Wyścig szczurów, w którym brał udział, przerwał ciężki zawał. Gdy wydawało się, że jego dni są policzone, otrzymał kolejną szansę. Tak naprawdę dopiero od tego momentu rozpoczął prawdziwe życie – rodzinne, artystyczne i żeglarskie.
Zbigniew Sawaryn urodził się w 1948 roku w Radomiu. Po ukończeni Szkoły Podstawowej Nr 28 uczył się w IV Liceum Ogólnokształcącym im. Dra Tytusa Chałubińskiego w Radomiu. Jego liceum mieściło się w dawnym Kolegium Pijarów przy ul. Placu 800-lecia. Obecnie znajduje się tam Muzeum Malczewskiego, a w jego klasie maturalnej jest teraz szatnia.
-Tworzyliśmy niezwykle zgraną pakę uczniów, ale do dziś nie udało nam się zorganizować spotkania klasowego –mówi. Wszyscy porozjeżdżali się po Polsce i świecie. Zachowałem kontakt tylko z niektórymi koleżankami i kolegami.
Studiował na Politechnice Warszawskiej w Warszawie. Wybrał Wydział Elektryczny specjalność technika świetlna. Po studiach w 1971 roku podjął pracę w Hucie w Ostrowcu Świętokrzyskim.
-Była to moja pierwsza praca –mówi Z. Sawaryn. W tym czasie trwała budowa Nowego Zakładu, młodzi inżynierowie byli bardzo potrzebni. Zatrudnili mnie w inwestycjach. Nie chwaląc się dołożyłem swoją cegiełkę do budowy Nowego Zakładu. Stopniowo awansując dochrapałem się stanowiska zastępcy dyrektora Pionu Inwestycji, Głównego Inżyniera Inwestycji Huty.
Praktycznie przez cały czas pracował na Nowym Zakładzie z wyjątkiem półtora roku, kiedy to został oddelegowany do pracy na Starej Hucie.
-W pewnym momencie inwestycje zaczęły podupadać, podobnie jak Gierek i cały tamten system, na szczęście otrzymałem wówczas propozycję objęcia stanowiska dyrektora inwestycji miejskich -mówi. Nie będę ukrywał, chętnie przyjąłem tę propozycję i rozpocząłem pracę dla miasta. Ale nie na długo, bo gdy zaczęły się zwolnienia tzw. starego portfela, spróbowałem szczęścia w prywatnej firmie Cormaj. Pracowałem tam jako dyrektor zespołu budów w Ostrowcu Świętokrzyskim. Nadzorowałem prowadzenie robót m.in. na terenie ostrowieckiego browaru oraz Ćmielowa.
Cztery lata spędzone w tej firmie wspomina bardzo dobrze i to pomimo tego, że przestoje płatnicze spędzały wszystkim sen z powiek. Kiedy właściciel firmy wycofał się z Ostrowca, on przejął od niego firmę pod nową nazwą wraz z całą bazą betoniarek i załogą. Przez kolejne cztery lata walczył pod szyldem spółki z ograniczoną odpowiedzialnością o utrzymanie się na kapitalistycznym rynku. Przedmiotem działalności firmy były roboty budowlano –inwestycyjne, nadzory inwestycyjne oraz prowadzenie budów również własnych.
-W pewnym momencie prowadziłem trzy prywatne firmy -dodaje. Niestety, wszystkie po kolei upadły z powodu braku zamówień. Był to czas, kiedy prowadzenie uczciwych interesów nie przekładało się na sukces finansowy. Wiele przetargów zostało wygranych przez naszą konkurencję. A kiedy usiłowałem egzekwować należne mi pieniądze, popadłem w niełaskę u pewnych osób. Nagle stałem się osobą niepożądaną i musiałem szukać pracy poza swoim miejscem zamieszkania.
Zbigniew Sawaryn został prezesem Fundacji „Warszawianka wodny park” i przez kolejne trzy lata z małym kawałkiem zarabiał na życie w Warszawie. Był to czas, kiedy powstawał w stolicy pierwszy kryty basen o wymiarach olimpijskich.
Nagła przerwa w życiorysie
I wtedy do akcji wkroczyły siły wyższe, bo w czerwcu 1999 roku w czasie zajęć w Jacht Klubie Żeglarskim Huty Ostrowiec na Romanowie, Zbigniew Sawaryn dostał zawału. To było coś strasznego i wydawało się, że na tym będzie koniec nie tylko jego działalności zawodowej, ale nawet życia.
-Wyścig szczurów przestał mnie zupełnie interesować –mówi. Skupiłem się na walce o powrót do w miarę normalnego życia. Zająłem się intensywną rehabilitacją czyli powrotem do świata żywych. Prezesowanie i dyrektorowanie odeszły raz na zawsze w niebyt, ale za to przede mną, człowiekiem po zawale, otworzyły się zupełnie nowe perspektywy, na które nie miałem wcześniej czasu. Mam tu na myśli moje zainteresowania i pasje, to chciałem robić od dziecka, a mianowicie malarstwo i grafika.
Po ciężkim zawale przeszedł na rentę. W tym czasie walczył o swoje zdrowie i poprawienie swoich szans na przeżycie.
-Po niecałych trzech latach podjęte zostały próby pozbawienia mnie renty i skierowania do pracy –mówi Z. Sawaryn. Dostawałem skierowania do sanatoriów, oczywiście na koszt państwa, abym tam podreperował swoje zdrowie. Sprawność mojego chorego serca ocenił specjalny zespół medyczny, który orzekł, że moja renta zostanie przedłużona o kolejne sześć miesięcy. Potem znalazłem się w sytuacji, w której żaden lekarz nie miał na tyle odwagi, aby napisać, że nadaję się do pracy, ale mnie odebrano rentę.
Zbigniew Sawaryn przyjął to wszystko z godnością, bo nie wolno mu było się denerwować. Przecież dopiero co udało mu się wygrzebać z zaświatów. Początkowo rokowania były kiepskie. Mówiono, że jak przeżyje noc po tym zawale, a potem tydzień i miesiąc, to może coś z tego będzie. Bogu dzięki, że czas upływał, a on nadal przebywał wśród żywych.
Drugie życie
To jego drugie życie trwa już ponad 26 lat.
-Nie od razu zostałem wziętym malarzem –mówi Zbigniew Sawaryn. Owszem, to była moja pasja i zamiłowanie, ale nic samo nie przychodzi. Nie było kolejki chętnych, którzy by chcieli kupować moje dzieła – obrazy, grafiki. Musiałem więc szukać środków do życia, bo na emeryturę nie miałem żadnych szans.
Pomógł jak zwykle przypadek. Kolega uruchamiał nową branżę, w której trzeba było mieć pojęcie o komputerach, a Zbigniew Sawaryn je miał. Nie miał większych problemów z zorganizowaniem firmy, a nawet z zastępowaniem kolegi, który był szefem. Było to możliwe dzięki przyjaźni i zaufaniu, jakie ich łączyły.
-Po dwóch latach pracy w firmie kolegi los zesłał mi wcześniejszą emeryturę –mówi Z. Sawaryn. Nie tylko odetchnąłem z ulgą, ale też już na poważnie zająłem się moim malarstwem. Nie patrzyłem na to, czy mam talent i czy wszyscy zaraz uznają mnie za wielkiego artystę malarza. Po prostu, ciągnęło mnie do tego od dziecka. Mój ojciec miał pewne predyspozycje do malarstwa i metaloplastyki. Uważam, że robił rzeczy przecudne. Malował pastelami. Nie miał osobnej pracowni artysty malarza, ale dla rodziny nie było to czymś uciążliwym.
Zbigniew Sawaryn słynął z tego, że rysował w czasie lekcji. Nauczycielom to się nie podobało, potrafił oberwać za to po łbie. Malowanie było z nim także podczas pracy w hutniczych inwestycjach. W czasie tzw. operatywek słuchał i rysował różne rzeczy. Czasem były to karykatury, czasem surrealistyczne obrazy. Nigdy ich nie gromadził i nie kolekcjonował. Sądził, że nie ma po nich śladu. Jakże miłym zaskoczeniem był telefon od znajomej, która powiedziała mu, że nie posłuchała go i nie spaliła tych jego rysunków. Nieśmiało zapytała, czy może je wystawić w Domu Technika? On się zgodził.
-Po latach ten czas, w którym byłem czynny zawodowo, a który ja nazywam wyścigiem szczurów, oceniam pozytywnie tylko dlatego, że odbyłem w tym okresie rozszerzone studia malarskie i graficzne -mówi. Otóż przez cały ten czas eksperymentowałem z różnymi technikami, podglądałem pracę mistrzów i sam się uczyłem. Jestem – nie wstydzę się tego – totalnym samoukiem w zakresie malarstwa i grafiki.
Jeśli chodzi o grafikę, to wciągnęła go monotypia. Jak mówi, to fascynująca technika artystyczna, która łączy w sobie elementy malarstwa i grafiki, pozwalając na tworzenie unikatowych odbitek. Jest to metoda, która mimo swojej pozornej prostoty, oferuje niezwykłe możliwości ekspresji artystycznej i stanowi wyjątkowe narzędzie w rękach twórców.
-Cały czas żyję moim malarstwem –mówi. Nie tylko maluję, ale też często wystawiam swoje prace. Ostatnia wystawa moich obrazów i grafik miała miejsce jesienią ubiegłego roku w Biurze Wystaw Artystycznych w Ostrowcu Świętokrzyskim. Moja wystawa odbyła się równolegle z wystawą prac malarki młodego pokolenia, Kingi Burek. Ja miałem salę na dole, a ona na górze.
Zbigniew Sawaryn swoje dzieła wystawiał zarówno w Polsce (indywidualne), jak i za granicą (zbiorowe). W sumie uczestniczył w kilku plenerach malarskich za granicą. W Polsce wystaw indywidualnych miał około dwudziestu. Uczestniczył w wielu konkursach malarskich, w tym w Salonie Jesiennym. Jako artysta dał się poznać szerokiemu gronu koneserów sztuki. Do dzisiaj utrzymuje kontakt z artystami Grupy Rezonans, stworzonej przez francuską malarkę polskiego pochodzenia, Aleksandrę Praier. Miał okazję być u niej na jedynym z plenerów malarskich. Jest członkiem tejże grupy.
Zbigniew Sawaryn ma problem, gdy pada pytanie, do jakiego nurtu współczesnej sztuki malarskiej można zaliczyć jego twórczość? Nie bardzo wie, co powiedzieć.
-Zmierzam usilnie do ideału, do którego nie ma szans dojść -mówi. Chcę, aby moje malarstwo przemawiało do odbiorcy nie poprzez skojarzenie, odczytanie znaków realnych, ale poprzez emocje. To tak jak słucha się muzyki – człowiek nie analizuje, czy autor miał na myśli krople padającego deszczu, czy też burzę na oceanie. Twórczość odbiera się sobą, emocjami. Albo dostaję gęsiej skórki słuchając czegoś, albo nie robi to mnie większego wrażenia. To tylko podobieństwo, bo dźwięk nie jest zaburzony postrzeganiem wzrokowym, lecz bardziej bezpośrednio wchodzi w człowieka, w emocje. Malarstwo, nawet gdy jest to abstrakcja, to niewykształcone oko zaraz będzie dostrzegało jakiegoś kwiatka lub jakiegoś pieska obok. Dlatego ja ostatnio trochę eksperymentuję, aby to zaburzyć. Moja ostatnia wystawa to były tzw. multiplany, czyli wielopowierzchniowe obrazy, które w dodatku wieszam, aby zaburzony był punkt odniesienia, horyzont. One wiszą w pozycjach denerwujących odbiorców. Jak sądzę, zamierzony efekt udało mi się osiągnąć, bo wszyscy byli lekko wkurzeni.
To, co zrobił, na tyle zaburzyło postrzeganie, że mało kto dostrzegał to, co sam chciał zobaczyć, lub co artysta przez przypadek stworzył, lecz wszyscy skupili się na swoich uczuciach. I o to chodziło w tym przypadku twórcy.
Zbigniew Sawaryn nie ma wstrętu do malarstwa realistycznego Wykonuje portrety zarówno na zlecenie, jak i dlatego, że coś dostrzel w czyjejś twarzy. Dysponuje ogromnym archiwum po swoich licznych podróżach po Europie i nie tylko. Zdarzało mu się robić zdjęcia ludzkich twarzy z ukrycia. Od czasu do czasu wraca do tych zdjęć - odtwarza je, przetwarza po swojemu.
Stara łódź żaglowa
Oprócz malarstwa i grafiki kolejną jego pasją okazało się żeglarstwo.
-Po raz pierwszy byłem na Mazurach, mając 12 lat –mówi. Był wtedy rok 1960. Ten pobyt dokładnie sobie zapamiętałem. Chociaż kolejne moje pobyty na Mazurach nie były cykliczne, to jednak zawsze mnie tam ciągnęło i ciągle z wodniactwem miałem kontakt. Studia na Politechnice Warszawskiej, a potem małżeństwo, nie sprzyjały rozwojowi tej mojej pasji. Bałem się zabierać ze sobą dziecko przed ukończeniem przez nie pięciu lat. Sprzęt pływacki pozostawiał wiele do życzenia, a ryzyko nie wchodziło tu w grę. Kiedy pierwsze dziecko ukończyło pięć lat, wybieraliśmy się z całą rodziną na Mazury. Moje szczęście nie trwało zbyt długo, bo wkrótce urodziło nam się drugie dziecko. I tak oto z pięciu szybko zrobiło się dziesięć lat rozłąki z moim ukochanym żeglarstwem.
W tym czasie rozkręcił się Jacht Klub Huty Ostrowiec, przemianowany z czasem na Jach Klub Ostrowiec. Wtedy jeszcze pracował w inwestycjach na hucie, mógł więc pomóc kolegom rozkręcić ostrowieckie żeglarstwo. Nawet nie zauważył jak go to wszystko wciągnęło, a nawet pochłonęło. Dzięki wspólnej pracy i wsparciu ówczesnych władz huty ostrowiecki Jacht Klub stał się największym Jacht Klubem na Kielecczyźnie.
Zbigniew Sawaryn przez półtorej kadencji był komandorem tego Jacht Klubu. W jego szeregach było sporo pasjonatów żeglarstwa. Odbywały się szkolenia młodych adeptów, remontowano wodne jednostki. Zaszczytem i obowiązkiem wszystkich członków była praca na rzecz klubu. Została ustalona ilość godzin, które trzeba było poświęcić na tego rodzaju pracę. Nie było tak, że członkowie klubu korzystali z fachowców, którzy im naprawiali jachty, a oni tylko zdobywali stopnie żeglarskie i pływali. Używali nie tylko swoich głów, ale i rąk, aby sprzęt był w dobrym stanie.
Zbigniew Sawaryn dorobił się własnego jachtu. Chociaż gdy pada słowo jacht, to zaraz się zastrzega, że nie nazywa tego, co ma jachtem, lecz starą łodzią żaglową z kabiną typu Sasanka. Sasanka 660 to jacht powszechnie znany i lubiany, mający bardzo dobrą opinię wśród żeglarzy Jest dość szybki, zwrotny, a zarazem bardzo wygodny i bezpieczny, stabilny, wiele wybaczający nawet mniej sprawnym sternikom, przyjemny w prowadzeniu. Jacht ten od wielu lat cieszy się wielkim uznaniem i popularnością wśród czarterujących go klientów.
-Moja Sasanka została zrobiona przez jednego z członków Jacht Klubu –mówi. Cztery dorosłe osoby mają gdzie spać, da się też upchnąć dziecko. Na swojej lodzi nie pijam szampana i nie mam służby, która by serwowała wykwintne dania. Zamiast filmowych luksusów mam w czasie żeglowania ciężką pracę, która pozwala mi dbać o sprawność ciała i relaks.
W tym roku Zbigniew Sawaryn pływał swą łodzią (jachtem) przez miesiąc (dwa tygodnie wraz z żoną, tydzień z kolegą i tydzień samotnie). Jak mówi pozwoliło mu to schudnąć cztery kilogramy, nabrać kondycji i odprężyć się.
Duch niespokojny
Zbigniew Sawaryn uczestniczył w manifestacjach w obronie sądów pod szyldem KOD-u. Rodzi się pytanie, czy jest duchem zadziornym, czy tylko udaje kogoś, kto jest zaangażowany w bieżącą politykę?
-Generalnie ja nie dążę do jakichś konfliktów, ale mam świetne dzieci i cudowne wnuki, i jak sobie pomyślę, że nacjonaliści lub skrajna prawica mogą przejąć Polskę we władanie, to wtedy staję się niespokojny –mówi. To, co do mnie należało, już wykonałem, rzeczy nadal się dzieją i wymagają naszej reakcji. Zważywszy na swoje lata czekam na to, co młodzi pokażą. Jestem przekonany, że powinni się obudzić, bo sytuacja jest poważna. Jestem ciągle aktywny w mediach społecznościowych, w których opublikowałem ponad tysiąc swoich rysunków satyrycznych. Z tego nie zrezygnuję, bo mi nie wolno przestać chociażby dla dobra moich potomków. Muszę do końca spełnić swój obywatelski obowiązek – działać w obronie demokracji i wolności słowa.
Bartek, syn Zbigniewa, zasłynął z cyklu programów pt. Ratujemy klasyki. Wielu z nas mogło je obejrzeć na antenie TVN Turbo. Bartek ma własną firmę producencką i nadal realizuje kolejne audycje.
-Ja miałem lekkie zboczenie na punkcie motoryzacji i to już od dziecka –mówi Zbigniew Sawaryn. Na moim podwórku w Radomiu Klub Motorowy Broni Radom miał swoje garaże. Byłem świadkiem, jak przerabiali pojazdy pozostałe po Wermachcie marki BMW i DKW. Wszystkie te motocykle brały potem udział w wyścigach ulicznych. Żużel w Radomiu, krótko, ale był. Prawdziwe szczęście przezywałem w chwili, gdy któryś z panów pozwolił mnie, dzieciakowi, utarzać ręce i nos w smarach motocyklowych.
Zbigniew Sawaryn miał szczęście jechać starą Dekawką 100 km/h, bez kasku oczywiście, uczepiony rękoma kierowcy. Takich wrażeń nie sposób zapomnieć nawet po upływie kilkudziesięciu lat zwłaszcza, że kumple pękali z zazdrości.
-Żona opowiadała mi, że Bartek w równie młodym wieku, mając 13 lub 14 lat, połknął bakcyla motoryzacji -mówi. Wydawało mi się – powiedziała kiedyś do mnie – że widziałam naszą skodę na ulicy, a przecież ty tyłeś w delegacji? Bartek w końcu musiał się przyznać: tata, ja tylko kawałeczek.
Bartek ukończył łódzką filmówkę specjalność montaż telewizyjny i filmowy. Ukończył również warszawską szkołę reżyserii filmowo –telewizyjnej. Jego praca dyplomowa była poświęcona Winiarskiemu, jednej z ikon nowoczesnego malarstwa. Bartek miał to szczęście, że mógł nakręcić z nim kilka wywiadów. Bartek asystował również wielu reżyserom, m.in. podczas kręcenia filmu o Stefanie Wiecheckim Wiechu, w którym występował Zbigniew Zamachowski. Aktor wykonywał zamach, co Bartek skwitował słowami: ten zamach był do d… Bartek nie wiedział, że Zamach to była ksywa aktora. Na szczęście aktor uśmiechnął się i wszystko dobrze się skończyło.
Bartek pracował na etacie w TVN-ie, ale robił też Big Brothera. Wykorzystał tu – razem z kolegą – nowoczesny program montażowy. Potem założył firmę producencką i pracował na swoim.
Zbigniew Sawaryn wziął udział w jednym z programów. Kupił wówczas używane Porsche. Jeszcze po dwóch latach od emisji tego programu znajomi pytali go, dlaczego nie jeździ tym autem? Tymczasem on tylko zastępował osobę, która faktycznie kupiła to auto. Właściciel nie zdecydował się na osobisty udział w programie – on więc był w tym programie tylko aktorem.
(w)
Turystyka wspólną inwestycją w przyszłość
Możecie sobie pogadać, to Was nic nie kosztuje. Najpierw jako pierwsze pytanie powinniście sobie zadać: Czy w państwie tuskowym co kolwiek może się rozwijać? Zacznijcie od klubów swingersów, jachtów, ekspresòw do kawy, solariów w pizzeriach, czy wspierania bardziej natchnionych treści np śpieawnia z balkonów. Potem zatrudnijcie lewackich artystów, najlepiej takich którzy czują sie jakby ktoś na nich *%#)!& Bo podobno taka moda zapanowała wśród artystek wyjeżdzajacych na saksy do Dubaju. Po co nasze gwiazdy estrady mają płacić za wyjazd i tułać się po świecie gdzie nikt ich nie zna i znać nie chce, karpetrajdery mogą przyjeżdzać tutaj, zwalić nawóz na natchnione dusze lewackich artystek i przy okazji zostawić troche grosza w hotelach. A artystki po sesji zarobkowej, tym razem w zgodzie z powołaniem, będą ich zabawiać programem artystycznym do kotleta z kozy. Dla tego słusznie uważacie, że infrastruktura hotelowa jest niezbędna do tego aby ktoś tutaj w ogóle przyjechał. Jednak krajobrazy, ... to troche słaby argument bez żadnej infrasruktury trzymającej poziom zachęcajacy, nie mówiąc o wielogwiazdkowym. Jakieś krajobrazy są wszędzie. Dopiro ich wykorzystanie i podanie jak danie w drogiej restauracji może odnieść sukces Każdy chce być fajny i spostrzegawczy, przeto ktoś przecież przy kotlecie musi o czymś gadać, to krajobrazy wtedy mogą być zauważone, a może nawet docenione. Dla tego życze owocnej dyskusji, bo pogadać sobie to zawsze jakaś ulga.
Pogadaszka...
08:54, 2025-10-31
Turystyka wspólną inwestycją w przyszłość
Turystyka, czyli jak sprawnie wyjechać z tego miasteczka...
turysta
20:25, 2025-10-30
Króluj, nam Chryste!
Nam strzelać nie kazano. - Wstąpiłem na działo I spójrzałem na pole; dwieście armat grzmiało. Artyleryi ruskiej ciągną się szeregi, Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi; I widziałem ich wodza: przybiegł, mieczem skinął I jak ptak jedno skrzydło wojska swego zwinął; Wylewa się spod skrzydła ściśniona piechota Długą czarną kolumną, jako lawa błota, Nasypana iskrami bagnetów. Jak sępy Czarne chorągwie na śmierć prowadzą zastępy. Przeciw nim sterczy biała, wąska, zaostrzona, Jak głaz bodzący morze, reduta Ordona. Sześć tylko miała armat; wciąż dymią i świecą; I nie tyle prędkich słów gniewne usta miecą, Nie tyle przejdzie uczuć przez duszę w rozpaczy, Ile z tych dział leciało bomb, kul i kartaczy. Patrz, tam granat w sam środek kolumny się nurza, Jak w fale bryła lawy, pułk dymem zachmurza; Pęka śród dymu granat, szyk pod niebo leci I ogromna łysina śród kolumny świeci. Tam kula, lecąc, z dala grozi, szumi, wyje. Ryczy jak byk przed bitwą, miota się, grunt ryje; - Już dopadła; jak boa śród kolumn się zwija, Pali piersią, rwie zębem, oddechem zabija. Najstraszniejszej nie widać, lecz słychać po dźwięku, Po waleniu się trupów, po ranionych jęku: Gdy kolumnę od końca do końca przewierci, Jak gdyby środkiem wojska przeszedł anioł śmierci. Gdzież jest król, co na rzezie tłumy te wyprawia? Czy dzieli ich odwagę, czy pierś sam nadstawia? Nie, on siedzi o pięćset mil na swej stolicy, Król wielki, samowładnik świata połowicy; Zmarszczył brwi, - i tysiące kibitek wnet leci; Podpisał, - tysiąc matek opłakuje dzieci; Skinął, - padają knuty od Niemna do Chiwy. Mocarzu, jak Bóg silny, jak szatan złośliwy, Gdy Turków za Bałkanem twoje straszą spiże, Gdy poselstwo paryskie twoje stopy liże, - Warszawa jedna twojej mocy się urąga, Podnosi na cię rękę i koronę ściąga, Koronę Kazimierzów, Chrobrych z twojej głowy, Boś ją ukradł i skrwawił, synu Wasilowy! Car dziwi się - ze strachu. drzą Petersburczany, Car gniewa się - ze strachu mrą jego dworzany; Ale sypią się wojska, których Bóg i wiara Jest Car. - Car gniewny: umrzem, rozweselim Cara. Posłany wódz kaukaski z siłami pół-świata, Wierny, czynny i sprawny - jak knut w ręku kata. Ura! ura! Patrz, blisko reduty, już w rowy Walą się, na faszynę kładąc swe tułowy; Już czernią się na białych palisadach wałów. Jeszcze reduta w środku, jasna od wystrzałów, Czerwieni się nad czernią: jak w środek mrowiaka Wrzucony motyl błyska, - mrowie go naciska, - Zgasł - tak zgasła reduta. Czyż ostatnie działo Strącone z łoża w piasku paszczę zagrzebało? Czy zapał krwią ostatni bombardyjer zalał? Zgasnął ogień. - Już Moskal rogatki wywalał. Gdzież ręczna broń? - Ach, dzisiaj pracowała więcej Niż na wszystkich przeglądach za władzy książęcej; Zgadłem, dlaczego milczy, - bo nieraz widziałem Garstkę naszych walczącą z Moskali nawałem. Gdy godzinę wołano dwa słowa: pal, nabij; Gdy oddechy dym tłumi, trud ramiona słabi; A wciąż grzmi rozkaz wodzów, wre żołnierza czynność; Na koniec bez rozkazu pełnią swą powinność, Na koniec bez rozwagi, bez czucia, pamięci, Żołnierz jako młyn palny nabija - grzmi - kręci Broń od oka do nogi, od nogi na oko: Aż ręka w ładownicy długo i głęboko Szukała, nie znalazła - i żołnierz pobladnął, Nie znalazłszy ładunku, już bronią nie władnął; I uczuł, że go pali strzelba rozogniona; Upuścił ją i upadł; - nim dobiją, skona. Takem myślił, - a w szaniec nieprzyjaciół kupa Już łazła, jak robactwo na świeżego trupa. Pociemniało mi w oczach - a gdym łzy ocierał, Słyszałem, że coś do mnie mówił mój Jenerał. On przez lunetę wspartą na moim ramieniu Długo na szturm i szaniec poglądał w milczeniu. Na koniec rzekł; "Stracona". - Spod lunety jego Wymknęło się łez kilka, - rzekł do mnie: "Kolego, Wzrok młody od szkieł lepszy; patrzaj, tam na wale, Znasz Ordona, czy widzisz, gdzie jest?" - "Jenerale, Czy go znam? - Tam stał zawsze, to działo kierował. Nie widzę - znajdę - dojrzę! - śród dymu się schował: Lecz śród najgęstszych kłębów dymu ileż razy Widziałem rękę jego, dającą rozkazy. - Widzę go znowu, - widzę rękę - błyskawicę, Wywija, grozi wrogom, trzyma palną świécę, Biorą go - zginął - o nie, - skoczył w dół, - do lochów"! "Dobrze - rzecze Jenerał - nie odda im prochów". Tu blask - dym - chwila cicho - i huk jak stu gromów. Zaćmiło się powietrze od ziemi wylomów, Harmaty podskoczyły i jak wystrzelone Toczyły się na kołach - lonty zapalone Nie trafiły do swoich panew. I dym wionął Prosto ku nam; i w gęstej chmurze nas ochłonął. I nie było nic widać prócz granatów blasku, I powoli dym rzedniał, opadał deszcz piasku. Spojrzałem na redutę; - wały, palisady, Działa i naszych garstka, i wrogów gromady; Wszystko jako sen znikło. - Tylko czarna bryła Ziemi niekształtnej leży - rozjemcza mogiła. Tam i ci, co bronili, -i ci, co się wdarli, Pierwszy raz pokój szczery i wieczny zawarli. Choćby cesarz Moskalom kazał wstać, już dusza Moskiewska. tam raz pierwszy, cesarza nie słusza. Tam zagrzebane tylu set ciała, imiona: Dusze gdzie? nie wiem; lecz wiem, gdzie dusza Ordona. On będzie Patron szańców! - Bo dzieło zniszczenia W dobrej sprawie jest święte, Jak dzieło tworzenia; Bóg wyrzekł słowo stań się, Bóg i zgiń wyrzecze. Kiedy od ludzi wiara i wolność uciecze, Kiedy ziemię despotyzm i duma szalona Obleją, jak Moskale redutę Ordona - Karząc plemię zwyciężców zbrodniami zatrute, Bóg wysadzi tę ziemię, jak on swą redutę.
7
08:35, 2025-10-29
Króluj, nam Chryste!
Nam strzelać nie kazano. - Wstąpiłem na działo I spójrzałem na pole; dwieście armat grzmiało. Artyleryi ruskiej ciągną się szeregi, Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi; I widziałem ich wodza: przybiegł, mieczem skinął I jak ptak jedno skrzydło wojska swego zwinął; Wylewa się spod skrzydła ściśniona piechota Długą czarną kolumną, jako lawa błota, Nasypana iskrami bagnetów. Jak sępy Czarne chorągwie na śmierć prowadzą zastępy. Przeciw nim sterczy biała, wąska, zaostrzona, Jak głaz bodzący morze, reduta Ordona. Sześć tylko miała armat; wciąż dymią i świecą; I nie tyle prędkich słów gniewne usta miecą, Nie tyle przejdzie uczuć przez duszę w rozpaczy, Ile z tych dział leciało bomb, kul i kartaczy. Patrz, tam granat w sam środek kolumny się nurza, Jak w fale bryła lawy, pułk dymem zachmurza; Pęka śród dymu granat, szyk pod niebo leci I ogromna łysina śród kolumny świeci. Tam kula, lecąc, z dala grozi, szumi, wyje. Ryczy jak byk przed bitwą, miota się, grunt ryje; - Już dopadła; jak boa śród kolumn się zwija, Pali piersią, rwie zębem,
Wiertarko-wkrętarka
08:35, 2025-10-29
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz