-Nie przepowiadam wojen ani kataklizmów, ale namawiam, w ślad za RCB każdego rodaka, aby miał w swoim domu własny plecak ewakuacyjny. Taki plecak przydaje się na wypadek powodzi, awarii, pożarów, czy konieczności nagłego udania się do szpitala na leczenie, nagłego niespodziewanego wyjazdu. Doświadczyłem pożytku z jego posiadania. Powinna w nim znaleźć się odzie¿, podstawowe środki higieny i kosmetyki, trochę gotówki, dokumenty i leki –mówi Piotr Deroń.
Urodził się w 1967 roku w Ostrowcu Świętokrzyskim. Po ukończeniu Szkoły Podstawowej Nr 8 w Częstocicach, uczył się w Techniku Hutniczo –Mechanicznym w Ostrowcu Świętokrzyskim.
-Wybór był dla mnie oczywisty, gdyż w tamtym czasie Huta Ostrowiec - wtedy im. Marcelego Nowotki była największym i najbardziej liczącym się zakładem pracy –mówi. Chciałem zdobyć dobry zawód, aby nie mieć problemów ze znalezieniem pracy, oraz mieć maturę, przepustkę na studia.
Wybrał specjalizację maszyny i urządzenia hutnicze. O dziwo, w technikum najbardziej zapamiętał swoją polonistkę, Henrykę Trojanowską, od której nauczył się dobrze wysławiać i pisać po polsku. Pani Henryka przez 5 lat była jednocześnie wychowawczynią w jego klasie, nauczycielką wymagającą, a zarazem skuteczną w wyegzekwowaniu od ucznia przekazanej wiedzy.
-Po ukończeniu technikum, po stosownym egzaminie wstępnym wylądowałem w Wyższej Oficerskiej Szkole Samochodowej w Pile - opowiada. Poszedłem tam na ochotnika, nikt mnie nie zmuszał. Pociąg do munduru miałem od dziecka, jak wielu chłopaków. Gdybym ją ukończył, to bym został inżynierem pola walki służby samochodowo -czołgowej. Jednak będąc na drugim roku podjąłem decyzję o rezygnacji z kariery wojskowej.
Na jedno nie mógł narzekać. W tej wojskowej szkole nie nauka, a sport był na bardzo wysokim poziomie. Wszyscy bez wyjątku byli wysportowani. Zajęcia z wychowania fizycznego były prowadzone na wysokim poziomie. Mieli bieganie, tor przeszkód, elementy samoobrony, a na koniec zajęcia na basenie. Zostało mu to na całe życie. Po części szalę decyzji na „nie” przechyliła pewna rozmowa z oficerem politycznym, który pytał go o siostrę, która była zakonnicą.
-Obywatelu podchorąży – usłyszał – my do was nic nie mamy, ale uważamy, iż zadaniem kobiety -Polki jest rodzenie i wychowywanie dzieci, a nie służba zakonna. To prawda – odpowiedziałem - moja siostra nie urodziła dzieci, ale zajmowała się wychowaniem tych, którymi inne matki -Polki nie mogły lub nie chciały się zajmować. Ta moja odpowiedź zdenerwowała oficera politycznego, ale szykan z tego powodu nie miałem.
Po wyjściu do cywila, trafił do Policji. Zaczynał od stopnia kaprala, którego dosłużył się jako podchorąży w wojsku. Miejscem jego służby była Komenda Rejonowa Policji w Ostrowcu Świętokrzyskim.
-Był rok 1990 i obowiązywała już nowa, współczesna ustawa o Policji –mówi. W komendzie zachodziły ogromne zmiany. Wielu funkcjonariuszy, czyli milicjantów, odchodziło ze służby, a nowi policjanci, musieli wszystkiego uczyć się praktycznie od podstaw. Szkolono nas w jednostce, a przestępcy nie dawali im wytchnienia, przestępczość była bardzo wysoka.
Po odbyciu „kwarantanny na ulicy” jako policjant patrolowy, przeszedł do Zespołu Dochodzeniowo –Śledczego, a mówiąc bardziej precyzyjnie do Sekcji Przestępstw Przeciwko Życiu i Zdrowiu, gdzie pracował do 2004 roku.
-Bardzo dużo zawdzięczam panu Januszowi Karbowniczkowi, który skutecznie kierował sekcją przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu, później był zastępcą naczelnika. Był to wysokiej klasy specjalista, a zaczerpnięte od niego wzorce owocowały potem przez lata w mojej karierze policjanta. Spod jego skrzydeł, a z naszego zespołu kolegów, niedużej w sumie sekcji, wyszło pięciu późniejszych komendantów powiatowych czy ich zastępców. Wynik nieosiągalny dla innego kierownika czy naczelnika w Komendzie.
Służba w Policji ma swoje plusy i minusy. Owszem, bywało niedogodnie, a nawet niebezpiecznie, ale za to nie było nudy. Każdy kolejny dzień pracy był niepodobny do poprzedniego. Rzadko kiedy szedłem do pracy na osiem godzin. Zdarzały się służby po kilkanaście godzin i takie trwające dobę również. Lata 90. XX wieku obfitowały w zabójstwa, rozboje, pobicia, zgwałcenia, włamania i kradzieże.
Po odbyciu „kwarantanny na ulicy” jako policjant patrolowy, przeszedł do Zespołu Dochodzeniowo –Śledczego, a mówiąc bardziej precyzyjnie do Sekcji Przestępstw Przeciwko Życiu i Zdrowiu, gdzie pracował do 2004 roku.
-Do 1999 roku obsługiwaliśmy rejon, a nie powiat, jak to jest obecnie –mówi. W naszej gestii poza Ostrowcem, Bodzechowem, Bałtowem, Kunowem i Waśniowem była także Nowa Słupia i Łagów. Nie było w naszym rejonie Ćmielowa, który należał do Rejonowej Komendy Policji w Opatowie. Pamiętam, że notowaliśmy nie jedno czy dwa, ale kilkanaście zabójstw w ciągu roku. Co ciekawe, nie były to zabójstwa na tle rabunkowym, lecz najczęściej na tle konfliktów rodzinnych, do których dochodziło podczas zakrapianych alkoholem imprez.
Wbrew pozorom zabójstwa były stosunkowo łatwe do wykrycia. Dużo łatwiej bowiem ustalić sprawcę morderstwa niż włamywacza, który dokonał przestępstwa na wsi, gdzie nie było świadków. Po prostu taka jest specyfika, a wtedy monitoring był jeszcze szerzej nieznany.
-Nie mogę tu nie wspomnieć o tym, że w tamtym czasie notowaliśmy bardzo dużo czynów samobójczych –mówi Piotr Deroń. Przeważały samobójstwa mężczyzn, których notowaliśmy rocznie dziesiątki, przez lata były to setki przypadków, ale największe wrażenie robiły na mnie nieliczne samobójstwa kobiet. Mężczyźni są silniejsi fizycznie, ale psychicznie znacznie słabsi od kobiet.
W pierwszym roku służby w Policji ukończył szkołę podoficerską, potem szkołę aspirantów i zaocznie studia prawnicze na Uniwersytecie Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie. Nie był to dla niego łatwy czas, bo jednocześnie prowadził dochodzenia i śledztwa.
W 2000 roku był już absolwentem prawa. Tytuł jego pracy magisterskiej brzmiał: „Zabójstwo pod wpływem silnego wzburzenia usprawiedliwione okolicznościami”. Inaczej mówiąc zabójstwo w afekcie. Po nich podjął stacjonarne, przyspieszone studia podyplomowe, bo na specjalnym kursie dla absolwentów wydziału prawa w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie. I został oficerem Policji.
W 2004 roku Komendant Powiatowy, Andrzej Broda, powierzył mu stanowisko komendanta Komisariatu Policji w Ćmielowie. Ćmielowski komisariat obejmował obszar gminy Ćmielów, Bodzechów i Bałtów.
-Praca na stanowisku kierowniczym oznaczała dla mnie podwojenie odpowiedzialności –mówi Piotr Deroń. Nie tylko zastosowanie się do poleceń przełożonych, ale również załatwianie na bieżąco spraw podwładnych, rozdzielanie zadań, egzekwowanie wydanych poleceń i rozkazów. Na stanowisku komendanta dyspozycyjność jest dużo większa, niż szeregowego policjanta.
Komisariat to taka pomniejszona komenda powiatowa, w ramach którego funkcjonuje prewencja, dochodzeniówka i dzielnicowi. Nie ma jedynie „drogówki”. Pełniący tam służbę policjanci muszą być fachowcami w każdej dziedzinie, nie są przypisani do jakiejś kategorii przestępczości lub rodzaju służby. Struktura przestępczości nie odbiega w sposób zasadniczy od przestępczości w skali całego powiatu. Mimo to można tu mówić o pewnych specyficznych różnicach, zwłaszcza, kiedy mamy do czynienia z terenami leśnymi, rolniczymi czy przemysłowymi.
-Zdarzały się zabójstwa, rozboje i pobicia, były awantury rodzinne, włamania i kradzieże –mówi opowiada. Do najcięższych zbrodni dochodziło w gronie rodzinnym, np. w trakcie nieporozumień - nawet o kotleta. Mamusia zrobiła kotlety, a synowie nie potrafili się nimi podzielić. Starszy syn uznał, że brat nie jest godny, aby pożywić się tym kotletem i rzucił psu. Był to przepis na rodzinną tragedię, której skutków już nie dało się odwrócić. W ruch poszedł nóż i jeden z braci stracił życie. Kiedy pracowałem w wydziale kryminalnym w Ostrowcu Świętokrzyskim, do zabójstwa doszło z powodu nierówno nalanego kieliszka wódki.
O ile gmina Bałtów była pod względem struktury przestępczości spokojnym obszarem, o tyle gmina Bodzechów i Ćmielów już nie. Wiele kradzieży notowano na styku gminy Bodzechów i Ćmielów. Sprawcy szczególnie upodobali sobie przewody miedziane, a także złom dowożony pociągami do Nowego Zakładu. W okradaniu pociągów specjalizowały się gangi. Sprawcy wdrapywali się na wagony będące w ruchu i zrzucali z nich najcenniejszy złom. Inni ten złom zbierali. Byli też tacy, którzy stali na czartach i pilnowali, czy nie ma w pobliżu radiowozów policyjnych.
-Na szczęście również przestępcy popełniają błędy –mówi Piotr Deroń. Kiedy jeden z nich ukradł poświęconą przez papieża Benedykta XVI mosiężną tablicę ze ściany hospicjum przy ulicy Focha i potem pociętą zawiózł ją do punktu skupu złomu, wtedy został zatrzymany.
Zdarzały się sprawy o szerszym zasięgu. nawet ogólnopolskim. Wtedy ćmielowscy policjanci prowadzili je wspólnie z policjantami z Komendy Wojewódzkiej Policji. Były też realizowane czynności na zlecenie innych komend lub prokuratorów, np. czynności w słynnej sprawie polskiego przedsiębiorstwa finansowego w Gdańsku - Amber Gold czy też – na zlecenie IPN – czynności w sprawie mordu w Woli Grójeckiej.
-Praca w Komisariacie Policji jest dobrą szkołą policyjnego rzemiosła dla młodych policjantów z ambicjami, którzy chcą swój zawód wykonywać w sposób profesjonalny –zauważa Piotr Deroń. Stres jest obecny w pacy policjanta, ale ze stresem trzeba nauczyć się żyć. Stres łączy się przede wszystkim z dużym zakresem obowiązków, które ma do spełnienia dany funkcjonariusz. Myślę tu o odpowiedzialności za powierzonych mi podkomendnych i mienie jednostki. Pewien rodzaj stresu jest związany ze skargami, które od czasu do czasu wpływają do jednostki. To wszystko trzeba umieć pokonać, bo najważniejsza jest służba społeczeństwu i państwu, która musi być realizowana każdego dnia na najwyższym poziomie
W Sandomierzu
W 2012 roku Piotr Deroń przeszedł eliminacje i konkurs w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Kielcach na stanowisko Zastępcy Komendanta Powiatowego Policji w Sandomierzu. Nadzorował tam sprawy kryminalne, dochodzenia i śledztwa.
-Może mi ktoś nie uwierzy, ale była to praca o wiele bardziej spokojna niż w Komendzie Powiatowej Policji w Ostrowcu Świętokrzyskim –mówi. Widać było dużą dysproporcję w ilości i ciężarze gatunkowym notowanych przestępstw pomiędzy różnymi powiatami. Po latach ciężkiej służby, na różnych stanowiskach, w końcu pojąłem, czym jest i czym powinien być etos pracy policyjnej. Nie mieliśmy ani jednego zabójstwa, mniej było rozbojów oraz samobójstw. Miałem więc czas na spokojne zapoznanie się z materiałem dowodowym i podjęcie decyzji. Wcześniej nawet nie mogłem marzyć o takim komforcie pracy.
Na niwie społecznej
Dwie dekady temu Piotr Deroń sprawował funkcję radnego gminy Bodzechów. Pracował wówczas w Komendzie Powiatowej Policji w Ostrowcu Świętokrzyskim i Komisariacie Policji w Ćmielowie, a mieszkał na terenie gminy Bodzechów. Zastrzega się, że nie była to pełna kadencja, gdyż na funkcji radnego zastąpił wówczas Jarosława Wilczyńskiego. Potem była długa przerwa.
Nie starałem się o „reelekcję”, gdyż całkowicie pochłaniała mnie praca w wydziale dochodzeniowym, potem w Komisariacie Policji -mówi. Byłem do tego stopnia zapracowanym człowiekiem, że całkowicie oduczyłem się oglądania telewizji. Zostało mi to do dzisiaj.
Sytuacja uległa zmianie, gdy przeszedł na emeryturę i współpracował bliżej z Grigorem Szaginianem, znanym mu od wielu lat lekarzem i radnym. Społecznie pomagał mu w wykonywaniu obowiązków radnego i prowadzeniu wydawanej gazetki.
-Lubię pomagać ludziom –mówi Piotr Deroń. Mam tu na myśli pisanie pism, odwołań od decyzji do różnych instytucji jak KRUS, ZUS, MOPS. GOPS, czy szpital. Ludzie mnie polubili i sami zaproponowali, abym wystartował w wyborach na radnego gminy Bodzechów. Podjąłem rzuconą mi rękawicę i po wygranych wyborach od 2024 roku pracuję w Radzie Gminy Bodzechów. Zostałem radnym mimo, że nawet jednego plakatu nie powiesiłem na płocie czy tablicy. Nie miałem ani jednego baneru, nie rozdawałem też ulotek. Jestem przewodniczącym komisji bezpieczeństwa, ochrony przeciwpożarowej i środowiska. Wszystkie te tematy są bliskie mojemu sercu, dobrze się na nich znam.
Ostatnio Piotr Deroń sporo czasu poświęca sprawie, która jest ważna dla mieszkańców Goździelina. Dotyczy ona dokładnie pięćdziesięciu właścicieli - domówi i działek. Ciek wodny, który tam przepływa sprawia, że działki do niej przylegające nie mogą stanowić prawa do obrotu i zbycia. Prawa właścicielskie wielu osób są przez to mocno ograniczone. Radny zabiega o zawarcie umowy z Wodami Polskimi, aby sprawa została wreszcie załatwiona. Procedura, niestety, przeciąga się, ale umowy właścicielskie są w trakcie finalizacji..
-Są i sprawy przyziemne, bolesne i trudne, jak zorganizowanie pomocy dla trojki małych chłopców, których ojciec zmarł śmiercią tragiczną, a mama przebywa w odosobnieniu z małym dzieckiem -mówi. Rodzeństwem zajmuje się tymczasowo tylko babcia. Pomagają też sąsiedzi. Pochwalam ofiarność ludzi, mieszkańców naszej i pobliskich miejscowości. Ludzie niemal spontanicznie przekazywali pomoc finansową, pieniądze, niektórzy wręcz przynosili mi do domu, odpowiedzieli też obcy ludzie z kraju przekazując ubrania dla dzieci, odzież, zabawki, plecaki, pościel itp. Takie sytuacje budują przekonanie, że więzy społeczne i chęć niesienia pomocy drugiemu człowiekowi nie ginie w narodzie.
Turystyka wspólną inwestycją w przyszłość
Turystyka, czyli jak sprawnie wyjechać z tego miasteczka...
 
						turysta
20:25, 2025-10-30
Króluj, nam Chryste!
Nam strzelać nie kazano. - Wstąpiłem na działo I spójrzałem na pole; dwieście armat grzmiało. Artyleryi ruskiej ciągną się szeregi, Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi; I widziałem ich wodza: przybiegł, mieczem skinął I jak ptak jedno skrzydło wojska swego zwinął; Wylewa się spod skrzydła ściśniona piechota Długą czarną kolumną, jako lawa błota, Nasypana iskrami bagnetów. Jak sępy Czarne chorągwie na śmierć prowadzą zastępy. Przeciw nim sterczy biała, wąska, zaostrzona, Jak głaz bodzący morze, reduta Ordona. Sześć tylko miała armat; wciąż dymią i świecą; I nie tyle prędkich słów gniewne usta miecą, Nie tyle przejdzie uczuć przez duszę w rozpaczy, Ile z tych dział leciało bomb, kul i kartaczy. Patrz, tam granat w sam środek kolumny się nurza, Jak w fale bryła lawy, pułk dymem zachmurza; Pęka śród dymu granat, szyk pod niebo leci I ogromna łysina śród kolumny świeci. Tam kula, lecąc, z dala grozi, szumi, wyje. Ryczy jak byk przed bitwą, miota się, grunt ryje; - Już dopadła; jak boa śród kolumn się zwija, Pali piersią, rwie zębem, oddechem zabija. Najstraszniejszej nie widać, lecz słychać po dźwięku, Po waleniu się trupów, po ranionych jęku: Gdy kolumnę od końca do końca przewierci, Jak gdyby środkiem wojska przeszedł anioł śmierci. Gdzież jest król, co na rzezie tłumy te wyprawia? Czy dzieli ich odwagę, czy pierś sam nadstawia? Nie, on siedzi o pięćset mil na swej stolicy, Król wielki, samowładnik świata połowicy; Zmarszczył brwi, - i tysiące kibitek wnet leci; Podpisał, - tysiąc matek opłakuje dzieci; Skinął, - padają knuty od Niemna do Chiwy. Mocarzu, jak Bóg silny, jak szatan złośliwy, Gdy Turków za Bałkanem twoje straszą spiże, Gdy poselstwo paryskie twoje stopy liże, - Warszawa jedna twojej mocy się urąga, Podnosi na cię rękę i koronę ściąga, Koronę Kazimierzów, Chrobrych z twojej głowy, Boś ją ukradł i skrwawił, synu Wasilowy! Car dziwi się - ze strachu. drzą Petersburczany, Car gniewa się - ze strachu mrą jego dworzany; Ale sypią się wojska, których Bóg i wiara Jest Car. - Car gniewny: umrzem, rozweselim Cara. Posłany wódz kaukaski z siłami pół-świata, Wierny, czynny i sprawny - jak knut w ręku kata. Ura! ura! Patrz, blisko reduty, już w rowy Walą się, na faszynę kładąc swe tułowy; Już czernią się na białych palisadach wałów. Jeszcze reduta w środku, jasna od wystrzałów, Czerwieni się nad czernią: jak w środek mrowiaka Wrzucony motyl błyska, - mrowie go naciska, - Zgasł - tak zgasła reduta. Czyż ostatnie działo Strącone z łoża w piasku paszczę zagrzebało? Czy zapał krwią ostatni bombardyjer zalał? Zgasnął ogień. - Już Moskal rogatki wywalał. Gdzież ręczna broń? - Ach, dzisiaj pracowała więcej Niż na wszystkich przeglądach za władzy książęcej; Zgadłem, dlaczego milczy, - bo nieraz widziałem Garstkę naszych walczącą z Moskali nawałem. Gdy godzinę wołano dwa słowa: pal, nabij; Gdy oddechy dym tłumi, trud ramiona słabi; A wciąż grzmi rozkaz wodzów, wre żołnierza czynność; Na koniec bez rozkazu pełnią swą powinność, Na koniec bez rozwagi, bez czucia, pamięci, Żołnierz jako młyn palny nabija - grzmi - kręci Broń od oka do nogi, od nogi na oko: Aż ręka w ładownicy długo i głęboko Szukała, nie znalazła - i żołnierz pobladnął, Nie znalazłszy ładunku, już bronią nie władnął; I uczuł, że go pali strzelba rozogniona; Upuścił ją i upadł; - nim dobiją, skona. Takem myślił, - a w szaniec nieprzyjaciół kupa Już łazła, jak robactwo na świeżego trupa. Pociemniało mi w oczach - a gdym łzy ocierał, Słyszałem, że coś do mnie mówił mój Jenerał. On przez lunetę wspartą na moim ramieniu Długo na szturm i szaniec poglądał w milczeniu. Na koniec rzekł; "Stracona". - Spod lunety jego Wymknęło się łez kilka, - rzekł do mnie: "Kolego, Wzrok młody od szkieł lepszy; patrzaj, tam na wale, Znasz Ordona, czy widzisz, gdzie jest?" - "Jenerale, Czy go znam? - Tam stał zawsze, to działo kierował. Nie widzę - znajdę - dojrzę! - śród dymu się schował: Lecz śród najgęstszych kłębów dymu ileż razy Widziałem rękę jego, dającą rozkazy. - Widzę go znowu, - widzę rękę - błyskawicę, Wywija, grozi wrogom, trzyma palną świécę, Biorą go - zginął - o nie, - skoczył w dół, - do lochów"! "Dobrze - rzecze Jenerał - nie odda im prochów". Tu blask - dym - chwila cicho - i huk jak stu gromów. Zaćmiło się powietrze od ziemi wylomów, Harmaty podskoczyły i jak wystrzelone Toczyły się na kołach - lonty zapalone Nie trafiły do swoich panew. I dym wionął Prosto ku nam; i w gęstej chmurze nas ochłonął. I nie było nic widać prócz granatów blasku, I powoli dym rzedniał, opadał deszcz piasku. Spojrzałem na redutę; - wały, palisady, Działa i naszych garstka, i wrogów gromady; Wszystko jako sen znikło. - Tylko czarna bryła Ziemi niekształtnej leży - rozjemcza mogiła. Tam i ci, co bronili, -i ci, co się wdarli, Pierwszy raz pokój szczery i wieczny zawarli. Choćby cesarz Moskalom kazał wstać, już dusza Moskiewska. tam raz pierwszy, cesarza nie słusza. Tam zagrzebane tylu set ciała, imiona: Dusze gdzie? nie wiem; lecz wiem, gdzie dusza Ordona. On będzie Patron szańców! - Bo dzieło zniszczenia W dobrej sprawie jest święte, Jak dzieło tworzenia; Bóg wyrzekł słowo stań się, Bóg i zgiń wyrzecze. Kiedy od ludzi wiara i wolność uciecze, Kiedy ziemię despotyzm i duma szalona Obleją, jak Moskale redutę Ordona - Karząc plemię zwyciężców zbrodniami zatrute, Bóg wysadzi tę ziemię, jak on swą redutę.
 
						7
08:35, 2025-10-29
Króluj, nam Chryste!
Nam strzelać nie kazano. - Wstąpiłem na działo I spójrzałem na pole; dwieście armat grzmiało. Artyleryi ruskiej ciągną się szeregi, Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi; I widziałem ich wodza: przybiegł, mieczem skinął I jak ptak jedno skrzydło wojska swego zwinął; Wylewa się spod skrzydła ściśniona piechota Długą czarną kolumną, jako lawa błota, Nasypana iskrami bagnetów. Jak sępy Czarne chorągwie na śmierć prowadzą zastępy. Przeciw nim sterczy biała, wąska, zaostrzona, Jak głaz bodzący morze, reduta Ordona. Sześć tylko miała armat; wciąż dymią i świecą; I nie tyle prędkich słów gniewne usta miecą, Nie tyle przejdzie uczuć przez duszę w rozpaczy, Ile z tych dział leciało bomb, kul i kartaczy. Patrz, tam granat w sam środek kolumny się nurza, Jak w fale bryła lawy, pułk dymem zachmurza; Pęka śród dymu granat, szyk pod niebo leci I ogromna łysina śród kolumny świeci. Tam kula, lecąc, z dala grozi, szumi, wyje. Ryczy jak byk przed bitwą, miota się, grunt ryje; - Już dopadła; jak boa śród kolumn się zwija, Pali piersią, rwie zębem,
 
						Wiertarko-wkrętarka
08:35, 2025-10-29
Króluj, nam Chryste!
Sometimes I fantasize about Misato coming home drunk and beating me until I feel numb. She kicks me in the ribs until I can hardly breathe. Then she starts to cry and apologizes, begging me to forgive her. She holds me all night as I gently cry into her t-shirt. Please help is there any hope for me
 
						ⓘ 𝒅𝒖𝒃𝒃𝒍𝒆 𝒕𝒂𝒑 𝒕𝒐 𝒉𝒆𝒂
08:31, 2025-10-29
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz