Zamknij

Słodko -gorzki smak biznesu

Wiesław RogalaWiesław Rogala 12:24, 02.10.2024 Aktualizacja: 12:27, 02.10.2024
Skomentuj

Jerzy Kaczorowski poznał słodko -gorzki smak biznesu jak rzadko kto, ale nie jest zgorzkniałym starszym panem. Osiągnął jako biznesmen niemało i mimo, że na pewnym etapie działalności przyszło mu pokutować za nieswoje błędy i winy, zachował pogodę ducha i życiowy optymizm.

Urodził się 16 lutego 1953 roku. Uczęszczał do Szkoły Podstawowej Nr 11 w Ostrowcu Świętokrzyskim. Potem wyjechał do Wrocławia, gdzie grał w Gwardii Wrocław i uczęszczał do Technikum Budowlanego przy ulicy Grabiszyńskiej.

-Jestem wysoki i już jako chłopiec grałem w koszykówkę –mówi. Przyznam, że ten mój wzrost ściągnął na mnie uwagę trenerów basketu. Tak wysokich ludzi jak ja w tamtym czasie nie było zbyt wielu. We Wrocławiu mieszkał mój wuj, który ściągnął mnie do siebie i zaprowadził do klubu. Wujek miał tylko 170 centymetrów wzrostu, ale znał się na sporcie i widział we mnie przyszłościowego zawodnika Gwardii Wrocław.

15-letni Jerzy Kaczorowski trenował z pierwszą drużyną basketballu, w której występowali dorośli zawodnicy w wieku dwudziestu, trzydziestu lat. Był szczupłej budowy ciała, co przy wzroście 197 centymetrów wyróżniało go na parkiecie wśród innych zawodników.

-Początkowo nie grałem całych meczów, gdyż trener wpuszczał mnie na parkiet na pięć, dziesięć minut gry -mówi. W miarę jak robiłem coraz większe postępy podczas treningów i przybywało mi sportowych umiejętności, trener okazywał mi coraz więcej zaufania i powoli stawałem się prawdziwym zawodnikiem pierwszoligowej drużyny basketu we Wrocławiu.

Sportowcy PRL-u nie zarabiali tyle, co dzisiejsi zawodnicy, ale szybko młody Jerzy Kaczorowski zaczął dysponować o wiele większą gotówką, aniżeli jego ojciec Eustachy, elektryk, ciężko pracujący w ostrowieckiej hucie na utrzymanie całej rodziny. Mama Stefania prowadziła dom oraz wychowywała mnie i moje dwie siostry.

-Muszę szczerze wyznać, że te pieniądze trochę mi przewróciły w głowie –mówi Jerzy Kaczorowski. Stać mnie było na wiele, w dodatku nie miałem na swoim utrzymaniu ani żony, ani dzieci. Mieszkałem w wynajmowanym mieszkaniu razem z Leszkiem Strasburgerem, który został mistrzem Polski w boksie, a potem był trenerem kadry narodowej w boksie. Po latach odwiedził on także Ostrowiec, gdy organizowaliśmy mistrzostwa Polski. Drugim moim współlokatorem był Jerzy Witek.

Jerzy Kaczorowski po ukończeniu szkoły wyjechał z Wrocławia do Kielc, gdzie grał w drużynie koszykówki Chemaru Kielce. Chemar to firma, która swoje początki datuje na drugą połowę lat 50. XX wieku. W dniu 19 lipca 1957 roku oddano do eksploatacji kuźnię, a w dniu 7 lipca 1958 roku – odlewnię. W 1963 roku nastąpił rozruch rurowni i zakończył się pierwszy etap budowy zakładów. Uruchomienie produkcji w nowo wybudowanym wydziale aparatury chemicznej nastąpiło w dniu 14 września 1966 roku. W rok później dokonano rozruchu technologicznego tłoczni. Obecnie Chemar SA jest liderem w branży odlewnictwa stali.

-Gra w drużynie Chemaru, w lidze międzywojewódzkiej, była krótkim epizodem w mojej karierze sportowej i zawodowej –mówi ostrowiecki biznesmen. Po roku gry w Kielcach, wróciłem do Ostrowca Świętokrzyskiego, gdzie przez rok pracowałem jako suwnicowy na WOT i Stalowni na Nowym Zakładzie.

Zarobki, jakie uzyskiwał w tej pracy, w ogóle go nie interesowały. Jako koszykarz zarabiał znacznie więcej.

Prywaciarz

Jerzy Kaczorowski szybko wszedł do prywatnej inicjatywy. Jako prywaciarz zaczynał od usług wnętrzarskich. Były to lata 70. XX wieku. Co prawda Polska otworzyła się trochę na świat, ale prywatna inicjatywa była pod pełną kontrolą władzy ludowej. Sztuką było więc znalezienie swojej niszy i pilnowanie, aby czasem się z czymś nie wychylić.

-Otworzyłem produkcję aluminiowych karniszy –mówi biznesmen. Był to bardzo dobry produkt, poszukiwany na rynku. Wiele z tych moich karniszy nadal wisi w domach. Resztę produkcji sprzedawałem na terenie Polski południowo –wschodniej. Zakład mieścił się przy ulicy Krześniaka w Ostrowcu Świętokrzyskim naprzeciwko smażalni ryb. Obecnie jest to ulica Siennieńska.

Ponieważ z czasem zaczęło brakować aluminium przerzucił się na produkcję  gwoździ. Wpadł na pomysł składania automatów do gwoździ. Wykonał odlewy na produkcję dwudziestu automatów. Dziesięć udało mu się złożyć i uruchomić. Pracowały one na terenie Polski. Gwoździe, które produkowałem zaopatrywałem sklepy i hurtownie branży metalowej.

-Przy produkcji karniszy zatrudniałem około pięciu sześć osób –mówi Jerzy Kaczorowski. Przy produkcji gwoździ zatrudniałem trzy, cztery osoby.

Będąc rzemieślnikiem działał pod patronatem Spółdzielni Rzemieślniczej. Dawało to spore korzyści, gdyż urzędy skarbowe patrzyły na tego typu prywaciarzy łagodniej.

Król złomu

Po pewnym czasie przypadek sprawił, że dowiedział się o brakach złomu dla huty i nie tylko. Dla przedsiębiorcy, który nieraz potrafił wykorzystywać dogodne okazje do zarobienia pieniędzy, była to prawdziwa żyła złota. Jako jeden z pierwszych przedsiębiorców w Polsce zaczął skupować złom stalowy i kolorowy.

W latach 90. XX wieku  „Gazeta Ostrowiecka” okrzyknęła go królem złomu.

-Skupując złom miałem swoje biuro w dawnym Hotelu „Łysica”, a obecnie Accademia w Ostrowcu Świętokrzyskim –mówi. Dniami i nocami pracowałem tam nad pozyskiwaniem złomu przez półtora roku. Był to dla mnie bardzo pracowity i być może najciekawszy okres w mojej działalności jako przedsiębiorcy. Pod wpływem pewnych ludzi wszedłem także w politykę.

Nie wszyscy wiedzą, że to Jerzy Kaczorowski odnowił kontakty między Województwem Świętokrzyskim, a Obwodem Winnickim na Ukrainie.

-W latach 90. XX wieku doprowadziłem do powstania spółki Wistos, gdzie po stronie polskiej występował Urząd Miasta w Starachowicach oraz Urząd Miasta Ostrowca Świętokrzyskiego i firma Złomet, a po stronie ukraińskiej Urząd Wojewódzki w Winnicy –mówi biznesmen. Była to jedna z pierwszych, o ile nie pierwsza spółka, stworzona na terenie Ukrainy przez Polaków i Ukraińców. W jej ramach można było prowadzić w zasadzie każdy rodzaj działalności gospodarczej.

Dla Jerzego Kaczorowskiego był to wspaniały czas. Poznał wielu ludzi po stronie ukraińskiej, miał świadomość tego, że robi coś ważnego. Przecierał szlaki, którymi później poszli inni przedsiębiorcy. Były wielkie oczekiwania, ale sama zaś spółka zbyt długo nie przetrwała.

-Moje zaangażowanie na Ukrainie oznaczało, że zostawiłem swój zakład krewnemu i pracownikom -mówi. W rezultacie mój, wcześniej kwitnący, zakład został doprowadzony do ruiny. Jedna z kontroli skarbowych zanotowała poważne nieprawidłowości finansowe. Majątek mojej firmy (stanowiły go dwie bazy – jedna przy ulicy Mostowej, a druga przy ulicy Żabiej) nadal był moją własnością, stąd też musiałem spłacić zaległości, co zajęło mi prawie piętnaście lat.

Na początku lat 90. XX wieku firma Złomet, która była jedną z najbogatszych w województwie kieleckim o największych obrotach i zyskowności, przestała się liczyć i popadła w ogromne zadłużenie.

-Na otarcie łez zostało mi niewiele w majątku trwałym, co sprawiło, że jakoś żyłem i stopniowo regulowałem nieswoje długi –mówi. Urząd Skarbowy pozwolił mi w dalszym ciągu prowadzić działalność gospodarczą, choć w bardzo okrojonym zakresie. Z konieczności zmieniłem nazwę firmy i zacząłem handlować surowcami wtórnymi.

Jerzy Kaczorowski dba o swoją godność jako przedsiębiorcy. Nie wyparł się swojej firmy i to co mógł to spłacił.

-Nie byłem w stanie pokryć wszystkich zobowiązań z przeszłości –mówi. Najważniejsze, że spłaciłem wszystkie należności wobec pracowników. Dzięki temu, idąc ulicami miasta, mam czyste sumienie i mogę każdemu spojrzeć w twarz. Przez pięćdziesiąt lat prowadziłem działalność gospodarczą i nie jestem nikomu nic winien. Tym się szczycę.

Nowa firma – nowe wyzwania

Firma Chemobud jest prowadzona przez syna Wojciecha. Mimo, że jestem już na emeryturze pełnię w niej rolę doradcy i w związku z tym nadal jestem aktywny zawodowo. Firma weszła w zakres robót specjalistycznych. Współpracuje obecnie z dwoma instytutami naukowymi i jednym dużym zakładem pracy. Dzięki temu  zostaną wdrożone nowoczesne technologie, które pozwalają odzyskiwać z surowców wtórnych cenne materiały przydatne w innych branżach przemysłu.

Jakiś czas temu do redakcji „Gazety Ostrowieckiej” zgłosili się mieszkańcy ulicy Mostowej w Ostrowcu Świętokrzyskim ze skargami na rzekome uciążliwości związane z zakładem funkcjonującym przy tej samej ulicy. Mieszkańcy twierdzili, że zakład jest uciążliwy dla środowiska, zdrowia i życia ludzi mieszkających w pobliżu. Podczas produkcji miało dochodzić do zapylenia powietrza. Pył z zakładu miał roznosić się po okolicy. W tej sprawie zaalarmowane zostały Starostwo Powiatowe w Ostrowcu Świętokrzyskim oraz Świętokrzyski Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Kielcach.

Jerzy Kaczorowski uważa, że nagonkę wywołał były pracownik konkurencyjnej firmy oraz dwóch sąsiadów.

-Posądzano nas o hałas i zapylenie –mówi przedsiębiorca. Przez 6 lat udowadnialiśmy, że nie ma ani hałasu, ani zapylenia, które by przekraczały dopuszczalne normy. Badania były robione przez Świętokrzyski Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Kielcach. Robiliśmy też potwierdzenia badań przez instytucje akredytowane. Jeżeli ani Starostwo, ani ŚWIOŚ nie miały podstaw do wstrzymania produkcji, to te wszystkie rzeczy, opowiadane naokoło, były niezgodne z prawdą. Firmy akredytowane, z uprawnieniami, które honoruje ŚWIOŚ i Starostwo, nigdy nie wskazywały przez te lata na zapylenie. Mamy materiały, które są zbudowane z tlenków, które są podstawowymi surowcami do budowy domów. To nie może szkodzić nikomu. Znany mi jest fakt, że zakład większy podobnej branży działa w środku miasta nie budząc niczyich sprzeciwów.

Według przedsiębiorcy nieprawdziwe są także zarzuty o zapylenie.

-Kupiliśmy urządzenie najnowsze do odpylania -mówi. Przez 3 lata odpylnia stała z boku. Było kilka spraw w sądzie ostrowieckim, kilka spraw w sądzie wojewódzkim – zostałem uniewinniony.  Ta odpylnia już została uruchomiona.

W 2022 roku zakład przerobił około 3.500 ton różnego rodzaju gruzów materiałów ogniotrwałych. W historii 30 letniej istnienia zakładu przerobił w postaci wyrobu i surowców około milion ton. 20 proc. produkcji sprzedawane jest jako recykling do innych zakładów typu Polska Ceramika czy Zakłady Magnezytowe Ropczyce, które są największymi zakładami ogniotrwałymi w Polsce. Nasze produkty sprzedajemy też do zakładów za granicą. Reszta przerabiana jest w zaprawach, betonach, prefabrykatach betonowych.

Jerzy Kaczorowski z synem nie rozważają przeniesienia zakładu w inne, oddalone od domostw, miejsce. Jak mówi w zakład w ciągu ostatnich 5 lat włożył 1,5 miliona złotych.

-Stale poprawiamy funkcjonowanie zakładu -mówi. Co dwa lata wykonujemy badania niezbędne do udowodnienia, że zakład nie narusza obowiązujących norm i przepisów. Jestem przekonany, że będzie to jeden z najczystszych zakładów tego typu w Europie.

Firma funkcjonuje normalnie, płaci podatki. Zatrudnia około trzydziestu osób. Należy do Stowarzyszenia Producentów Polskich i Europejskich. Jerzy Kaczorowski i jego syn Wojciech pracują dziennie więcej niż osiem godzin. Są przekonani, że nawet przeciwnicy z czasem uznają ich racje i zaniechają nagonki, która nie ma podstaw i nikomu nie służy.

Nadal aktywny

Półtora roku temu Jerzy Kaczorowski przeszedł na emeryturę, ale nie siedzi z założonymi rękami ani nie spędza czasu na wędkowaniu. Myśli intensywnie o projekcie innowacyjnym, który – ma taką nadzieję – pozwoli rozwijać się firmie syna.

-Chcemy z materiałów ogniotrwałych odzyskiwać składniki do nawozów i innych gałęzi przemysłu -mówi. Tej technologii, którą opracowujemy wspólnie z dwoma Instytutami, nikt przed nami nie wdrożył. Od ponad trzydziestu lat marzy mi się stworzenie firmy surowcowej z prawdziwego zdarzenia, która by zaopatrywała zakłady produkcyjne w różne materiały. Mam nadzieję że syn spełni te moje marzenia. Chodzi mi o odzyskiwanie w sposób nieuciążliwy dla ludzi i środowiska surowców wtórnych i ich wykorzystanie do produkcji nowych towarów. Stąd biorą się te nasze kontakty z przedsiębiorcami działającymi poza Europą. Wiemy, że Stary Kontynent jest najdroższym kontynentem pod względem surowcowym.

Jerzy Kaczorowski stara się nadal zdobywać nową wiedzę i doświadczenia, ale też dużo wypoczywać. Od czasu do czasu wyjeżdża na różne konferencje naukowe, zjazdy, a także w góry i nad morze. Ostatnio trochę czasu spędził w Egipcie i Chinach. Były to wyjazdy biznesowe.

Jerzy Kaczorowski jest najdłużej działającym prywatnym przedsiębiorcą na terenie Ostrowca Świętokrzyskiego. Jego marzeniem pozostaje nieco lepszy klimat dla biznesu. Nie chodzi o to, aby władza pomagała biznesowi, ale żeby nie przeszkadzała. W końcu ktoś – jak mówi - musi pracować i płacić podatki, aby kraj mógł normalnie funkcjonować. Prawo powinno być przejrzyste i przyjazne dla biznesu.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%