Żegnamy i wspominamy Lecha Nowakowskiego

Pani Anna Adamska późnym, niedzielnym wieczorem poinformowała nas, że odszedł od nas na zawsze w wieku 80 lat jej Tata – Lech Nowakowski, były pięściarz KSZO. Jeszcze nie tak dawno widywaliśmy się na corocznie organizowanym Memoriale Bronisława Kubickiego, witaliśmy się na ulicach miasta. Pan Lech zawsze chętnie opowiadał o KSZO i swoich dawnych zmaganiach na ringu.
– Swoją przygodę z boksem rozpocząłem pod koniec lat 50. – mówił. -W tamtych czasach w KSZO powołano do życia młodzieżową szkółkę bokserską, którą kierował nieodżałowany, choć nieco zapomniany, Bogdan Tylski. Uczęszczało do niej paru chłopaków. Dużo trenowaliśmy, byliśmy ambitni i uparci. Ja, w 1957 roku, podczas Indywidualnych Mistrzostw Okręgu Juniorów w Kielcach, wywalczyłem tytuł mistrzowski. W lutym 1961 roku, razem ze Sławomirem Ciechocińskim, reprezentowaliśmy klub ostrowiecki w X Mistrzostwach Okręgu Kieleckiego.
Obaj wywalczyliśmy tytuły wicemistrzów – tylko, że on w seniorach, a ja w juniorach. W 1967 roku na obiektach KSZO został zorganizowany mecz bokserski pomiędzy okręgiem kieleckim, a drużyną TSC Berlin. Zremisowałem wtedy z Tenberem.
Lech Nowakowski od lat utrzymywał dobre kontakty z kolegami z tamtych lat: Arkiem Korczakiem, Józkiem Fronczkiem, braćmi Bimkami, Zygmuntem Sendrowiczem, Tadkiem Niezgodą. Wielu jego kolegów, niestety, już odeszło na zawsze, a teraz przyszła kolei na niego… -Atmosfera dawnych treningów i spotkań bokserskich była niepowtarzalna. Wczesne lata 60. były nieco słabsze dla klubu, lecz dyscyplina i upór ówczesnego trenera, Bronisława Kubickiego, uratował ostrowieckie pięściarstwo, a dobra praca Bogusława Wojsławskiego, który kierował szkółką, dała efekty w postaci ożywczego napływu do sekcji młodzieży – pamiętam jego wspomnienia. -W efekcie, koniec lat 60. utożsamiany był z niezłą passą ostrowieckiego boksu. Wiele walk wygrywaliśmy. Ja walczyłem wtedy w wadze lekkopółśredniej i w tej kategorii zdobyłem mistrzostwo. W 1973 roku nastąpiła zmiana trenera. Został nim Andrzej Słomiński, były trener szczecińskiej Arkonii. Był to dobry i wymagający trener. Wkrótce awansowaliśmy do II ligi.
Lech Nowakowski miał także wspomnienia piłkarskie, związane z drużyną KSZO.
-Tak naprawdę to od dziecka uwielbiałem ruch, nie mogłem na miejscu usiedzieć. Wraz z bratem Waldkiem, artystą rzeźbiarzem, cały czas w coś graliśmy, biegaliśmy, biliśmy się. Uwielbialiśmy wycieczki do lasu. Kocham las, znam mnóstwo gatunków ptaków i widziałem wiele dzikich leśnych zwierząt. Jestem zapalonym grzybiarzem, choć lubię też ciszę rzeki. Z wędką mogę długie godziny spędzać nad brzegiem rzeki, wpatrując się w wodę. Po prostu, lubię przyrodę.
L. Nowakowski pracował w przeszłości na walcowni uniwersalnej. W 1998 roku odszedł z niej na emeryturę.
-Od tamtej pory dużo spaceruję, ćwiczę, rozwiązuję krzyżówki, lubię rozmyślać – mówił o sobie na swych 70.urodzinach. -Miałem dwoje dzieci, ale w 1997 roku przeżyłem wielką osobistą traumę, kiedy to odszedł tragicznie mój 20 – letni syn. Takie wydarzenia sprawiają, że zmienia się całe życie, które już nie jest takie, jak dawniej. Mam córkę Anię i dwoje wnucząt: Gosię i Maćka. To oni są radością mojego życia. W moim sercu mam też boks, piłkę nożną i wszystkie te wspomnienia o dawnych wydarzeniach sportowych w naszym mieście…
Lecha Nowakowskiego zapamiętamy jako człowieka sportu, kochającego sport i ludzi, pełnego radości życia i uśmiechu na co dzień.

Print Friendly, PDF & Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *