Zamknij

Nie tylko pracą żyje człowiek

Wiesław RogalaWiesław Rogala 10:20, 02.07.2024 Aktualizacja: 10:20, 02.07.2024
Skomentuj

Mało kto, widząc sprzedawcę z sklepie, pomyśli, że ma do czynienia z człowiekiem o kilku obliczach. Wykonywany zawód to jedno, ale po pracy, dla absolwenta Politechniki Warszawskiej, zaczyna się czas, w którym może on rozwijać swoje hobby.

Marek Skrzypczak urodził się w Starachowicach w 1963 roku. Rodzice pochodzą z Glinian w gminie Ożarów. Tata był kolejarzem, a mama nauczycielką matematyki .

-Kiedy rodzice mieszkali w Starachowicach, ja przyszedłem na świat -mówi. W 1964 roku rodzice przeprowadzili się do Ostrowca Świętokrzyskiego. Od tego czasu mieszkam już stale w Ostrowcu Świętokrzyskim. Początkowo na ulicy Kolejowej razem z rodzicami, a po usamodzielnieniu wspólnie z żoną Alicją i trójką naszych pociech zamieszkaliśmy na ulicy Iłżeckiej.

Po ukończeniu Szkoły Podstawowej Nr 2 poszedł do III Liceum Ogólnokształcącego imienia Władysława Broniewskiego w Ostrowcu Świętokrzyskim. Studiował na Politechnice Warszawskiej w Warszawie. Z wykształcenia jest inżynierem sanitarnym.

Na własny rachunek

Nie pracował ani jednego dnia na placach budów. W 1989 roku założył własną działalność gospodarczą i zaczął handlować – początkowo butami, a potem częściami samochodowymi.

-Pierwszym naszym sklepem, bo miałem wspólnika - kolegę Witolda Pytlaka, był sklep obuwniczy przy ulicy Sienkiewicza –mówi Marek Skrzypczak. Był to czas, kiedy buty damskie i męskie szły jak woda. A poza tym moja teściowa działała w branży skórzanej.

Po dwóch latach przyszła pora na zmianę branży. Wspólnie z żoną Alicją postanowili wejść w branżę samochodową. Zajęli się sprzedażą części zamiennych do samochodów wszelkich marek.

-Pierwszy sklep mieścił się w pawilonie przy ulicy Targowej w Ostrowcu Świętokrzyskim –mówi. Ściągaliśmy do sklepu praktycznie wszystko, co tylko udało się kupić. Jak ja jeździłem po towar w nocy nawet pod Gdańsk, gdzie mieściła sie pierwsza duża hurtownia, wtedy żona zasiadała w sklepie i zbierała kolejne zamówienia. Obok tuzów rynkowych, jak Holbex, Inter Cars, Fota, Confex, Moto Profil, Tradimex, Dakol, na rynku działali też drobni sprzedawcy. My byliśmy jedynie sklepem z częściami motoryzacyjnymi.

Sprzedawać części samochodowe zaczęli w 1991 roku. Prosty rachunek pokazuje więc, że istnieją na rynku 32 lata. Najpierw wspólnie z żoną Alicją a po roku z kolegą z „Bronka", aby po kolejnym roku stworzyć firmę z czterema właścicielami. Łączyło ich jedno - wszyscy byli absolwentami tej samej uczelni, czyli Politechniki Warszawskiej. Trzech panów z jednej klasy (Marek, Andrzej, Witek) i jedna pani, małżonka Marka - Alicja!

- Firma musi się rozwijać, stąd też gdy tylko sklep przy ulicy Targowej okazał się zbyt mały, przenieśliśmy się na ulicę Radwana (os. Słoneczne) -mówi. Zmieniał się park maszynowy, a równolegle do niego sprzedawany przez nas asortyment. Kiedyś sprzedawaliśmy dużo części potrzebnych przy remontach i naprawach silników. Wielu Polaków kupowało używane auta zagraniczne, bo były lepsze od naszych polonezów czy maluchów. Z czasem sprowadzane i kupowane przez Polaków auta zaczynały być młodsze wiekowo i mniej awaryjne, stąd też siłą rzeczy zaczęła przeważać sprzedaż części eksploatacyjnych, a nie podzespołów.

Prowadząc biznes staraliśmy się wzorować na sprawdzonych metodach sprzedaży. Wiele podpatrywaliśmy u potentatów, którzy coraz śmielej wchodzili do Polski.

-Zachód także otwierał się na polski rynek, czego wyrazem były wyjazdy, organizowane dla nas, sprzedawców, do Belgii, Niemiec czy Francji -mówi. Nie powiem, wiele się wszyscy nauczyliśmy i dzięki temu, że nauka nie poszła w las, to nasz biznes przetrwał tyle lat.

Handel raczej nie lubi stagnacji, dlatego starali się szybko dostosowywać do nowych, wartych uwagi i powielania, trendów w motoryzacji.

-Działaliśmy wspólnie z uznanymi producentami części samochodowych –mówi. Tak było w przypadku producenta amortyzatorów typu Monroe. Szybko zostaliśmy przez nich wciągnięci do ich sieci sprzedaży. Podobnie współdziałaliśmy z innymi producentami części samochodowych. Producent filtrów MANN zaprosił nas do swoich fabryk w Niemczech, NGK - do Francji czy RTS do Hiszpanii. Pokazywano nam najnowsze wyroby oraz proces ich produkcji. Wyjaśniali i przekonywali, dlaczego można im zaufać.

Trzydzieści lat temu nie było komputerów ani stron internetowych. Otrzymywali ogromne księgi z wydrukami poszczególnych produktów.

-Przekopanie się przez to wszystko było nie lada sztuką -mówi. Na szczęście samochody miały prostszą niż obecnie konstrukcję, a części zamiennych było zdecydowanie mniej. Mercedes, Volkswagen i Opel nadal królują na rynku europejskim, ale modeli i rodzajów wyposażenia do tych marek jest nieporównywalnie więcej. Jeśli do tego dodać auta japońskie i koreańskie oraz francuskie i amerykańskie, to rodzi się coś, czego nie da się w pojedynkę opanować.

Ostrowieccy sprzedawcy części i akcesoriów samochodowych również zaczęli się powoli specjalizować.

My poszliśmy w sprzedaż amortyzatorów Monroe oraz części do systemów hamulcowych – mówi Marek Skrzypczak. Oczywiście obok tych specjalizacji oferowaliśmy do sprzedaży także inne części. Ostrowiec Świętokrzyski nie jest rynkiem, na którym da się sprzedać tyle samo części co w Kielcach, Radomiu czy Warszawie.

Na początku komputery były pomocne przy sprzedaży ich asortymentu.

-Taki sklep jak nasz na półce magazynowej ma około dziesięciu tysięcy pozycji części -mówi. Dziś bez komputerów nikt nie wyobraża sobie normalnej działalności. Gdyby zabrakło światła na godzinę czy dwie, to wiele biznesów zwyczajnie by stanęło w miejscu. A jak nie ma sprzedaży, to nie ma kasy, jak nie ma kasy, to biznes upada.

Marek Skrzypczak mówi, że zawsze był na swoim utrzymaniu. Zawsze musiał myśleć, jak i w jaki sposób zarobić na swoje utrzymanie. Nauczył się dobrze liczyć, aby coś mu z tego handlu zostało.

-Byliśmy namawiani, aby wejść z naszym handlem na szersze wody, ale wytrzymaliśmy presję i jak się okazało, zrobiliśmy dobrze -mówi. Co prawda niektórym się ta sztuka udała, ale wielu innym, którzy ulegli takim namowom, już nie i dawno wypadli z rynku.

Nie przeszli do Internetu, nadal zajmują się tradycyjną sprzedażą. Jeśli to możliwe starają się dowieźć klientowi zamówiony towar. Potrafią doradzić wybór właściwego rozwiązania, ale pod warunkiem, że klient tego oczekuje lub prosi. Mają wielu klientów, którzy ufają im od lat. Taka lojalność zobowiązuje do jeszcze lepszej współpracy.

Królewska gra

Bez wątpienia praca uszlachetnia i czyni człowieka bardziej wartościowym, jednak relaks jest niezbędny dla zachowania równowagi i pogody ducha.

-Jedni łowią ryby, inni uprawiają jogging, a ja mam od dziecka moje ukochane szachy –mówi Marek Skrzypczak. Szachami mnie zaszczepił tata, a ja swoje dzieci. Ruchów w szachach jest dużo, a kombinacji więcej niż w TOTKA. Z szachami człowiek się rozwija. Im więcej poznajesz szachy, tym bardziej one cię pociągają. Zaczynasz się zastanawiać, dlaczego tę partię przegrałeś. Czy i gdzie popełniłeś błąd? Po pewnym czasie dowiadujesz się, że błąd był w dwudziestym posunięciu. Bo akurat ten błąd był istotny dla twojego czterdziestego posunięcia.

W czasach swej młodości wiedzę o szachach czerpał głównie z książek.

-Były to głównie książki po rosyjsku, gdzie szachy stały na najwyższym, światowym poziomie -mówi. Można je było nabyć w Warszawie na Nowym Świecie. Z czasem ja sam dorobiłem się własnej biblioteki z książkami poświęconymi szachom.

Najwyższy poziom w szachach chcieliby prezentować wszyscy, którzy interesują się tą królewską grą, ale tylko nieliczni do tego poziomu dają radę się wznieść. W sumie nie więcej jak kilkadziesiąt osób na całym świecie potrafi grać w szachy na najwyższym poziomie.

-Można wymienić szachistów, którzy do najwyższego poziomu dostali się dzięki własnym studiom i zgłębianiu wiedzy zapisanej w książkach -mówi. Instruktor szachowy może na wyższym poziomie nakreślić zawodnikowi kierunek rozwoju. Instruktor rozumie szachy i zna styl gry danego zawodnika. Wie, czy dany zawodnik jest lepszy w ataku, czy w obronie. Podobnie jest w piłce nożnej – jeden zawodnik jest dobrym obrońcą, ale niekoniecznie dobrym napastnikiem. Instruktor -trener pod ten styl gry zawodnika ustawia debiuty.

Kolor figur nie ma znaczenia dla stylu gry i gra białymi nie daje pewności na odniesienie zwycięstwa. Trzeba jednak pamiętać, że to grający białymi figurami wykonuje pierwszy ruch. Ten, kto ma czarne figury, musi odpowiedzieć na ten pierwszy ruch w danej partii.

Marek Skrzypczak należał do Klubu Szachowego „Hetman”, który przez lata prowadził Ryszard Nowicki. Jego pasję podzielał brat Andrzej Skrzypczak oraz syn brata. Z czasem szachy pokochał jego własny syn Tomasz i córki - Lena oraz Ania, którzy także zostali zapisani do ostrowieckiego klubu szachowego.

-Tomasz ma 35 lat i obecnie mieszka z żoną Anną oraz dziećmi w Ostrowcu Świętokrzyskim –mówi Marek Skrzypczak. Córka Lena mieszka i pracuje w Warszawie. Anna mieszka obecnie w Luksemburgu. Ania w szachach osiągnęła największe sukcesy. Zdobyła kilkanaście medali w zawodach rangi Mistrzostw Polski. Przeważnie w szachach szybkich i błyskawicznych. Największym jej sukcesem było zdobycie drugiego miejsca w międzynarodowym Turnieju Szachowym OPEN w czeskim mieście Frydek –Mistek. Anna reprezentowała też barwy Polski na Pucharze Dworkowicza w Moskwie.

Marek Skrzypczak uczestniczył w wielu zawodach i turniejach szachowych.

-Ja nie osiągnąłem w nich większych sukcesów, ale wszystkie bardzo dobrze wspominam -mówi. Lubiłem jeździć na zawody Gambit w Radomiu. Startowałem indywidualnie, ale również w drużynach rodzinnych – razem z dzieciakami.

Warto dodać, że na zawodach szachiści grają na czas. Zegar szachowy jest więc nieodłącznym atrybutem na stołach z szachami. Obecnie najkrótsze partie trwają jedną minutę. W tym systemie rozgrywane są nawet mistrzostwa Polski. Szachiści potrafią w ciągu 60 sekund wykonać po 50 -60 posunięć. Partia rozgrywana systemem tradycyjnym trwa ok. 5 -7 godzin. Kiedyś kończyło się partię po 40 posunięciach i następnie odkładało na drugi dzień.

Wypada się cieszyć, że szachy w Polsce wzniosły się na światowy poziom. Jan Duda czy Radek Wojtaszek (kilkanaście lat temu dawał symultanę w Parku Miejskim w Ostrowcu Świętokrzyskim) to zawodnicy, którzy mają na rozkładzie samego Carlsena . W tym roku nasi juniorzy przywieźli z mistrzostw świata rozgrywanych we Włoszech 3 medale, w tym te z najcenniejszego kruszcu.

Znaczenie szachów zawsze było duże, ale ostatnio o poziomie tej dyscypliny zaczynają świadczyć wysokie nagrody za zwycięstwa odnoszone w turniejach. W 2021 r., na Stadionie Narodowym w Warszawie w szachach szybkich i błyskawicznych, pula nagród przekroczyła 2 mln dolarów. W rozgrywanym super -turnieju w muzeum Polin w Warszawie pula nagród wyniosła 800 tysięcy złotych.

Wiele turniejów szachowych dla elity rozgrywanych jest w Internecie. Daje to szansę na rywalizację zawodnikom z różnych części świata. Widziałem, jak szachiści chińscy zasiadali przy stolikach w miejscu rozgrywania turnieju, natomiast ich przeciwnicy z Europy przy komputerach w swoich krajach.

Z aparatem fotograficznym w ręku

Młodzieńczą pasją Marka Skrzypczaka jest również fotografowanie. W latach 70. XX wieku należał do koła fotograficznego., w którym zdobył szlify młodego fotografa . W czasie studiów nie miał zbyt wiele czasu ma robienie zdjęć, ale gdy zamiłowanie do szachów udzieliło się również jego dzieciom, zaczął fotografować na poważnie.

-Jeżdżąc na zagraniczne turnieje, zacząłem robić zdjęcia szachistom –mówi. Robiłem zdjęcia podczas turnieju szachowego Tata Steel Chess. To jeden z najsłynniejszych turniejów, który rozgrywany jest corocznie w holenderskim mieście Wijk aan Zee z udziałem najsilniejszych szachistów świata, zazwyczaj w drugiej połowie stycznia. Na kilku dużych imprezach szachowych występowałem nawet jako oficjalny fotograf. Mam tu na myśli mistrzostwa świata do lat dwudziestu w Chotowej, mistrzostwa świata szkół w Krakowie, kongres FIDE w Krakowie, drużynowe mistrzostwa Europy w 2013 w Warszawie, czy mistrzostwa Polski w 2017 i 2019 rozgrywane w budynku GPW w Warszawie.

Fotografowanie zaczynał od aparatów analogowych, jak Druh czy Smiena. Jako uczeń szkoły średniej miał Kieva oraz Zenita. W wieku XXI robił zdjęcia aparatami cyfrowymi lustrzankami marki Olimpus i Nikon.

.-Dużo czytałem także na temat fotografowania –mówi. Nie zapomnę spotkania z Tomaszem Tomaszewskim, wybitnym polskim fotografem i pedagogiem, wykładowcą warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Powiedział on, że zdjęcie wykonuje fotograf, a nie aparat fotograficzny. Żeby się rozwijać w tej dziedzinie, trzeba przeglądać prace mistrzów. Uczymy się, oglądając i czytając najlepszych.

Nie da się wykonać profesjonalnych zdjęć, jeśli nie dysponuje się sprzętem z najwyższej półki. Dobrych zdjęć na zawodach sportowych nie da się zrobić, nie mając odpowiednich teleobiektywów ani możliwości ustawienia odpowiedniej czułości. A to oznacza, że pasja kosztuje, czasem nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Wiele zdjęć Marka Skrzypczaka wypełnia strony internetowe. Współpracuje on ze wszystkimi czasopismami szachowymi – Mat, Szachista i Panorama Szachowa.

-Kiedyś marzyłem, aby moja fota znalazła sie w jakimś wydaniu -mówi. Dzisiaj trudno zliczyć, ile ich było. 50 lat temu byłem stałym prenumeratorem czasopisma „Szachy”. Wtedy nawet przez myśl mi nie przeszło, że kiedyś moje materiały będą publikowane w tym czasopiśmie. Jednym z redaktorów magazynu „Szachy” był wtedy pan Andrzej Filipowicz - szachista, działacz i jeden z najlepszych sędziów szachowych na świecie. Czytałem jego felietony, rozwiązywałem jego zagadki szachowe, aby po 50 latach zostać jego przyjacielem. Do dzisiaj rozmawiamy co dwa, trzy dni, wymieniamy się ciekawostkami i jak tylko mamy możliwość, to spotykamy się na turniejach.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%