Kunów, Ćmielów, Bodzechów, Bałtów (drugie wydanie z Markiem Rejem) oraz po gminie Sadowie w powiecie opatowskim. W międzyczasie opracował „Przewodnik po powiecie ostrowieckim” oraz publikację wydaną na stulecie urodzin Witolda Gombrowicza „Gębą stąd”, poświęconą miejscom w regionie związanym z autorem „Ferdydurke”. Poszukiwania dotyczące literatury naszego regionu rozszerzył do kilkudziesięciu opisanych postaci oraz kilku wieków książce „Ścieżki literackie ziemi ostrowieckiej”, natomiast publikacja „Nazwy miejscowe powiatu ostrowieckiego” stara się wyjaśnić źródła i mechanizm powstania ośmiuset nazw, które funkcjonowały i funkcjonują na terenie naszego powiatu. Ostatnio wydał także kilka monografii, miejscowości Pętkowice i Janik, Szkół Rolniczych w Bałtowie, wcześniej Borii(razem z Józefem Grabowskim). Systematycznie publikuje także artykuły o tematyce regionalnej w czasopismach naukowych, m.in. w Ostrowieckich Zeszytach Naukowych. Obecnie pracuje nad artykułem o szkołach zawodowych w Ostrowcu Świętokrzyskim w okresie okupacji hitlerowskiej.
Zbigniew Tyczyński lubi dzielić się zdobytymi informacjami. W miarę regularnie prowadzi wykłady dla kolegów i koleżanek przewodników skupionych w Kole Przewodników. Z okazji ważnych rocznic wielkich twórców opowiadał o Cyprianie Kamilu Norwidzie, Witoldzie Gombrowiczu oraz Stefanie Żeromskim, wystąpił z wykładem na 100 – u lecie ostrowieckiej „Samochodówki” czy promocji książki o Ksawerym Jasieńskim w Chocimowie.
To nie wszystko
Nie jest już belfrem. W pewnym momencie zwolnił się z pracy etatowej i zaczął życie na własny rachunek. Obecnie jest zatrudniony w firmie swojego syna przy obsłudze wieży wspinaczkowej, która usytuowana jest na terenie Bałtowskiego Kompleksu Turystycznego w Bałtowie.
-Podpowiedziałem synowi, aby pozyskał dotację na wybudowanie wieży wspinaczkowej jako atrakcji turystycznej, która może stać się kolejną atrakcją turystyczną Bałtowa -mówi. Wieża już stoi, a ja tam pracuję.Pierwszy kontakt z Bałtowem miałem w chwili, gdy razem z dziadkiem pojechałem zawieźć zboże do tamtejszego młyna. Byłem pod niesamowitym wrażeniem całego układu młynów, jazu i budynku administracyjnego. Po wielu, wielu latach byłem tam z młodzieżą na wycieczce, po której wziąłem się za napisanie przewodnika. Tak spotkałem się z Piotrem Lichotą, który zaczynał swą działalność w Kolonii Pętkowice. Koniuszym był wtedy Krzysztof Dyk, a na pierwszych gości czekały konie i bryczki. Potem była ekspansja na Bałtów. Mam nadzieję, że pomogłem wydając przewodnik i podrzucając pomysł na tratwy i spływ przełomem Kamiennej, którystał sięjedną z pierwszych atrakcji.
Efekty przyniosła także znajomość z Jackiem Paluchem „Blachą”, znanym off-roadowcem i mechanikiem samochodowym. Zainteresowany jazdą w terenie zakupił od „Blachy” pierwszego Samuraja, razem odbyli kilka wypraw w teren.
-Jacek Paluch zorganizował Rajd o Puchar Gór Świętokrzyskich -mówi. Do końca nie wiem, dlaczego, ale zostałem wtedy „Debeściakiem” Rajdu. Widząc, że z tego jest świetna zabawa, wziąłem Jacka do Bałtowa, gdzie są wymarzone tereny pod off-road. Tam „Blacha” szybko dogadał się z Ireneuszem Traczem, ówczesnym dyrektorem w Stowarzyszenia „Delta”, a ten przekonał do pomysłu właścicieli. Tak powstały rajdy of-roadowe „Bałtowskie Bezdroża”, które trwały dziesięć lat. Były edycje wiosenne i zimowe, w sumie kilkanaście. Do tej pory mówi się, że były to jedne znajlepszych rajdów przeprawowych w Polsce.
Na koniec najlepsze
Nawet od najciekawszych zainteresowań musi być odskocznia. Od czterdziestu lat wspina się w Tatrach. Na swoim koncie ma kilkadziesiąt dróg wspinaczkowych, ze wskazaniem na tzw. tatrzańskie klasyki na Łomnicy, Wołowej Turni, Batyżowieckim, Małym Lodowym, Kościelcu, Mnichu, Zamarłej Turni… oraz szereg zimowych wejść na szczyty po polskiej i słowackiej stronie. W jego ślady poszedł syn Mateusz, który wspina się sportowo na bardzo dobrym poziomie (VI.5+).
-Dożyłem takiego komfortu, że mając na prowadzeniu łojanta i znawcę topo, wbijam się w ścianę na pewniaka i, co najważniejsze, jeszcze żyję – żartuje. Natomiast kiedy rzecz dotyczy turystyki wysokogórskiej, zawsze mogę liczyć na młodszego Rafała, a w weekend majowy nawet na całą rodzinę, gdyż od ponad 20 – u lat spotykamy się familijnie w schronisku w Pięciu Stawach, by wyjść całą grupą, liczącą rekordowo 14 osób, na Zawrat albo któryś z Wierchów Kozi lub Szpiglasowy.





Turystyka wspólną inwestycją w przyszłość
Możecie sobie pogadać, to Was nic nie kosztuje. Najpierw jako pierwsze pytanie powinniście sobie zadać: Czy w państwie tuskowym co kolwiek może się rozwijać? Zacznijcie od klubów swingersów, jachtów, ekspresòw do kawy, solariów w pizzeriach, czy wspierania bardziej natchnionych treści np śpieawnia z balkonów. Potem zatrudnijcie lewackich artystów, najlepiej takich którzy czują sie jakby ktoś na nich *%#)!& Bo podobno taka moda zapanowała wśród artystek wyjeżdzajacych na saksy do Dubaju. Po co nasze gwiazdy estrady mają płacić za wyjazd i tułać się po świecie gdzie nikt ich nie zna i znać nie chce, karpetrajdery mogą przyjeżdzać tutaj, zwalić nawóz na natchnione dusze lewackich artystek i przy okazji zostawić troche grosza w hotelach. A artystki po sesji zarobkowej, tym razem w zgodzie z powołaniem, będą ich zabawiać programem artystycznym do kotleta z kozy. Dla tego słusznie uważacie, że infrastruktura hotelowa jest niezbędna do tego aby ktoś tutaj w ogóle przyjechał. Jednak krajobrazy, ... to troche słaby argument bez żadnej infrasruktury trzymającej poziom zachęcajacy, nie mówiąc o wielogwiazdkowym. Jakieś krajobrazy są wszędzie. Dopiro ich wykorzystanie i podanie jak danie w drogiej restauracji może odnieść sukces Każdy chce być fajny i spostrzegawczy, przeto ktoś przecież przy kotlecie musi o czymś gadać, to krajobrazy wtedy mogą być zauważone, a może nawet docenione. Dla tego życze owocnej dyskusji, bo pogadać sobie to zawsze jakaś ulga.
Pogadaszka...
08:54, 2025-10-31
Turystyka wspólną inwestycją w przyszłość
Turystyka, czyli jak sprawnie wyjechać z tego miasteczka...
turysta
20:25, 2025-10-30
Króluj, nam Chryste!
Nam strzelać nie kazano. - Wstąpiłem na działo I spójrzałem na pole; dwieście armat grzmiało. Artyleryi ruskiej ciągną się szeregi, Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi; I widziałem ich wodza: przybiegł, mieczem skinął I jak ptak jedno skrzydło wojska swego zwinął; Wylewa się spod skrzydła ściśniona piechota Długą czarną kolumną, jako lawa błota, Nasypana iskrami bagnetów. Jak sępy Czarne chorągwie na śmierć prowadzą zastępy. Przeciw nim sterczy biała, wąska, zaostrzona, Jak głaz bodzący morze, reduta Ordona. Sześć tylko miała armat; wciąż dymią i świecą; I nie tyle prędkich słów gniewne usta miecą, Nie tyle przejdzie uczuć przez duszę w rozpaczy, Ile z tych dział leciało bomb, kul i kartaczy. Patrz, tam granat w sam środek kolumny się nurza, Jak w fale bryła lawy, pułk dymem zachmurza; Pęka śród dymu granat, szyk pod niebo leci I ogromna łysina śród kolumny świeci. Tam kula, lecąc, z dala grozi, szumi, wyje. Ryczy jak byk przed bitwą, miota się, grunt ryje; - Już dopadła; jak boa śród kolumn się zwija, Pali piersią, rwie zębem, oddechem zabija. Najstraszniejszej nie widać, lecz słychać po dźwięku, Po waleniu się trupów, po ranionych jęku: Gdy kolumnę od końca do końca przewierci, Jak gdyby środkiem wojska przeszedł anioł śmierci. Gdzież jest król, co na rzezie tłumy te wyprawia? Czy dzieli ich odwagę, czy pierś sam nadstawia? Nie, on siedzi o pięćset mil na swej stolicy, Król wielki, samowładnik świata połowicy; Zmarszczył brwi, - i tysiące kibitek wnet leci; Podpisał, - tysiąc matek opłakuje dzieci; Skinął, - padają knuty od Niemna do Chiwy. Mocarzu, jak Bóg silny, jak szatan złośliwy, Gdy Turków za Bałkanem twoje straszą spiże, Gdy poselstwo paryskie twoje stopy liże, - Warszawa jedna twojej mocy się urąga, Podnosi na cię rękę i koronę ściąga, Koronę Kazimierzów, Chrobrych z twojej głowy, Boś ją ukradł i skrwawił, synu Wasilowy! Car dziwi się - ze strachu. drzą Petersburczany, Car gniewa się - ze strachu mrą jego dworzany; Ale sypią się wojska, których Bóg i wiara Jest Car. - Car gniewny: umrzem, rozweselim Cara. Posłany wódz kaukaski z siłami pół-świata, Wierny, czynny i sprawny - jak knut w ręku kata. Ura! ura! Patrz, blisko reduty, już w rowy Walą się, na faszynę kładąc swe tułowy; Już czernią się na białych palisadach wałów. Jeszcze reduta w środku, jasna od wystrzałów, Czerwieni się nad czernią: jak w środek mrowiaka Wrzucony motyl błyska, - mrowie go naciska, - Zgasł - tak zgasła reduta. Czyż ostatnie działo Strącone z łoża w piasku paszczę zagrzebało? Czy zapał krwią ostatni bombardyjer zalał? Zgasnął ogień. - Już Moskal rogatki wywalał. Gdzież ręczna broń? - Ach, dzisiaj pracowała więcej Niż na wszystkich przeglądach za władzy książęcej; Zgadłem, dlaczego milczy, - bo nieraz widziałem Garstkę naszych walczącą z Moskali nawałem. Gdy godzinę wołano dwa słowa: pal, nabij; Gdy oddechy dym tłumi, trud ramiona słabi; A wciąż grzmi rozkaz wodzów, wre żołnierza czynność; Na koniec bez rozkazu pełnią swą powinność, Na koniec bez rozwagi, bez czucia, pamięci, Żołnierz jako młyn palny nabija - grzmi - kręci Broń od oka do nogi, od nogi na oko: Aż ręka w ładownicy długo i głęboko Szukała, nie znalazła - i żołnierz pobladnął, Nie znalazłszy ładunku, już bronią nie władnął; I uczuł, że go pali strzelba rozogniona; Upuścił ją i upadł; - nim dobiją, skona. Takem myślił, - a w szaniec nieprzyjaciół kupa Już łazła, jak robactwo na świeżego trupa. Pociemniało mi w oczach - a gdym łzy ocierał, Słyszałem, że coś do mnie mówił mój Jenerał. On przez lunetę wspartą na moim ramieniu Długo na szturm i szaniec poglądał w milczeniu. Na koniec rzekł; "Stracona". - Spod lunety jego Wymknęło się łez kilka, - rzekł do mnie: "Kolego, Wzrok młody od szkieł lepszy; patrzaj, tam na wale, Znasz Ordona, czy widzisz, gdzie jest?" - "Jenerale, Czy go znam? - Tam stał zawsze, to działo kierował. Nie widzę - znajdę - dojrzę! - śród dymu się schował: Lecz śród najgęstszych kłębów dymu ileż razy Widziałem rękę jego, dającą rozkazy. - Widzę go znowu, - widzę rękę - błyskawicę, Wywija, grozi wrogom, trzyma palną świécę, Biorą go - zginął - o nie, - skoczył w dół, - do lochów"! "Dobrze - rzecze Jenerał - nie odda im prochów". Tu blask - dym - chwila cicho - i huk jak stu gromów. Zaćmiło się powietrze od ziemi wylomów, Harmaty podskoczyły i jak wystrzelone Toczyły się na kołach - lonty zapalone Nie trafiły do swoich panew. I dym wionął Prosto ku nam; i w gęstej chmurze nas ochłonął. I nie było nic widać prócz granatów blasku, I powoli dym rzedniał, opadał deszcz piasku. Spojrzałem na redutę; - wały, palisady, Działa i naszych garstka, i wrogów gromady; Wszystko jako sen znikło. - Tylko czarna bryła Ziemi niekształtnej leży - rozjemcza mogiła. Tam i ci, co bronili, -i ci, co się wdarli, Pierwszy raz pokój szczery i wieczny zawarli. Choćby cesarz Moskalom kazał wstać, już dusza Moskiewska. tam raz pierwszy, cesarza nie słusza. Tam zagrzebane tylu set ciała, imiona: Dusze gdzie? nie wiem; lecz wiem, gdzie dusza Ordona. On będzie Patron szańców! - Bo dzieło zniszczenia W dobrej sprawie jest święte, Jak dzieło tworzenia; Bóg wyrzekł słowo stań się, Bóg i zgiń wyrzecze. Kiedy od ludzi wiara i wolność uciecze, Kiedy ziemię despotyzm i duma szalona Obleją, jak Moskale redutę Ordona - Karząc plemię zwyciężców zbrodniami zatrute, Bóg wysadzi tę ziemię, jak on swą redutę.
7
08:35, 2025-10-29
Króluj, nam Chryste!
Nam strzelać nie kazano. - Wstąpiłem na działo I spójrzałem na pole; dwieście armat grzmiało. Artyleryi ruskiej ciągną się szeregi, Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi; I widziałem ich wodza: przybiegł, mieczem skinął I jak ptak jedno skrzydło wojska swego zwinął; Wylewa się spod skrzydła ściśniona piechota Długą czarną kolumną, jako lawa błota, Nasypana iskrami bagnetów. Jak sępy Czarne chorągwie na śmierć prowadzą zastępy. Przeciw nim sterczy biała, wąska, zaostrzona, Jak głaz bodzący morze, reduta Ordona. Sześć tylko miała armat; wciąż dymią i świecą; I nie tyle prędkich słów gniewne usta miecą, Nie tyle przejdzie uczuć przez duszę w rozpaczy, Ile z tych dział leciało bomb, kul i kartaczy. Patrz, tam granat w sam środek kolumny się nurza, Jak w fale bryła lawy, pułk dymem zachmurza; Pęka śród dymu granat, szyk pod niebo leci I ogromna łysina śród kolumny świeci. Tam kula, lecąc, z dala grozi, szumi, wyje. Ryczy jak byk przed bitwą, miota się, grunt ryje; - Już dopadła; jak boa śród kolumn się zwija, Pali piersią, rwie zębem,
Wiertarko-wkrętarka
08:35, 2025-10-29
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu ostrowiecka.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz